Anna Jurksztowicz: Jestem narcyzem komplementarnym

Marek Zaradniak
- Muzyka wiele razy pomogła mi wyjść z opresji i mam sygnały od swoich fanów i fanek, że im moje piosenki także pomagają w życiu - mówi Anna Jurksztowicz, piosenkarka i producentka muzyczna. Prywatnie jest drugą żoną Krzesimira Dębskiego
- Muzyka wiele razy pomogła mi wyjść z opresji i mam sygnały od swoich fanów i fanek, że im moje piosenki także pomagają w życiu - mówi Anna Jurksztowicz, piosenkarka i producentka muzyczna. Prywatnie jest drugą żoną Krzesimira Dębskiego Wojtek Olszanka
Z Anną Jurksztowicz rozmawiamy o jej nowej płycie Poznaniu i byciu kobietą biznesu.

Płytą „O miłości, ptakach i złych chłopakach” zaskoczyła pani ponieważ pojawiła się ona trochę niepostrzeżenie. Co się działo w tym czasie?
Działo się sporo, bo nagrywałam także różne inne rzeczy.

Ale nie było pani płyty.
Tak, to prawda. Nie było mojego concept albumu. Wszystkie moje solowe płyty to concept albumy. Mają bowiem w sobie jakąś myśl przewodnią. Utwory, jakie zawierają, są stylistycznie połączone, wyprodukowane w taki sposób, że nie są zbieraniną piosenek. Każda płyta ma swoją określoną koncepcję artystyczną.

Zaskoczyła pani też tym, że wśród twórców nie ma Krzesimira Dębskiego. Muzykę napisał tym razem Andrzej Bonarek, a wszystkie teksty są autorstwa Michała Zabłockiego. Skąd te zmiany?
To właśnie wynika z chęci takiego spójnego myślenia. Mam materiał na płytę z nagraniami różnych innych twórców w tym również z moimi. Myślałam, że w najbliższym czasie będę je nagrywać, ale na nagranie tej płyty namówił mnie producent i menedżer, człowiek show-biznesu Jacek Żurawski. Któregoś dnia powiedział: Może byś nagrała taką płytę? Zobacz, jakie fajne piosenki. Pokazał mi dwie i bardzo mi się one spodobały. Powiedziałam: Czemu nie? A on na to: To ja ci przyślę więcej tych piosenek, tylko oni muszą je najpierw dla Ciebie napisać. No i wtedy zrezygnowałam z płyty z utworami mieszanymi.

Michał Zabłocki jest z Krakowa, ale płytę wydano w Poznaniu. Można więc nazwać ten krążek krakowsko-poznański.
Z Krakowa są także Andrzej Bonarek i Jacek Żurawski. Producentem kreatywnym płyty jest poznański pianista Grzegorz Stasiuk. Pracowało mi się z nim znakomicie. To fajny człowiek, ale i świetny muzyk. Ma fantastyczne pomysły. A jeśli chodzi o poznaniaków, to zagrał tu także trębacz Maciej Fortuna, a w chórkach zaśpiewała znakomita wokalistka Kasia Rościńska.

Skoro jesteśmy przy Poznaniu, to proszę powiedzieć, jaką rolę odgrywał i odgrywa Poznań w pani życiu?
Od momentu, gdy tylko śpiewałam, myślałam, że pójdę na studia wokalne albo lingwistyczne, bo moją pasją jest też lingwistyka. Chciałam pójść do Poznania na anglistykę lub germanistykę. Z tych planów niestety nic nie wyszło, bo zafascynowałam się jazzem. Zaczęłam więc śpiewać najpierw w szczecińskim zespole Music Market, a potem przeniosłam się do poznańskiego Spirituals and Gospels Singers...

Był jeszcze zespół Bolter!
Tak, Bolter ze Sławkiem Sokołowskim, ale byłam tam tylko przez chwilę.

Ale wielki przebój Cohena „Dance Me To The End of Love” nagrano z pani udziałem?
Tak i tamten czas, jak zresztą cały czas spędzony w Poznaniu, wspominam bardzo mile. Sporo czasu spędzałam u Halinki Zimerman, z którą się zaprzyjaźniłam i pomieszkiwałam u niej. To było bardzo urocze.

Ma pani w Poznaniu swoje ulubione miejsca?
Chyba obszar między Akademią Muzyczną a Aulą UAM, bo tam spędzałam najwięcej czasu. Również studio radiowe Giełda, gdzie dziś siedzibę ma Orkiestra Kameralna Polskiego Radia Amadeus. Tam dużo nagrywałam i tam swoją twórczość zaproponował mi Krzesimir Dębski. Gdy nagrałam „Imagine” Johna Lennona, realizatorzy puścili mu to nagranie z prośbą, aby zgadł, kto to śpiewa. Nie wiedział. Im chodziło przede wszystkim o to, aby określił czy śpiewa to Polka, czy ktoś inny. Gdy przesłuchał, stwierdził, że chciałby dla mnie coś napisać.

I tak z Krzesimirem idzie pani już od lat przez życie?
Przeszliśmy wiele wspólnych lat i nadal idziemy, choć nie są to zawsze wzniosłe wspomnienia. Ale tak już w życiu jest...

O Krzesimirze mówi się bardzo dużo. O pani znacznie mniej. Czy nie pozostaje pani trochę w jego cieniu?
Jestem narcyzem komplementarnym. Sama tak o sobie mówię. Narcyz komplementarny to taki, który zachwyca się narcyzem głównym tak jakby się sobą zachwycał. I pracuje na rzecz narcyza głównego.

Jest pani także artystką i kobietą biznesu. Prowadzi przecież firmę.
Tak, ale uznałam, że jeśli mam żyć z Krzesimirem, to on jest zdolniejszy ode mnie i trzeba się poświęcić jego pracy, a moja może być odłożona gdzieś na bok.

Czuje się pani kobietą biznesu tak jak Kayah, która też jest nie tylko artystką, ale i kobietą prowadzącą działalność?
Uważam, że Kayah jest lepsza ode mnie pod każdym względem. Ona ma wspaniałą, dużą firmę. Ja mam też wspaniałą, ale tylko rodzinną. Ja się aż tak nie rozwijałam w sensie biznesowym po to, aby mieć też czas dla moich spraw i moich twórców. Bo to się wiąże z tym, że jeśli się za bardzo rozwija, to potem nie ma się na to wszystko czasu. I to była świadoma decyzja.

Ale od czasu do czasu jest pani przecież producentką płyt.
Produkowaliśmy bardzo dużą ilość muzyki do różnych filmów. To wymagało opieki od strony prawnej i organizacyjnej. Moja firma się tym wszystkim zajęła. Ta muzyka jest ponadczasowa. Produkując sami, mieliśmy wpływ na brzmienie i na to, jak to wygląda i kogo zatrudniamy. To bardzo cenna rzecz. Oczywiście trzeba się poświęcić i mieć na to czas, bo jak się jest wynajętym do jakiegoś zadania, to się inaczej pracuje, niż jak się samemu to wszystko organizuje.

Pani płyta nosi tytuł „O miłości, ptakach i złych chłopakach”. Pamięta pani swoją pierwszą miłość?
To zależy, bo każda miłość jest inna. I nie ma co wrzucać wszystkiego do jednego worka.

A te złe chłopaki z tytułu płyty...
To niekoniecznie są moje historie. Wszystkie teksty napisał Michał Zabłocki. To są jego obserwacje na temat współczesnych kobiet. Jestem tutaj aktorką, która wszystko to wyśpiewała. Chociaż oczywiście sama wpisuję się w niektóre historie. To bardzo fajny portret psychologiczny współczesnej kobiety, na który składa się 15 piosenek. Jedna kobieta zmaga się z jednym problemem, a druga z innym. Wszystko zrobione jest z dystansem i też oczywiście się przy tym bawimy. Nie jest to sesja terapeutyczna chociaż dzięki piosenkom też można się terapeutyzować. Ja niejednokrotnie w życiu zostałam uratowana z opresji psychicznej właśnie przez muzykę.

A te ptaki?
To rodzaj scenografii. W wielu piosenkach występują gołębie, papugi. Generalnie ptaki dla poety są dość ważne.

Pani poprzednia płyta dotyczyła jogi, prawda?
Tak, to była płyta z muzyką kontemplacyjną. Byłam w takim momencie życia, kiedy właśnie potrzebowałam czegoś takiego.
Rozumiem, że to nawiązanie do tego, co powiedziała pani przed chwilą, że muzyka wyciągnęła panią z wielu opresji?
Tak, a potem dostawałam dużo sygnałów od innych ludzi, którzy mówili, że ta płyta uratowała im życie. Uważałam, że jeśli ta płyta mi pomaga w zmaganiu z cierpieniem, to pomoże też innym. Zresztą mam już takie fanki i fanów, którzy myślą, że mój nowy album to ciąg dalszy tamtej i mówią: My chcemy tamtą, ale aby wszystkich zadowolić, muszę robić różne rzeczy.

Ale ludzie wciąż chcą też słuchać pani wielkich przebojów sprzed lat, na przykład. „Diamentowego kolczyka” i „Stanu pogody”?
To prawda. To piosenki absolutnie kultowe. I cieszę się z tego. Cały czas je śpiewam podczas moich recitali i chociaż zaśpiewałam je tysiące razy, to nie znudziły mi się.

Ostatnio często pani wspomina, że jest już babcią. Jak się pani czuje w tej roli?
Wnuk mnie postarza, ale dużo ważniejsze jest, aby dziecko miało babcię i wolę być fajną babcią niż martwić się tym, że wnuk mnie postarza. To fantastyczne uczucie mieć wnuki. To chyba fajniejsze niż posiadanie dzieci, bo pozbawione jest tego lęku egzystencjalnego, który się ma przy dzieciach. Moja córka mówi, że jestem babcią stoicką. Ona dzwoni i pyta: Mamo, kiedy się zaczyna dziecku myć zęby. A ja mówię: Nie pamiętam. Wtedy córka mówi: dziękuję ci, że mogłam zapytać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anna Jurksztowicz: Jestem narcyzem komplementarnym - Plus Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl