Anna Prus: fascynujący świat latających maszyn

Paweł Gzyl
Anna Prus urodziła się w 1981 r. w Zielonej Górze. Aktorka filmowa i teatralna. Absolwentka animacji kultury i stosunków międzynarodowych. Skończyła m.in. studio aktorskie LART w Krakowie i warsztaty filmowe na Europejskiej Akademii Filmowej w Berlinie
Anna Prus urodziła się w 1981 r. w Zielonej Górze. Aktorka filmowa i teatralna. Absolwentka animacji kultury i stosunków międzynarodowych. Skończyła m.in. studio aktorskie LART w Krakowie i warsztaty filmowe na Europejskiej Akademii Filmowej w Berlinie Piotr Fotek
Annę Prus zobaczymy niebawem w ekranizacji słynnej powieści Arkadego Fiedlera - „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”. Z tej okazji aktorka opowiada nam o swym upodobaniu do historycznych ról.

Jest pani jedną z dwóch głównych bohaterek kobiecych w filmie „Dywizjon 303”. Kim jest Jagoda Kochan?

W filmie są tylko dwie kobiety - Angielka i Polka. Ja gram tę drugą. Jagoda to kobieta mocno stąpająca po ziemi, córka inżyniera silników lotniczych. Uczy się latać. Fascynuje ją świat podniebnych maszyn. W przeciwieństwie do męskich bohaterów filmu, Jagoda to postać fikcyjna.

Jak się pani przygotowywała do tej roli?

Uwielbiam historyczne filmy. Gdybym mogła, to występowałabym tylko w kostiumowych rolach. Moja bohaterka jest nietypowa: podczas kiedy inne kobiety w tamtych czasach noszą się bardzo kobieco, ona woli mundur lotniczy. Tylko raz widzimy ją w spódnicy - na potańcówce. Przygotowując się do tej roli musiałam dowiedzieć się, jak w czasie II wojny kobiety rozmawiały i zachowywały się. Sporo zmieniło się w naszym słownictwie czy obyczajach. Dziś już nie ma choćby takiego jak kiedyś romantyzmu w relacjach między zakochanymi. Dawniej nie do pomyślenia było to, że kobieta może poprosić do tańca mężczyznę - dziś tak się już dzieje.

Jak się pani czuła na planie wśród samych mężczyzn?

Moja postać lubi towarzystwo facetów - i to nie w sensie kokieteryjnym, ale jako ich równoprawna kumpela. Ona chce latać, nie boi się tego, jest silna. Podobnie było ze mną. Zapewne dlatego, że moimi partnerami byli świetni aktorzy - Maciek Zakościelny, Piotrek Adamczyk czy Antek Królikowski. Grałam z nimi już nie raz, więc dobrze się znaliśmy.

Powiedziała pani, że uwielbia historyczne filmy - i zagrała pani już w kilku. Z czego to wynika?

Reżyserzy najczęściej obsadzają aktorów i aktorki „po warunkach”. Ja na szczęście mam dosyć plastyczną urodę, mogę się więc wpasować w historyczny kostium. Najwspanialszym przeżyciem dla mnie jako aktorki jest jednak możliwość przenoszenia się w czasie. Nie daje tego żaden inny zawód. Kiedy mam taką okazję, natychmiast odżywam i wszystkie moje troski odpływają. Może dlatego, że jako dziecko marzyłam o skonstruowaniu maszyny czasu (śmiech).

Zaczynała pani od roli kostiumowej, bo jako dwunastolatka wystąpiła pani w teatrze w „Dziadach”.

To był wspaniały czas w moim życiu: przez sześć lat, od dwunastego do osiemnastego roku życia, uczestniczyłam w zajęciach małej akademii teatralnej w Zielonej Górze. Zamieniłam się wtedy z nastolatki w młodą kobietę. Zajęcia odbywały się prawie codziennie po 4-5 godzin. Pewnego dnia zorganizowano casting do „Dziadów” i udało mi się dostać rolę. Wtedy pierwszy raz grałam z profesjonalnymi aktorami. Nie czułam jednak stresu, cieszyłam się i miałam poczucie, że mam ważną misję do spełnienia. Do dziś czuję zapach tamtej sceny. Tak się zaczęło moje aktorstwo.

To rodzice popchnęli panią w tym kierunku?

Ależ skąd - mama była nawet przeciwna. „Dziecko, gdzie ty chcesz być aktorką. Przecież to nie ma przyszłości” - mówiła. Tak zresztą pewnie powiedziałaby większość rodziców. Bo faktycznie aktorstwo to nie jest „pewny” zawód. Kiedy zaczęłam grać, mama trochę się przekonała. Teraz jest moją największą fanką i zbiera wszystkie moje wywiady z gazet. Tata mnie wspierał od początku i zawoził na zajęcia czy castingi. Pamiętam, jak startowałam do roli Zosi w „Panu Tadeuszu” Andrzeja Wajdy. W wytwórni na Chełmskiej poznałam Alicję Bachledę-Curuś i Anię Cieślak. Byłyśmy wtedy w szkole podstawowej.

Najwspanialszym przeżyciem dla mnie jako aktorki jest jednak możliwość przenoszenia się w czasie

Zaliczyła pani różne kursy i szkoły aktorskie, ale nie ukończyła pani akademii teatralnej. Dlaczego?

Los tak zdecydował. W liceum chodziłam do klasy z poszerzonym językiem niemieckim. Zdałam też maturę z tego języka. Znałam go więc bardzo dobrze. Kiedy zdecydowałam się zdawać do akademii teatralnej, pojechałam do Krakowa i Łodzi. Dostałam się do kolejnego etapu, ale otrzymałam wtedy rolę w niemieckim filmie. Wiedziałam, że jak zacznę studiować, to nikt mnie nie puści na pierwszym roku na ten plan. Dlatego zdecydowałam się zagrać w filmie i zrezygnować ze studiów. Tak się jednak złożyło, że kilka osób z tej niemieckiej produkcji zdawało potem na akademię aktorską w Berlinie. Dlatego ja też postanowiłam spróbować. Studiowałam więc w międzynarodowym towarzystwie. To było coś zupełnie innego niż w Polsce: u nas mocno stawia się na teatr, a tam większy nacisk kładziono na film. I to było fajne: bo mogłam próbować różnych rzeczy.

Zwrócono na panią uwagę po występie w „Wojnie polsko-ruskiej”, gdzie zagrała pani brzydulę Alę.

Początkowo miałam zagrać rolę Magdy, którą ostatecznie dostała Roma Gąsiorowska. Reżyserujący film Xawery Żuławski powiedział: „Nie, gdybym dał ci rolę Magdy, to byłoby obsadzenie cię „po warunkach”. Zawsze na to narzekasz i teraz chcesz zrobić to samo. Nie - zagrasz Alę”. Początkowo byłam załamana. „Ja, Alę? Gdzie!” - myślałam. Podjęłam jednak ostatecznie wyzwanie. Mieliśmy aż dwa miesiące prób, tak jak w teatrze. I powoli, powoli stałam się Alą. Rozjaśniono mi włosy, przycięto brwi, no i codziennie rano odpalałam Radio Maryja (śmiech). Bo Ala była bardzo religijna. Chodziła w ortopedycznych sandałach i kolorowych skarpetkach z wiecznym uśmiechem na twarzy. Kiedy skończyły się zdjęcia, zeszłam z planu i chodziłam po mieście z tym uśmiechem jeszcze przez tydzień. To było coś niesamowitego.

Potem była pani femme fatale w filmie „Siedem minut”. Jak się pani czuła w takiej roli?

Grałam już sporo tego rodzaju ról w telewizji, więc nie było już dla mnie wielkim wyzwaniem. Nowym doświadczeniem, jakie nabyłam wtedy na planie, była umiejętność... tańca na rurze (śmiech). Dla odmiany zaraz potem zagrałam w Rosji zakonnicę.

Dlaczego zaczęła pani grać w rosyjskich filmach?

Miałam casting. Co ciekawe, w ogóle nie znałam rosyjskiego. Poszłam jednak, bo u nas tak rzadko zdarzają się zagraniczne castingi, że stwierdziłam, iż będę żałować, jeśli nie pójdę. Dostałam się do finału, ale z przebojami. Kiedy usłyszałam, że szukają szczupłej i bladej blondynki, machnęłam ręką i poleciałam ze znajomymi na wakacje do Grecji. Tam spaliłam się na mahoń i przytyłam dwa kilo. A tu po powrocie dzwoni do mnie agentka i mówi, że... dostałam rolę u Rosjan.

To była wymagająca rola?

Musiałam być wychudzona, więc przez dwa tygodnie piłam tylko wodę i jadłam jedno jajko dziennie. Opłaciło się

Bardzo. Kręciliśmy trzysta kilometrów za Moskwą, plan był oddalony o półtorej godziny drogi od motelu na kompletnym pustkowiu, gdzie mieszkała ekipa. Kiedy w Polsce był jeszcze ciepły wrzesień, tam temperatura spadała rano do zera. Ciągle musiałam siedzieć w okopach, więc złapało mnie zapalenie oskrzeli. Ale nie narzekałam. Najgorsze było jednak, że nie znałam rosyjskiego. Umiałam powiedzieć tylko „zdrastwujtie”. Co wieczór biegałam więc do kogoś z produkcji, by przeczytał mi napisane cyrylicą dialogi, które miałam wygłaszać. Spałam po 3-4 godziny. Do tego musiałam być wychudzona, więc przez dwa tygodnie piłam tylko wodę i jadłam jedno jajko dziennie. Wszystko to opłaciło się, bo dostałam za rolę ważne nagrody.

Zagrała pani też w amerykańskim filmie. Jak tam się pani dostała?

Kiedyś mówiło się, że polskie aktorki mają szansę zagrać w amerykańskim filmie tylko... rosyjskie prostytutki (śmiech). Dzisiaj się to jednak zmieniło. Teraz Hollywood szuka aktorów w Europie, bo pojawiła się opinia, że są zdolniejsi od tych z Ameryki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anna Prus: fascynujący świat latających maszyn - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl