Anna Przybylska i Jarosław Bieniuk. Nasze własne, polskie "Love story"

Kuba Dobroszek
Jarosław Bieniuk
Jarosław Bieniuk FOT. TOMASZ BOLT / POLSKAPRESSE
W niedzielę dotarła do nas smutna wiadomość: zmarła aktorka Anna Przybylska. Miała 36 lat, osierociła trójkę dzieci. Choć produkcji, w których wystąpiła, było całkiem sporo, jej najwybitniejszą rolą i tak pozostanie ta, którą odgrywała w życiu prywatnym: matki i partnerki.

Co można powiedzieć o 36-letniej kobiecie, która zmarła? Że była piękna i zdolna? Że kochała swoją pracę, polskie morze, spacery po plaży? I - nade wszystko - rodzinę?

Powyższy wstęp to parafraza słynnego cytatu z kultowego filmu Arthura Hillera: "Love Story". Chyba nie trudno domyślić się, jaki temat podejmuje wspomniana właśnie produkcja. Jej tytuł, jak również przesłanie, świetnie obrazuje wspólne życie Anny Przybylskiej i Jarosława Bieniuka. Aktorka dla jednych na zawsze pozostanie słodką, trochę naiwną policjantką Marylką ze "Złotopolskich". Inni zapamiętają ją z rodzimych komedii pełnometrażowych, takich jak "Kariera Nikosia Dyzmy" czy "Superprodukcja". Są pewnie i tacy, którzy poznali ją dopiero przy okazji teledysku sopockiej grupy Blenders, w którym była przywódczynią armii modelek. Jednak najważniejszą rolą, jaką zagrała - przy całym szacunku do jej aktorskich umiejętności - pozostanie rola matki i partnerki. Za nie, bez dwóch zdań, powinna otrzymać miłosnego Oscara. Przybylska i Bieniuk, mimo wszelkich ku temu predyspozycji, nigdy nie stali się polskimi Beckhamami.

Tak, to był komplement.

Nie szokowali, nie pławili się w luksusie. - Czy Beckham nie przesadził z tym wszystkim? Mało kto już pamięta, że to dobry piłkarz. Teraz bardziej jest kojarzony z reklamami i skandalami seksualnymi. Z jakimiś perfumami czy ciastkami - mówiła Przybylska w wywiadzie dla "Gali". Inną sprawą jest, że Jarosław Bieniuk pod względem piłkarskim nigdy nie był w stanie dorównać swojemu angielskiemu koledze po fachu.

Ale czasami nie umiejętności sportowe są najważniejsze. - Ania dla rodziny była gotowa zrobić naprawdę wszystko. Ten cały splendor, czerwone dywany, sława, autografy niewiele dla niej znaczyły, jeśli nie mogła ich dzielić z najbliższymi - stwierdza kolega aktorki z planu serialu "Złotopolscy", dodając, że jej ukochanym miejscem na ziemi na zawsze pozostała Gdynia.
Gdynia... Konkretna dzielnica: Orłowo. Miejsce, do którego chciała wracać zawsze.

Bo mój chłopiec piłkę kopie...
Mimo tego większość zawodowego życia spędziła poza rodzinnym miastem: w Warszawie czy też w Łodzi - to właśnie w Widzewie Bieniuk rozegrał spory okres swojej kariery piłkarskiej.

Jednak największym wyzwaniem dla aktorki była przeprowadzka do Turcji, dzięki której kariera jej partnera miała nabrać europejskiego rozpędu. - Dla Jarka to była ogromna szansa, powtarzał to na każdym kroku. Ania miała wątpliwości co do miejsca zamieszkania, ale nie miała wątpliwości, że chce być jak najbliżej ukochanego - opowiada znajomy pary. Sama Przybylska tłumaczyła swoje rozterki odpowiedzialnością za rodzinę. - Czuję się, jakbym zrzuciła ciężar. Wiem, że postąpiłam słusznie.

Uznałam, że dzieci są w takim wieku, że mnie najbardziej potrzebują. Zresztą Jarek też - mówiła w "Gali". Bieniuk, choć zarobił mnóstwo pieniędzy, kariery w tureckim Antalyasporze nie zrobił, a jego największym osiągnięciem piłkarskim chyba na zawsze pozostanie strzelenie gola Barcelonie, już w barwach Lechii Gdańsk.

Warto wspomnieć, że samemu klubowi z Turcji nie wiodło się dobrze - coraz gorsze wyniki, spadek do niższej ligi, wycofanie się sponsorów. Powrót do Polski był jak długo wyczekiwana ucieczka z tonącego okrętu.
Jeśli chodzi o piłkę nożną, to Przybylska, delikatnie mówiąc, nie była zbytnio obeznana z jej zasadami. Znajomi opowiadają, że początkowo pytała przed meczami, której drużynie ma kibicować, jaki szalik założyć. Dużo czasu zajęło jej zrozumienie, na czym polega spalony. Jednak brak znajomości specyfiki futbolu nie przeszkodził jej w bezceremonialnym zapoznaniu się z Bieniukiem. Spotkali się podczas jednej z gdańskich imprez. Ponoć od razu zaiskrzyło.

Z Beckhamami zresztą było podobnie: podczas meczu, po którym słynna para się poznała, Victoria nawet nie rozpoznawała biegających po boisku zawodników - nie zabrała okularów. Podczas przyjęcia, na którym świętowano zwycięstwo (Manchester United pokonał wówczas Sheffield Wednesday 2:0), to Posh Spice przejęła inicjatywę. Po latach tak wspominała tamten dzień: - Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i od chwili, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy, wiedziałam, że z tym facetem chcę spędzić resztę życia.

Gdy opowiadam o tym podobieństwie bliskiej znajomej pary, ta tylko się uśmiecha. - Ania, już zanim poznała Jarka, wiedziała, że chce z nim spędzić resztę życia - komentuje krótko, dodając, że w Bieniuku podkochiwało się wiele koleżanek aktorki. No, tak: wysoki, przystojny, z bardzo dobrą pensją, do tego piłkarz. Biegający po murawie ideał.

Medialna nagonka
Niemal wszyscy, którzy kiedykolwiek zetknęli się z aktorką, wyrażali się o niej w superlatywach. Miła, sympatyczna, skromna, choć - zwłaszcza już po urodzeniu dzieci - niezbyt imprezowa, mało towarzyska. Tak opisują Przybylską koledzy z planu, reżyserzy, żony piłkarzy grających w tych samych klubach, co jej partner. Jedynie fotoreporterzy tabloidów zwykli skarżyć się na artystkę.
A ta była przecież dla nich, jak to mawiają, łakomym kąskiem: ładna, znana, z mężem piłkarzem (swego czasu bezrobotnym), walcząca z chorobą. Okładka wręcz wzorcowa, prawda? A te liczne krzyczące do nas tytuły, fascynujące chyba jedynie niewprawionych odbiorców mediów...

Z paparazzi można żyć dwojako: albo w otwartym konflikcie (jak choćby Maciej Stuhr czy Maciej Maleńczuk), albo w zgodzie. Coraz popularniejsze stają się tzw. ustawki, stosowane zwłaszcza przez mniej utalentowane celebrytki spod znaku Edyty Herbuś. Gwiazda obwieszcza fotoreporterowi, gdzie i kiedy się pojawi. Wszyscy są zadowoleni - znana osoba, bo się ładnie ubierze, zostanie sfotografowana w konwencji, jaką sama wybierze. A paparazzi - bo będzie miał swoje zdjęcia. - Ustawka z Przybylską? Chyba pan kpi! - komentuje pracownik jednego z tabloidów.

Rzeczywiście, w wywiadach z aktorką na próżno szukać wyrazów sympatii dla paparazzi. A tam, wyrazy sympatii! Swego czasu rodzina Przybylskiej mówiła wręcz o nagonce medialnej, a sama aktorka ponoć, nim wychodziła z domu, robiła krótki rekonesans, czy gdzieś nie czai się natrętny fotograf. Trudno się dziwić. Mało kto chciałby widzieć swoje zdjęcia z dziećmi na okładce ogólnopolskiego magazynu. - OK, momentami może zachowujemy się nie w porządku. Ale to nasza praca - ucina krótko jeden z paparazzi.

Pod względem obecności w mediach wszelakich do Beckhamów zdecydowanie bliżej było innej parze - mówiąc oględnie - okołoartystyczno-sportowej: Dodzie i Radosławowi Majdanowi. Im z kolei zabrakło wdzięku, klasy i po ludzku umiejętności, które sprawiły, że w parze z Wielkiej Brytanii zakochały się miliony na całym świecie.

Ostatnie miesiące
Gdy Polskę obiegła smutna wiadomość o chorobie, z którą zmaga się Przybylska, aktorka stała się jeszcze bardziej pożądanym obiektem zdjęć, wywiadów. Ona sama jednak niechętnie opowiadała o swojej walce z chorobą, nie spowiadała się wszystkim możliwym mediom ze swoich smutków, błędów, kolejnych operacji. - Jestem chora, walczę! - ograniczała się do krótkich komentarzy, nierzadko okraszonych charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Przykład? Jakiś czas temu jeden z tytułów plotkarskich podał nieprawdziwą informację o jej śmierci. Aktorka skwitowała z uśmiechem: "Pozdrawiam z zaświatów!".
Dużo poważniej za to o swojej chorobie opowiadała dwutygodnikowi "Viva!". - Najbardziej chciałabym wyjść z tej sytuacji, w jakiej się teraz znajduję, i móc funkcjonować, tak jak funkcjonowałam do tej pory - powiedziała. Wspominała, że nie może doczekać się wiosny.

Aktorstwo? Na pewno?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że kariera aktorska była jedynie pretekstem, dzięki któremu poznaliśmy Annę Przybylską. Nie ukrywajmy: role, w które się wcieliła, nie zapiszą się na wieki na kartach historii rodzimego kina. Co prawda, nietrudno było pokochać uroczą Marylkę, która bawiła widzów w serialu "Złotopolscy", a w "Bokserze" (opartym na historii Przemysława Salety) kibicowaliśmy jej bohaterce w walce o córkę, jednak to rola, którą odegrała w życiu prywatnym, była jej najwybitniejszą.

Tytuły prasowe zalała już fala sylwetek zmarłej aktorki. O raku trzustki, który odebrał dzieciom matkę, powiedziano już niemal wszystko: że najgroźniejszy, że trudno rozpoznać objawy, że ciężko wyleczyć. Lekarza Przybylskiej opowiadającego o przebiegu choroby u aktorki pomińmy. Celebryci z kolejnych, różnych stron gazet od tygodnia wspominają swoją "koleżankę", "przyjaciółkę", "świetną aktorkę". Nawet politycy zwykle nieromansujący zbytnio z show-biznesem wypowiadają się na temat przedwczesnej śmierci Anny Przybylskiej.

Tak, wiemy - my również wpisujemy się w ten medialny trend. Dlaczego, po co? Karolina Korwin-Piotrowska napisała na swoim Facebooku, że zmarła aktorka była, po prostu, fajną babką.

Dlatego właśnie. Anno, nie znałem Cię prywatnie, nigdy nie udzieliłaś mi wywiadu. Ale, kurczę, naprawdę musiałaś być, tak po ludzku, fajną babką. Tylu ludzi nie może się mylić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl