Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Piaseczny i Seweryn Krajewski - królowie świątecznych piosenek [WYWIAD]

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Andrzej Piaseczny i Seweryn Krajewski
Andrzej Piaseczny i Seweryn Krajewski Darek Kawka
Ich wspólna, świąteczna płyta "Zimowe piosenki" to bestseller 2012 roku. Z Andrzejem Piasecznym - o wigilii bez portfela, Sewerynie Krajewskim, oraz umiejętności bycia mistrzem i uczniem rozmawia Marcin Kostaszuk

Jak Boże Narodzenie świętują artyści? Odnoszę wrażenie, że wigilię jadacie w telewizji.
Andrzej Piaseczny: Nasze święta są bardzo pospieszne, do ostatniego momentu, gdy w końcu siadamy przy stole. Okres ochronny dla artystów zaczyna się dopiero w samą wigilię. Rzeczywiście, wcześniej do ostatniej chwili nagrywa się kolędy, programy telewizyjne. Zaproszeń jest mnóstwo i mimo że wiele jest atrakcyjnych, to często trzeba odmawiać, bo nie chodzi tylko o występy, ale też różnego rodzaju opłatki, spotkania…

ZOBACZ TEŻ:
O. Michał Zioło - Boże Narodzenie zmienia centra naszego życia

Co na to rodzina?
Andrzej Piaseczny: Ja swoją przyzwyczaiłem, że w Wielkanoc mnie nie ma: wyjeżdżam i należy o mnie zapomnieć. Natomiast Święta Bożego Narodzenia to co innego. Absolutnie rodzina - mama, siostra, brat i ich krewni. Zbiera się nas całkiem przyjemna grupa, co sprawia, że święta przestają być takie pospieszne.

Ale to już nie to samo co w dzieciństwie.
Andrzej Piaseczny: Wcale nie ma mniejszej wagi tych świąt, gdy jesteśmy dorośli. Oczywiście największy stopień magii kojarzymy z czasem, gdy byliśmy dziećmi i wierzyliśmy w Świętego Mikołaja. Z drugiej strony, będąc dzieckiem, chce się jak najszybciej uciec od stołu i dać nurka pod choinkę. A teraz już nie musimy. Nasza polska tradycja jest tradycją "stołową", więc możemy sobie posiedzieć dłużej i porozmawiać. Ochota do rozmowy i w ten sposób bycia ze sobą pojawia się w wiekiem.

Zdarzyło ci się spóźnić na wieczerzę?
Andrzej Piaseczny: Nie, ale różnie bywa. Czasem dziwię się, że jeszcze w Wigilię samoloty i pociągi są pełne, ale mi się na szczęście nie zdarzyło spóźnić. Współczuję za to kolejarzom i kierowcom autobusów.

Nasza polska tradycja jest tradycją "stołową", więc możemy sobie posiedzieć dłużej i porozmawiać

Naprawdę nie miałeś żadnych przygód? Żadnego łapania gumy w drodze do domu?
Andrzej Piaseczny: Zawsze udało mi się zdążyć, ale to jasne, że były sytuacje w stylu: ktoś dopiero wychodzi z wanny, a tu już karp stygnie. Kilka lat temu, gdy siostra przyleciała z Londynu, pod wpływem grzanego wina postanowiliśmy zrobić sobie ślizgawkę na tarasie przed domem. Tak się intensywnie ślizgaliśmy, że potem przez całe święta nie mogłem znaleźć… portfela. Nie dałem się jednak wpuścić w pułapkę panicznego blokowania wszystkich kart i spokojnie poczekałem. Znalazł się po świętach, gdzieś w krzakach.

Obok "Kevina samego w domu" telewizyjnych hitem świątecznym ostatnich lat jest komedia "To właśnie miłość". Jednym z bohaterów jest stary rockman, który z rozpaczy nad swą karierą pisze pastorałkę na podstawie największego hitu. I oczywiście wraca na szczyt. Tak jest w Anglii, dlaczego nie w Polsce?
Andrzej Piaseczny: Na koniec lat 90. rzeczywiście powstawały takie zimowe, świąteczne piosenki i był to fajny okres - wydawało mi się naturalne, że co roku taka "oficjalna" piosenka powinna powstać. A mimo to tradycja ta zagubiła się.

PRZECZYTAJ:
ŚWIĄTECZNE FILMY, KTÓRYCH... NIE ZOBACZYSZ!

Dlaczego?
Andrzej Piaseczny: Nie wiem. W Stanach i Anglii niektóre stacje już w połowie listopada przełączają się niemal wyłącznie na przeboje świąteczne . Nie chodzi tylko o podkręcenie sprzedaży prezentów, ale też o nas samych - dzięki temu przygotowujemy się psychicznie do świąt. Tyle, że u nas, przez zagubienie tamtej tradycji, coraz częściej świątecznych hitów słuchamy w języku angielskim.

Nie tylko…
Andrzej Piaseczny: …a jeśli wracamy do polskich, to do dwóch sztandarowych: "Dzień jeden w roku" Czerwonych Gitar i "Z kopyta kulig rwie" Skaldów. Ambicją chyba każdego artysty jest znalezienie się w takim panteonie - mówiąc z przymrużeniem oka.

U nas coraz częściej świątecznych hitów słuchamy w języku angielskim.

No i chyba Ci się udało i to z pomocą współtwórcy pierwszej z tych piosenek. "Zimowe piosenki", Twój wspólny album z Sewerynem Krajewskim w dniu premiery stał się "Platynową Płytą" i przebojem grudniowych zakupów. Skąd pomysł na taki album?
Andrzej Piaseczny: Nagrywając nasze wspólne płyty działaliśmy w określonym porządku: Seweryn wyjmował zeszycik nutowy, w którym notuje wszystkie melodie, wybierał piosenkę, brał gitarę i zaczynał nucić. Co którąś kartkę omijał, mówiąc, że to jest piosenka "świąteczna", albo "zimowa" - i szliśmy dalej. Jakiś czas temu, gdy zaczęliśmy rozmawiać o tym, czy chcemy zrobić coś jeszcze razem i co by to mogło być, w naturalny sposób wróciliśmy do kompozycji, które wtedy omijaliśmy. Nazbierało się 10 piosenek.

Pierwszą piosenkę napisaną przez Seweryna Krajewskiego zaśpiewałeś już 10 lat temu. Po dekadzie możesz zatem ocenić, czy dobrze jest mieć swojego mistrza na wyciągnięcie ręki?
Andrzej Piaseczny: Na pewno, ale dobrze też jest się czasem z mistrzem… nie zgadzać. Mówię trochę na przekór, ale tak właśnie jest. Nie mógłbym jednak nie przyznać, że współpraca z takim człowiekiem jest dla mnie dużym szczęściem. To człowiek tajemniczy, który tę swoją tajemniczość podsyca. Ja zostałem dopuszczony bardzo blisko i to jest moje szczęście, tym bardziej, że też lubię tradycję bel canto. Na świecie bywają różne mody, patrząc choćby na produkcje muzyczne - czasem stawia się na melodię, ale częściej na rytm, w którym melodie się gdzieś gubią.

Ale nie u Krajewskiego.
Andrzej Piaseczny: Seweryn jest pod tym względem tradycjonalistą i dlatego to, że się zbliżyliśmy do siebie, było chyba nieuniknione. Doświadczyłem dzięki niemu, że współpraca nie musi być nieustannym szarganiem się ze sobą i z materią. Mamy dobrze współbrzmiące głosy - Seweryn śpiewa niżej, ja trochę wyżej. Sprawdziliśmy to na dwóch trasach koncertowych i dlatego nasze piosenki są "bezkolizyjne", co chyba trafia do ludzi.

To piosenki. A nauki życiowe?
Andrzej Piaseczny: Nauczyłem się też od Seweryna, że nie wszystko musi się dziać za wszelką cenę. Że można sobie pozwolić na dłuższy oddech, nie rzucać się na konieczność osiągnięcia najwyższego celu. Jeśli ma zostać osiągnięty, to i tak się stanie. Kierujmy się filozofią "Róbmy swoje". Choćby uprawiając sztukę popularną - uprawiajmy ją z potrzeby serca, a nie dla dużej sprzedaży i list przebojów. Paradoksalnie to jakoś łatwiej trafia do ludzi.

Wyciągnąłeś też po latach Seweryna Krajewskiego między ludzi - na koncerty. Pamiętam długą kolejkę w Auli UAM po autografy i chwilę rozmowy. Tak było wszędzie?
Andrzej Piaseczny: Ja jestem gadułą, bardzo lubię rozmawiać z ludźmi. Seweryn nie ma takiej konieczności - wychodzi na scenę i potrafi przykuć uwagę, nie wypowiadając pół słowa. Nie czuje takiej potrzeby, ale i tak wielu jego starych fanów wykrzykuje na koncertach "Seweryn! Odezwij się! Powiedz coś!". On twardo nic nie mówi i pewnie dlatego jest jeszcze bardziej interesujący (śmiech). Tym razem zdarzyło nam się kilka razy wyjść do ludzi po koncertach. Czegóż oni nie przynosili! Jakie wspaniałe płyty, winyle w doskonałym stanie! No i łzy w oczach. Na to trzeba sobie zapracować. A
skoro o Auli UAM mowa ‐ to wracam tak na koncert już 6 stycznia, tym razem bez Seweryna ale z płytą "To Co Dobre"
Zapraszam.

Ja jestem gadułą, bardzo lubię rozmawiać z ludźmi. Seweryn nie ma takiej konieczności

ZOBACZ:
ANDRZEJ PIASECZNY - ZOBACZ JAK WYDOROŚLAŁ

W kategorii "sukcesy 2012 roku" możesz sobie wpisać zwycięstwo w "Bitwie na głosy", gdzie sam musiałeś się wcielić w rolę mistrza dla młodych wokalistów.
Andrzej Piaseczny: To co ładnie wygląda w programie telewizyjnym, nie zawsze ma ładną dramaturgię… Mam zupełnie inny charakter niż Seweryn - właśnie przez gadulstwo i chęć pomocy słowem i czynem. Seweryn jest mistrzem takim bardziej z filmu "Karate Kid": mało mówi i naucza sposobem. Ja za to mówię dużo, nie jestem cierpliwy. Część z "moich" uczestników programu miała mi początkowo za złe, że pokrzykuję, uciszam, narzucam pewne sposoby wykonywania utworów. Przyjemnie zrobiło się, gdy po kilku odcinkach już nie musiałem ich uciszać, a oni sami chcieli słuchać. Nie mam za złe buntu, w ich wieku byłem równie oporny. Ale teraz chyba jednak wiem, albo wyczuwam jak śpiewać, i w którym momencie się powstrzymać przed popisami. Nie ukrywam jednak, że gdy zdarzy mi się taka "mistrzowska" relacja, a ja będę już "tym starszym", to pewnie chciałbym to przeżyć.

Widzisz kogoś młodego, kto by kiedyś uzupełnił z Tobą taki duet? Prawdopodobnie to się nie ziści przez najbliższe lata, więc pytam czysto teoretycznie.
Andrzej Piaseczny: Nie, nie spotkałem jeszcze takiej osoby.

Jest chyba problem ze śpiewającymi facetami. Dlaczego kryją się alternatywą i uciekają od melodii?
Andrzej Piaseczny: Nie wiem. Nie chciałbym nikogo za uszy z tego wyciągać. Nie będę też mówił o Andrzeju Lampercie z PIN czy Kubie Badachu, bo jest za mały dystans czasowy między nami, a poza tym to moi kumple są! Czekam na falę, która na pewno przyjdzie.

Jakoś nie przyszła, mimo telewizyjnych poszukiwań.
Andrzej Piaseczny: Wydawało się, że talent show będą proponowały takich ludzi, ale okazuje się, że są to coraz mniej narzędzia poszukiwania talentów, bo kiedy kończy sie ostatni odcinek słuch po zwycięzcach ginie. Na przykładzie "Voice Of Poland" widziałem, że wygranie takiego programu to nie jest wygrany los na loterii, ale jedynie szansa. Przecież z naszego programu objawił się tylko Rafał Brzozowski! Postawił pierwszy krok, dał sobie radę, ale to dopiero początek.

Co potem?
Andrzej Piaseczny: Potem trzeba znaleźć właściwe piosenki, odnaleźć się w nich, nagrać płytę, przekonać ludzi do siebie. To się dzieje najczęściej, gdy masz przebój - niekoniecznie w stylistyce popowej. Żeby go wylansować musisz mieć talent, pracę i trzy czwarte szczęścia.

Jak widzę Wasze - Twoje i Seweryna - zdjęcia w zimowo-sielankowej scenerii, łatwo zapominam, że obaj zaczynaliście jako głośni rockendrolowcy…
Andrzej Piaseczny: Seweryn w dalszym ciągu mówi, ze "niepotrzebnie nagraliśmy płytę bigbitową". Chociaż nie ma tam tego big-bitu zupełnie. (śmiech)

Jak patrzycie na wasze wcześniejsze płyty? Są piosenki, których wolelibyście nigdy nie nagrać?
Andrzej Piaseczny: A wiesz, że pytałem o to Seweryna? Tak ostrożnie - jaki ma do stosunek do swoich pierwszych piosenek dla Czerwonych Gitar.

Dziś wiem, ze nie mam powodu do wstydu, bo wszystko co robimy czegoś nas uczy

Dlaczego ostrożnie?
Andrzej Piaseczny: Bo sam mam bardzo ostrożny stosunek do tego co było kiedyś. Nie wstydzę się niczego, co zrobiłem, ale miewałem w swoim samopoczuciu momenty, które przynosiły myśl: "Tego nie chcę słuchać, dotykać, oglądać nawet".

Czego?
Andrzej Piaseczny: Nie powiem. Pomidor (śmiech). Pewnych piosenek. Ale dziś wiem, ze nie mam powodu do wstydu, bo wszystko co robimy czegoś nas uczy. Jasne, są takie piosenki… No dobra, unikam jak ognia śpiewania "Budzikom śmierć" na koncertach.

Tego się spodziewałem.
Andrzej Piaseczny: Ale śpiewam wiele innych piosenek, tyle, że trochę inaczej zaaranżowanych. Nie unikam ich samych, bo były elementami mojego sukcesu. Nie chciałbym wsiąść do maszyny czasu i poprawić w nich czegokolwiek, bo nie miałbym dziś satysfakcji z samorozwoju.

A wracając do Seweryna - żałuje na przykład piosenek o dziewczęcym strachu przed myszami?
Andrzej Piaseczny: Nie. Odpowiedział wtedy: "A dlaczego miałbym się wstydzić? To są bardzo dobre numery".

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski