Anastazja Potocka vel Marzena Domaros. Co się stało z pierwszą skandalistką III RP? ["Pamiętniki Anastazji P. Erotyczne immunitety”]

Witold Głowacki
Jakoś nie chcemy pamiętać, że seksskandal z „Anastazją P.” wstrząsnął polską polityką na równi z „nocą teczek”, przyczyniając się do nadspodziewanie szybkiego powrotu postkomunistów do władzy.

W 1992 roku Marzena Domaros, znana powszechnie jako „Anastazja Potocka” była na ustach całej Polski. Po „Pamiętniki Anastazji P. Erotyczne immunitety”, książkę, w której opowiadała (właściwym autorem był jednak dziennikarz Jerzy Skoczylas) o swoich seksprzygodach z politykami z pierwszych stron gazet, ustawiały się kolejki. Dla gazet zdjęcia „Anastazji P.” i jej rewelacje były na wagę złota, to właśnie o niej rozprawiano na salonach i plotkowano po bazarach. Kto nie miał w rękach książki, ten zastanawiał się nad tym z kim to i w jakich okolicznościach zaszalała tajemnicza „Anastazja”. Kto już ją przeczytał, ten snuł rozważania o tym, co jest w niej prawdą, co zmyśleniem, co zostało uwypuklone, a co skryte przed oczami czytelników. Polityczno-dziennikarska warszawska tonęła zaś w teoriach spiskowych. Czy „Anastazja P.” działała na własną rękę czy na czyjeś zlecenie? W czyim interesie? Chodziło o pieniądze, czy o władzę? Kto na tym wszystkim zyska, kto straci? Na większość z tych pytań jednoznacznej odpowiedzi nie ma do dziś.

Jestem niewinna, jestem dziecinna, działałam w dobrej wierze. Moim zadaniem było oddanie się tym, którzy są przy sterze. Byłam gotowa wspomóc psychicznie działalność sejmu i rządu. A nie - jak ktoś mnie oskarżał publicznie - że brałam się do nierządu

Spektakularna celebrycka kariera Domaros trwała zaledwie jedną jesień. W następnym, 1993 roku, Domaros już tylko próbowała zainteresować sobą media i ich odbiorców - coraz bardziej desperacko i z coraz mniejszym skutkiem. Najpierw zapowiadała, że wystartuje w wyborach - i w ten sposób wróci do Sejmu już nie jako skandalistka, tylko pełnoprawna posłanka. Ba, chciała nawet startować z Łodzi - by tam pokonać Leszka Millera. Ale kompletnie nic z tego nie wyszło. Potem była mowa o drugiej części książki - sequel pamiętników „Anastazji P.” nigdy nie ujrzał jednak światła dziennego. Ostatecznie, w kampanii wyborczej 1993 roku Domaros objawiła się w zupełnie nowej roli. Do sklepów i na bazary trafiła jej płyta „Oczy Stefana. Piosenki Anastazji P.” o charakterze - chyba całkowicie świadomie - bliskim kabareciarskiemu.

„Naga prawda o kandydatach na posłów do Sejmu RP” - głosiły reklamowe plakaty płyty Domaros. I rzeczywiście, większość utworów swą treścią bezpośrednio nawiązywała do przygód „Anastazji P.” opisanych w książce. „Oczy Stefana jak czarna kawa, Włosy Stefana - płynąca lawa, Usta Stefana - pąsowy kwiat, Ach, zabierz mnie, Stefan, w daleki świat!”. Albo: „W akademii posła Jurka nie zabraknie nigdy sznurka.”. To krótka próbka stylu z płyty Domaros. Choć głos miała zdaniem wielu zdecydowanie lepszy niż pióro, kariery piosenkarskiej nie zrobiła. Dosłownie chwilę po premierze płyty, media i świat polityki zajmowały się już czymś zupełnie innym. W Polsce właśnie zmieniała się władza.

„Hrabianki lubią słodkich brutali, ludzi z marmuru, żelaza, stali”

Afera z „Anastazją P.” była drugim z dwóch wielkich politycznych wstrząsów 1992 roku. Choć wciąż brzmi to jak herezja, to zdecydowanie mogła mieć znaczenie wręcz porównywalne z tym pierwszym - czyli „nocą teczek” albo, jak kto woli „nocną zmianą” z 4 czerwca 1992 roku. Ktoś, kto traktuje politykę śmiertelnie serio, wciąż może się obruszyć. „Noc teczek” była przecież stricte politycznym początkiem końca dominacji obozu postsolidarnościowego, ostatnim aktem „wojny na górze” - a uruchomione wtedy mechanizmy dezintegracji wywodzącej się z „S” prawicy okazały się na długo nie do zatrzymania.

Ale afera „Anastazji P”, która wybuchła zaledwie kilka miesięcy później, była wstrząsem o podobnej sile rażenia, za to o zupełnie odmiennym charakterze. Dziś, bogatsi o dziesiątki doświadczeń z większymi i mniejszymi politycznymi seksskandalami w polskiej i nie tylko polityce, znacznie lepiej rozumiemy ich znaczenie w procesie podejmowania decyzji przez wyborców. Wiemy, że ich siła rażenia jest tym większa, im bardziej jednoznacznie podważają dotychczasowy wizerunek swych bohaterów, w im większej z nim stoją sprzeczności.
A wtedy bohater był, hmm, zbiorowy. „Anastazja Potocka” powiedziała milionom Polaków mniej więcej tyle: „To wszystko jest brud, ruja i sromota. Nawet nie macie pojęcia, co oni przed wami ukrywają. Nigdy się nie domyślicie, jakimi są hipokrytami. Na co dzień będą opowiadać wam o wartościach, a rzucą się bez opamiętania na kawałek dekoltu.”

Jest jeszcze coś. Anastazja P. wskoczyła na scenę, od której w 1992 roku wszyscy grzecznie trzymali się z daleka. To epoka, w której nawet „SuperExpress” nie był jeszcze tabloidem w dzisiejszym rozumieniu pojęcia. Media wtedy niemal nie dotykały politycznej „obyczajówki”, nawet pijany jak bela poseł w korytarzu sejmowego hotelu nie był dla nich tematem do publikacji (choć do plotkowania jak najbardziej), nie mówiąc już o sferze romansów i erotycznych przygód - powszechnie wtedy uważanej za prywatną. Pamiętajmy też o kwestiach środowiskowo-tożsamościowych. Dwa pierwsze parlamenty III RP były dosłownie pełne ikon demokratycznej opozycji - ludzi powszechnie uważanych za bohaterów, traktowanych pomnikowo, będących realnymi autorytetami dla kursujących po korytarzach dziennikarzy, w większości zresztą rekrutujących się z najmłodszego pokolenia opozycji. Czyż wypadało pisać o ich, hmm, drobnych słabostkach? Wszyscy byli zgodni: Ależ nie! Dlatego właśnie pierwsza zrobiła to „Anastazja P.” I dlatego huk był aż tak głośny.

"To moja słabość, nic nie poradzę, że lubię mężczyzn, co mają władzę"

A w 1993 roku zdarzyło się to, co bywa do dziś niepojęte dla części politologów czy socjologów. W zaledwie cztery lata po rozpadzie systemu, dosłownie chwilę po wycofaniu z kraju ostatnich oddziałów Armii Czerwonej, do władzy powrócili postkomuniści. Czy tego chcemy, czy nie, afera „Anastazji P.” bezpośrednio na to wpłynęła.

Płyta z 1993 roku to był ostatni publiczny występ „Anastazji Potockiej”. Po jej wydaniu Domaros generalnie zniknęła z radarów - i właściwie od tego momentu informacje na jej temat są już tylko szczątkowe. W 1994 roku miała trafić do aresztu (w Ostródzie) za wyłudzenia. Według kolejnej z wersji miała przez kilka lat mieszkać z byłym oficerem UOP i prowadzić z nim tajemnicze interesy na styku biznesu, polityki i służb. Były też momenty, w których podawała się za szefową firmy paliwowej albo opowiadała o nowym biznesie na Śląsku - i spodziewanych wielkich zyskach z recyclingu kopalnianych hałd.

Miała też wyjechać do Japonii i tam pracować w barze. Widziano ją też podobno jako kelnerkę w jednej z warszawskich knajp. Po roku 2000 miała natomiast przez jakiś czas pracować w firmie konsultingowej lub nawet ją prowadzić - co z kolei skończyło się aferą z niezapłaconym czynszem za biuro. Zerwała kontakty nawet z własną córką - jedyną osobą z rodziny, z którą ma się sporadycznie widywać, jest jej siostra. W rodzinnej Górze koło Starogardu Gdańskiego (gdzie wychowywała się w pegeerowskim pokoju z kuchnią) widziano ją w najlepszym razie kilkakrotnie - albo w ogóle nie widziano. Według jednej z wersji mieszka dziś pod Tczewem, według innej, od dawna gdzieś za granicą. W tym miesiącu Domaros skończy 51 lat.

Od początku Anastazję P. podejrzewano o związki z Urzędem Ochrony Państwa. Sama w tym pomagała. - Uregulowanie moich niemałych długów z przeszłości zaproponowali mi moi opiekunowie z UOP - ogłosiła w listopadzie 1992 roku w krótkim wywiadzie dla „Wprost”. Fragmenty o wizytach „smutnych panów” z UOP są też w książce. Ale nigdy nie stwierdziła jednoznacznie, by miała pracować na polecenie służb. Niemniej nazwisko Domaros powracało jeszcze przynajmniej dwukrotnie w kontekście śledztwa i procesu w sprawie „szafy Lesiaka” - pod koniec lat 90. i w latach 2005-2007. W całej tej sprawie chodziło o inwigilację przez UOP części posolidarnościowej prawicy - a skandal z „Anastazją P.” zaszkodził przede wszystkim właśnie temu środowisku politycznemu. Niemniej dowodów na ewentualną współpracę Domaros z UOP nigdy nie znaleziono.

„To naga prawda bez ukrywania, zmuszona byłam do udawania. Moje szlachectwo i urodzenie decydujące miało znaczenie. Dopaść gdzieś w kącie jakąś hrabiankę, to tak, jak zgarnąć całą śmietankę”

Numer, który „Anastazja Potocka” wywinęła polskiej klasie politycznej nie był pierwszym w jej karierze. Zanim trafiła na warszawskie salony, miała na koncie kilka mniejszych i większych wybryków w Trójmieście. Pracowała tam najpierw w Radiu Gdańsk, później w „Głosie Wybrzeża”. Z tego ostatniego zwinęła redakcyjną pieczątkę i na boku rozkręciła bardziej dochodowy od stażowania w lokalnej gazecie interes, zbierała mianowicie od trójmiejskich przedsiębiorców zamówienia na reklamy (które nigdy się nie ukazywały) razem z zapłatą za nie (która znikała w jej kieszeni). Przeprowadziła również serię wyłudzeń podczas przygotowań do Igrzysk Solidarności w 1990 roku - sporej imprezy sportowo-kulturalnej w Gdańsku.
Miała 25 lat, kiedy na kolanie sfałszowała dowód osobisty. Wpisała sobie nazwisko Anastazja Potocka, Kraków jako miejsce urodzenia i ruszyła do Warszawy. W Sejmie podała się za przybywającą z Francji potomkinię słynnego arystokratycznego rodu, aktualnie dziennikarkę „Le Figaro”. Dostała bez problemu oficjalną akredytację jako korespondentka, mimo, że we Francji była tylko przez dwa tygodnie, jako licealistka, w ramach wymiany młodzieżowej, a jej przygoda z dziennikarstwem zakończyła się na „Głosie Wybrzeża”.

W Sejmie brylowała przez kilka miesięcy pamiętnego dla polskiej polityki 1992 roku. Brylowała to chyba idealne określenie, to że realnie intensywnie i dość masowo interesowali się nią posłowie, potwierdzała potem m.in. „Gazeta Wyborcza”. W rozmowie z „GW” pracownice sejmowych sekretariatów zgodnie mówiły o wydekoltowanej młodej kobiecie „otoczonej wianuszkiem posłów”. „Koledzy dziennikarze” traktowali ją nieufnie i omijali dość szerokim łukiem. Ale nikt głośno nie wątpił w jej realną akredytację, rezerwa kolegów miała raczej przyczyny obyczajowe. O dziwo jednak, Anastazja P. zdążyła się w Sejmie zaprzyjaźnić z kilkoma młodymi wówczas dziennikarkami. Z kolei Poseł Andrzej Potocki z UD mawiał do niej per „kuzynko”.

„Anastazja P.” rzeczywiście zdołała dość żywiołowo wejść w wokółpolityczne życie towarzyskie - widywano ją wszędzie, gdzie tylko coś się działo. Faktem jest jednak zarazem to, że trwało to ledwie parę miesięcy - zdecydowanie za krótko jak na ilościowe bogactwo zawartych w „Pamiętnikach” opowieści.

Funkcjonuje kilka różnych wersji opowieści o tym, jak Domaros miała trafić do Jerzego Urbana, naczelnego i wydawcy tygodnika „Nie” (wówczas przeżywającego swą zlotą sprzedażową erę) i szefa wydawnictwa BGW Romana Górskiego, nie próbujemy rozstrzygać, która z nich jest prawdziwa. To w każdym razie właśnie Urban i Górny jako wydawcy byli bezpośrednimi beneficjentami skandalu.

„Pamiętniki Anastazji P.” były jednym z największych hitów wydawniczych lat 90. W dniu premiery książki przed zamkniętymi jeszcze księgarniami kolejki ustawiały się wczesnym rankiem. Pierwszy nakład wyprzedał się w trzy dni, a łączna sprzedaż osiągnęła 400 tysięcy egzemplarzy, co może oznaczać, że z enuncjacjami Domaros zapoznało się nawet kilka milionów Polaków. Dzięki tej książce przez dwa lata mogłem nie robić nic i żyć bardzo rozrywkowo - wyznał po latach ghost-writer Domaros, Jerzy Skoczylas. Domaros też z pewnością nie była stratna.

"Jeden, normalnie, na otomanie lubił uderzyć niespodziewanie, Inny, zwyczajnie, tylko w tercecie, chciał się zabawiać, jak w kabarecie”

„Pamiętniki Anastazji P.” to specyficzna lektura. Znajdziemy tam zarówno bardzo naturalistyczne i szczegółowe opisy seksu (lub rzekomego seksu) z niektórymi politykami, jak i całe rozdziały oparte wyłącznie na niedopowiedzeniach. O ile na przykład rozdział z marszałkiem Sejmu Andrzejem Kernem w roli głównej zdaje się przedstawiać sytuację o charakterze zbliżonym do gwałtu, o tyle w wypadku kilku innych posłów nawet nie dostajemy od „Anastazji Potockiej” jakiejś jednoznacznej odpowiedzi, czy do czegoś właściwie miało dojść, czy nie.

Z „Pamiętników Anastazji P.” - jeśli mielibyśmy traktować je względnie serio, a przecież mniej więcej tak traktowała je przynajmniej część czytelników - wyłania się skrajnie przygnębiający obraz obyczajów sejmowych samców Pierwszej Kadencji. W zasadzie każdy z polityków, z którymi ma kolejne przygody „Anastazja P.”, jest na swój sposób odrażający. Wyjątków jest bardzo niewiele. Czule wspomina „Anastazja P.” Leszka Millera - „Szkoda, że tylko dwa razy”, tak zatytułowany jest poświęcony mu rozdział. Na temat Lecha Kaczyńskiego pada w całej książce tylko jedna fraza, zapewniająca mu zresztą stuprocentowe alibi: „Lech Kaczyński pocałował mnie w rękę. Tydzień jej nie myłam.”

Generalnie jednak „Anastazja” nieustannie musi myć ręce - przynajmniej jeśli wierzyć książce. Erotyczne przygody z politykami momentami ocierają się o ciężką traumę, ale w większości są zwyczajnie żałosne. Mamy w książce ministra onanizującego się w samochodzie, mamy znanego posła śliniącego się nad swą własną erotomańską gawędą, mamy wreszcie pełen wachlarz wszelkich form seksizmu. W świecie obrazowanym przez „Anastazję P.” odzywki posłów i ministrów są albo nieprawdopodobnie wulgarne, albo nieprawdopodobnie sprośne, zaś ich odruchy żenująco prymitywne.

To nie jest budujący obraz - przeciwnie, „Pamiętniki Anastazji P.” niezależnie od tego, jak bardzo prawda miesza się w nich z konfabulacją, skutecznie odzierały klasę polityczną wczesnych lat 90. z jakiejkolwiek aury elitarności, wyjątkowości, także kombatanctwa. A to nie mogło pozostać bez wpływu na wynik zbliżających się wyborów do Sejmu. „Anastazja P.” bardziej niż byśmy tego chcieli, przyczyniła się do zamknięcia pierwszego etapu transformacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl