Awantura między dziennikarzami Newsweeka. Są kolejne oskarżenia o mobbing i ostra wymiana zdań

Małgorzata Puzyr
Małgorzata Puzyr
Tomasz Lis został zwolniony z "Newsweeka" w zawiązku z aferą o mobbing. Teraz podobne oskarżenia kieruje Wojciech Staszewski pod adresem Renaty Kim.
Tomasz Lis został zwolniony z "Newsweeka" w zawiązku z aferą o mobbing. Teraz podobne oskarżenia kieruje Wojciech Staszewski pod adresem Renaty Kim. Marek Szwadyn/ Polska Press
Jeszcze kilka dni temu dziennikarka "Newsweek Polska" Renata Kim ujawniła, że to ona alarmowała o złej sytuacji w redakcji w związku z zachowaniem Tomasza Lisa. W środę sama usłyszała oskarżenia o mobbing od swojego byłego podwładnego Wojciecha Staszewskiego, który twierdzi również, że zwolnienie Lisa to nie jej zasługa.

Dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim przyznała w niedzielę, że to ona była osobą, która zawiadomiła HR i związki zawodowe o sytuacji w tygodniku. Informację w tej sprawie dziennikarka przekazała za pośrednictwem mediów społecznościowych. Jednocześnie wyraziła wdzięczność nowemu naczelnemu Tomaszowi Sekielskiemu za wysłuchanie i zrozumienie.

Oskarżenia o mobbing

Pracujący dla tytułu w latach 2013-2016 Wojciech Staszewski w środowym wpisie na Facebooku wspomina o Tomaszu Lisie, którego styl zarządzania ocenia jako usytuowany "gdzieś między chamstwem a charyzmą", jednak największe pretensje kieruje w stronę swojej byłej bezpośredniej przełożonej.

"Moją bezpośrednią przełożoną była w Newsweeku Renata Kim. W ostatnim roku mojej pracy stresowała mnie z pewnością bardziej niż Tomek. To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin „jak powietrze”, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem" - pisze były dziennikarz "Newsweeka", dodając, że przełożona straszyła go także zwolnieniem z pracy.

- To z powodu Renaty poszedłem wtedy do mojej pani psychoterapeutki - przyznaje.

Zwolnienie Lisa to nie zasługa Kim?

Jak twierdzi Staszewski, to nie za sprawą interwencji Renaty Kim Tomasz Lis stracił stanowisko. "Internety dały się nabrać" - ocenił.

"Renata Kim została uznana za świecką świętą. Sygnalistkę, która jako jedyna walczyła z Tomaszem Lisem i w końcu doprowadziła do jego zwolnienia. Fakty, przedstawiane m.in. na spotkaniu zarządu z redakcją, są inne. Renata Kim sygnalizowała sprawę działowi HR, ale z obawy przed Lisem zgłoszenie wycofała. To było parę lat temu. Tomasz Lis został zwolniony po skardze innej osoby. Zarząd nie ujawnia ani kim ona jest, ani czego skarga dotyczyła. Natomiast nie jest to Renata Kim" - pisze.

"Pisałeś słabe teksty". Jest odpowiedź Kim

"Wojtek, odpowiem, bo oskarżenia o mobbing nie wolno ignorować, choćbym bardzo chciała tego uniknąć. I na twój brutalny tekst odpowiem bez delikatności" - napisała w odpowiedzi na post Staszewskiego Renata Kim.

Opisała, że dziennikarz przyszedł do redakcji "Newsweeka" jako "gwiazda", która miała robić okładkowe reportaże i pracował jedynie trzy tygodnie w miesiącu.

"Godziłam się na to, bo ceniłam twój warsztat, lubiłam czytać twoje teksty, kiedy jeszcze pisałeś w GW. Godziłam się, mimo że to oznaczało, iż masz nie tylko kodeksowe 5 tygodni urlopu, ale kolejne 12. Więc bardzo często byłeś na urlopie. Ale nawet na to bym się godziła, gdyby nie to, że kiedy pracowałeś, pisałeś słabe teksty" - stwierdza.

"W pewnym momencie stało się jasne, że nie jesteś tą gwiazdą, która miała nam trzaskać okładkę za okładką. Lis nie potrafił ci tego powiedzieć, ale rozwiązaniem sytuacji obciążał mnie" - dodaje.

Przypomniała również swojemu byłemu podwładnemu, że po latach rozmawiali o wspólnej pracy i przeprosiła go za to, że "przerzucała na niego presję, jaką szef wywierał na niej". "Po latach, próbując niejako zmazać tamte błędy, znowu zamawiałam u ciebie teksty. Żeby zacząć od nowa, dać nam kolejną szansę. Nie wyszło, bo każdy kolejny tekst był słabszy od poprzedniego. I teraz nawet już nie chciałeś ich poprawiać" - wspomina.

"Nazywanie mnie mobberką w chwili, gdy od zwolenników Lisa słyszę, że jestem donosicielką, beztalenciem, najsłabszym ogniwem, które latami nie umiało się ogarnąć, zawalczyć o siebie – to zwykła podłość" - ocenia Kim.

Kolejne oskarżenia

Dziennikarka odniosła się również do zarzutów o ignorowanie Staszewskiego. "Co do odwracania od ciebie wzroku: no naprawdę żałuję, że muszę to napisać, ale nie mam innego wyjścia, skoro uczyniłeś z tego zarzut. W czasie, kiedy razem pracowaliśmy, skrzywdziłeś moją przyjaciółkę. Więc patrząc na ciebie, zawsze myślałam o niej" - napisała.

Dyskusja pod postem

W dyskusję pod postem na Facebooku włączył się także Rafał Kalukin, który związany był z "Newsweekiem" w latach 2012-2016. Podkreślił, że w tamtym okresie firma "doskonale wiedziała, jak Lis zarządzał ludźmi".

"Renata była wtedy pod ogromnym wpływem Lisa i w pełni akceptowała jego model zarządzania redakcją. Ale jedna uwaga: za naszych czasów Lis nie osiągnął jeszcze pełni swoich mobberskich możliwości. Bywało różnie, teraz słabo to wspominam, ciekawie zresztą z dystansu porozkminiać strategie dostosowawcze rozmaitych osób. Także Renaty" - napisał.

"Z tego co wiem, to seanse metodycznego gnojenia konkretnych osób zaczęły się gdzieś w okolicach 2019-2020. I że Renata była jedną z tych najbrutalniej potraktowanych. Moim zdaniem to dobrze, że się teraz ujawniła, bo nikt nie powie, że tylko anonimy szargają Wielkiego Redaktora. Tyle, że zrobiła to po swojemu (To Ja Byłam Ewą) i nie pytając nikogo o zdanie sprywatyzowała zbiorową traumę" - ocenił, dodając, że jednak "korzyść jest istotniejsza".

Kolejny głos w sprawie

Jak przyznał w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl były sekretarz redakcji w "Newsweeku" Ryszard Holzer miał podobne doświadczenia.

- Pod koniec 2018 roku zostałem zaproszony do pokoju, gdzie siedział Tomasz Lis, szef "Forbesa" i dyrektor wydawnicza RASP, Anna Kaczmarska. Zaproponowano mi wówczas przejście do "Forbesa". Gdy odmówiłem, miałem kolejne wizyty osób z HR przy moim biurku, które uświadamiały mi, że redaktor naczelny ma prawo dobierać sobie współpracowników, a także może przenieść pracownika na pół roku do innego tytułu. Sprawdziłem, istotnie: było tak zapisane w umowie - relacjonuje Holzer, dodając, że z działu HR usłyszał, że jeśli nie będzie chciał zostać w "Forbesie" i po sześciu miesiącach od przeniesienia wróci do "Newsweeka", redaktor naczelny "uprzykrzy mu życie".

lena

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl