Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Petelenz: Na własnym kręgosłupie przekonałam się, że żyję w mieście stworzonym głównie dla mężczyzn

Marcin Banasik
Marcin Banasik
Anna Petelenz - pisarka, eseistka oraz dziennikarka miesięcznika „Kraków i Świat”
Anna Petelenz - pisarka, eseistka oraz dziennikarka miesięcznika „Kraków i Świat” Marcin Banasik
- Myślę, że Kraków nie ma płci. To wyjątkowe miasto jest gdzieś pomiędzy mężczyzną a kobietą. Jeszcze niedawno Kraków był kojarzony głównie z zabytkami i skrzypiącymi parkietami w starych kamienicach. Dziś to się zmienia – mówi Anna Petelenz, pisarka, eseistka oraz dziennikarka miesięcznika „Kraków i Świat”

Czy Kraków jest kobietą?
Pod względem funkcjonalnym na pewno jest to męskie miasto. Funkcjonalnie - pewnie mężczyzna. Książkę pisałam na spacerach z synem w wózku - pisałam w telefonie, małych notesach, nagrywałam na dyktafon. Ale gdy nie można jechać dalej, bo auto blokuje chodnik albo brakuje ramp do dawniej odwiedzanych miejsc, człowiek czuje się wypychany, a nie zapraszany. Miasto odpycha zamiast zasysać. Wtedy czuje się różnicę - dosłownie - na własnym kręgosłupie.

Spacery z dzieckiem i przede wszystkim podróże zaowocowały książką „Potrzebni niepotrzebni”. To opowieść o kulturalnym życiu miast niezauważalnym przez pierwsze strony gazet, duże wystawy, koncerty.
Tacy artyści tworzą ducha i klimat Krakowa i wielu innych miast i miasteczek Europy - ci niezauważalni, niewypromowani, niedofinansowani przez instytucje. Zależało mi na pokazaniu, że działalność artystyczna jest pracą, tak jak każda inna. W związku z czym wymaga codzienności, pewnego znoju i wysiłku. Wielu ludzi wychodzi z założenia, że artysta żyje natchnieniem, nie może mieć rodziny i że ciężko jest połączyć takie życie z codziennymi sprawami. Prawda jest taka, że artyści też chodzą do marketów po zakupy, gotują obiady, a dopiero potem siadają do tworzenia.

W swojej książce piszesz, że duże portale informacyjne dostarczają nam wiadomości, piszą nawet, ile czasu zajmie nam przeczytanie tekstu i możemy zapoznać się nawet ze spisem treści. Czasem to wystarcza zamiast czytania artykułu. To taki gotowy produkt. Zderzasz to z tomikiem wierszy wydanym przez niszowego poetę. Tekst serwisu przeczyta tysiące ludzi, wiersz może kilkanaście.
Widocznie takie mamy potrzeby. Ja uważam, że potrzebne są obie formy przekazywania informacji. Reszta to kwestia edukacji artystycznej i wrażliwości na sztukę. Myślę, że te wiersze wydawane w kilkunastu egzemplarzach czy koncerty dla 10 osób muszą być blisko mieszkańca. Potrzebujemy tych niewielkich, małych miejsc kultury nie tylko w centrum, ale w dzielnicach - żeby kontakt z kulturą był tak dostępny jak wyjście na wspomniane już zakupy.

Dlaczego sztuka ma problem z promocją i dotarciem do ludzi?
Głównie dotyczy to sztuki współczesnej, która wydaje się być bardzo trudna, niezrozumiała, a czasem nawet odpychająca lub śmieszna. Z drugiej strony mamy wydarzenia artystyczne, które sprzedają się w skali niemal popkulturowej. Przykładem jest wystawa dzieł Tamary Łempickiej. Dobrze, że niektórym udaje się przedrzeć do szerszych warstw społeczeństwa. Do tego potrzebna jest jednak dobra i szeroka promocja. Do wiedeńskiego Kunsthistorisches na Bruegela czy Vermeera w Amsterdamie trzeba było walczyć o bilety. Na wystawę Łempickiej też były niesamowite kolejki, jej prace sprzedają się za bardzo wysokie stawki. Dzięki temu nawet najbardziej popularne serwisy piszą o jej sztuce.

Co ma zrobić niezauważalny artysta, żeby wyjść z cienia i pokazać swoje prace szerszemu gronu odbiorców?
Wydaje mi się, że artyści robią dobrze to, do czego zostali stworzeni i na tym ich rola się kończy. Reszta to kwestia miasta, urzędników, którzy powinni wiedzieć, jak promować sztukę, która przecież promuje też miasto...

Miasto, które pod względem funkcjonalnym jest mężczyzną, a z perspektywy ducha Krakowa?
Myślę, że Kraków nie ma płci. To wyjątkowe miasto jest gdzieś pomiędzy mężczyzną a kobietą. Jeszcze niedawno Kraków był kojarzony głównie z zabytkami i skrzypiącymi parkietami w starych kamienicach. Dziś to się zmienia. Powstało mnóstwo szklanych biurowców i budynków z loftowymi wnętrzami. Zmieniają się też miejsca, do których chodziłam na studiach. Na przykład w okolicach ul. Gołębiej, gdzie był m.in. Gołębnik, Gołębia 3, Prowincja. Uwielbiałam tam spędzać czas, ale dzisiaj wielu z nich już nie ma.

A gdyby przetrwały, to wyglądałyby tak jak wcześniej?
Na pewno nie. W Gołębiej 3 zawsze było mnóstwo dymu papierosowego. Dzisiaj jest zakaz palenia w lokalach. Wtedy ten dym tworzył klimat miejsca, bez niego byłoby to już zupełnie coś innego.

Jakiej zmiany w Krakowie życzyłabyś sobie na Dzień Kobiet?
Rozmawiałam ostatnio z Magdaleną Gawędą, która walczy o to, aby końcowemu fragmentowi ul. Pawlikowskiego dać nazwę „Zaułek Diany Reiter”, jednej z pierwszych kobiet-architektów w Krakowie. Została ona zamordowana w sierpniu 1943 r. w obozie pracy w Płaszowie na rozkaz Amona Goetha. Jej tragiczna śmierć została uwieczniona w filmie „Lista Schindlera”. Chciałabym, żeby w Krakowie było więcej takich miejsc, które opisują kobiecą historię miasta.

Bolt nagra pasażerów

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska