Alicja Majewska i jej żal niebieski po Wodeckim

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Alicja Majewska urodziła się w 1948 r. W latach 1971-1974 solistka zespołu Partita. W 1975 r. wygrała Festiwal w Opolu, śpiewając „Bywają takie dni”. W 2015 r. dostała „Złoty Mikrofon”
Alicja Majewska urodziła się w 1948 r. W latach 1971-1974 solistka zespołu Partita. W 1975 r. wygrała Festiwal w Opolu, śpiewając „Bywają takie dni”. W 2015 r. dostała „Złoty Mikrofon” Slawomir Mielnik
„Żyć mi się chce” deklaruje tytułem swej nowej płyty Alicja Majewska. Przy okazji premiery piosenkarka opowiada nam, jak kłóci się z Włodzimierzem Korczem i jak wspomina Zbigniewa Wodeckiego

„Żyć się chce”, „Apetyt wciąż na życie mam”... Czy nowa płyta Alicji Majewskiej to dawka tego optymizmu, którego wszyscy na co dzień potrzebujemy?
Byłoby cudownie. Jestem postrzegana jako osoba pełna pozytywnej energii, dlatego autorzy piszący dla mnie zawierają w tekstach pozytywne przesłania. Piosenki Wojciecha Młynarskiego, które miałam szczęście śpiewać, zawsze zawierały iskierkę nadziei, głosiły radość życia, choćby przez łzy. Radości nie należy oczywiście utożsamiać z płytką uciechą. Bez refleksji nad sednem życia te piosenki miałyby mniejszą wartość, bo jak w piosence „Żyć się chce” napisał Tomasz Misiak: „rzeczy tylko dwie są trwałe - radość i ból istnienia”.

A zatem jest Pani artystką od pokrzepienia serc, otuchy i nadziei?

Tak postrzegam swoją powinność zawodową. Ale jest to też rodzaj ogromnej odpowiedzialności za repertuar. Obarczam tym Włodzimierza Korcza. To przecież on godzinami rozmawia z autorami o optymalnych wersjach tekstów i o ich spójności ze stworzoną przez siebie warstwą muzyczną. Ja właściwie przychodzę już na gotowe.

A potem obdarza Pani te utwory cząstką swojej charakterystycznej osobowości. Jak czuje się Pani w tej roli?

Świetnie, bo piosenki, które śpiewam, według mnie są piękne - mądre, żartobliwe, wzruszające. Jest mi o tyle łatwiej, że Włodek pisze muzykę pod danego wykonawcę. Bierze pod uwagę różne kwestie - rozpiętość skali, predyspozycje osobowościowe, ale także najmocniejsze strony danego piosenkarza czy piosenkarki.

Chcieliśmy, żeby ten nasz hołd dla Zbyszka był intymny i nienachalny. To dla mnie najważniejszy fragment płyty


W przypadku nowej płyty też tak było?

Przy tej nowej płycie bywało, że wobec niektórych propozycji byłam nieco „zjeżona”, nie od razu poczułam klimat, potrzebowałam na to trochę czasu. Na przykład „Uciec z domu na dwa dni” pióra Artura Andrusa - to żartobliwo-liryczna piosenka, która z początku wydała mi się zbyt skoczna, zbyt „harcerska”, jak na tak dojrzałą wykonawczynię, jaką jestem. Uwierzyłam jednak intuicji Włodka, że tak będzie dobrze, że taki charakter piosenki jest spójny ze mną. I teraz śpiewam ją z dużą radością.

Z Włodzimierzem Korczem współpracuje Pani od wielu lat. Czy praca z artystą o tak wyrazistej wizji może przebiegać harmonijnie, czy zdarzają się jakieś tarcia?

O, jeszcze jakie. Są takie utwory, których specyfiki nie umiem od razu poczuć. Twierdzę na przykład, że to nie dla mnie. Piosenki na tę nową płytę powstawały bardzo szybko, w ciągu kilku miesięcy. Ja musiałam jednocześnie „wejść” w kilkanaście utworów - to wszystko jest bardzo intensywne. To wymaga więcej czasu, którego... nie ma. I wtedy muszę być bardzo czujna, bo nawet nieodpowiednia mina może Włodka urazić.

Aż tak?

Zdarzyło się kilka razy, że po tym jak zgłaszałam obiekcje, Włodek składał nuty i mówił: „Dobrze, koniec, tej piosenki nie będzie”. A ja sugeruję, żebyśmy wcale nie wyrzucali, że ja tę piosenkę chcę mieć, ale żeby było trochę inaczej. Bywa, że Włodek ulega. Tak było w przypadku „Pieśni błędnych rycerzy”. Pierwszej muzyki do tego tekstu „nie poczułam”. Włodek to zmienił i wyszło, moim zdaniem, fantastycznie. Wprawdzie on ma opinię tyrana i niektórzy koledzy mi współczują tej współpracy z nim, ale między nami dominuje dialog. Kiedy pokazujemy coś światu, to ja muszę być do tego w stu procentach przekonana.

Atrakcją na płycie „Żyć się chce” jest nagranie bonusowe, czyli „Przed nocą i mgłą” - kompozycja kojarzona z serialem „07 zgłoś się”, która do tej pory nie ukazała się dotąd na płycie w Pani wykonaniu.

Kiedy podpisałam kontrakt z Sony Music i zaczęliśmy szybko zbierać repertuar na pierwszą płytę dla nowej wytwórni, to pierwotnie chciałam sięgnąć po starsze utwory, które nie były dostępne w studyjnych wersjach. Fani o nie dopytywali, a Włodek twierdzi, że ja teraz śpiewam lepiej niż czterdzieści lat temu. Wśród tych utworów było też „Przed nocą i mgłą”. Ja tę piosenkę przed laty nagrałam w radiu. Ale nie była ona wydana na płycie. Jednak jak już powiedzieliśmy wcześniej, Włodzimierz Korcz jest osobą ambitną i dlatego postanowił udowodnić, że potrafi napisać dwanaście pięknych, premierowych piosenek. Co też uczynił. Przy drugiej płycie też myślałam, że tym razem sięgniemy po starsze utwory. Nic z tego - Włodek ponownie pokazał, że stać go na skomponowanie zupełnie premierowego kompletu piosenek.

Żal Pani było jednak tej jednej „perełki”?

Tak. I dlatego postanowiliśmy, że skoro dziś stosuje się na płytach „bonusy”, to „Przed nocą i mgłą” świetnie spełni tę rolę. To przecież doskonale znany temat i rzecz diametralnie różna od moich nowych, premierowych piosenek. Temat znany jest za sprawą wokalizy, którą śpiewał Grzegorz Markowski i rola saksofonu, granego przez Henryka Miśkiewicza. Ale jako że Włodek jest osobą ambitną, to postanowił stworzyć jeszcze inną wersję. Włodek napisał mi bardzo trudne partie, a mój głos przeplata się z przepiękną partią saksofonu Henia Miśkiewicza. W dniu, gdy mieliśmy nagrywać, obudziłam się i byłam pewna, że tego nie udźwignę. Ale gdy Henio tak pięknie łkał na saksofonie, to spróbowałam podejść do „Przed nocą i mgłą”. I udało się. Ciekawa jestem, jak to zostanie odebrane.

Czy z podstawowego materiału na nowej płycie wyróżniłaby Pani jakieś nagranie, które jest Pani szczególnie bliskie?
Ja już wszystkie te piosenki zdążyłam pokochać. I nie mogę się doczekać, kiedy będę je śpiewać na estradzie. Ale jednak największe emocje towarzyszyły mi przy utworze „Żal niebieski” poświęconemu pamięci wielkiego artysty i naszego przyjaciela Zbyszka Wodeckiego. Ja sama bym na to nie wpadła i pewnie nie śmiałabym pomyśleć o tym, bo to jest bardzo trudne - jak dotknąć tematu, żeby nie wyszło to kiczowato. A Zbyszek byłby ostatnią osobą, która by ten kicz zniosła. Jednak pomysł wyszedł od Włodka i Monika Partyk napisała tekst, który unosi ciężar tematu.

Na szczęście mam w sobie dużo akceptacji różnych postaw i słabości ludzkich, także tych męczących

Trudno było Pani zaśpiewać tak osobistą piosenkę?
Chciałam w studiu zaśpiewać ten utwór jako pierwszy. I faktycznie nagrałam go pierwszego dnia sesji. Nie rozkleiłam się tylko dzięki umiejętności zawodowego „spięcia”. Na próbach było to nie do przejścia. Monika nie znała aż tak bardzo Zbyszka, ale pięknie to ujęła. Włodek Korcz podsunął jej kilka słów, kilka pojęć. Na przykład „kolorowy ptak”, bo Zbyszek był „kolorowym ptakiem”. Chcieliśmy, żeby ten nasz hołd dla Zbyszka był intymny i nienachalny. To zdecydowanie najważniejszy dla mnie fragment tej płyty.

Jak ocenia Pani wkład w tę płytę autorów tekstów?
O Młynarskim wyjętym z szuflady - już mówiłam. Artur Andrus objawił się jako bardzo liryczny autor - podejrzewaliśmy go o to, ale teraz to pokazał. Pięknie jak zawsze napisał Andrzej Sikorowski, czyli śpiewający poeta krakowski. Natomiast wielkim atutem tej płyty jest to, że udało nam się nakłonić Magdę Czapińską do napisania tekstu. Magda od czasu „Być kobietą” z 1978 roku nie napisała dla mnie żadnej piosenki. To niezwykle utalentowana osoba, ale… strasznie leniwa. Sama się zreflektowała, że rzeczywiście jest mi ten tekst winna (śmiech). No i Tomasz Misiak, zasłużony już dla mnie autor. Jest też debiutant, choć w dojrzałym wieku - pan Andrzej Maculewicz.

Według Pani czym się ta nowa płyta „Żyć się chce” różni od poprzedniej „Wszystko może się stać”?
Mam wrażenie, że nowy album jest pogodniejszy od poprzedniego. Może trochę z powodu układu piosenek, z powodu samej kolejności. To jest również refleksyjna płyta, choć wcale nie miałam potrzeby podsumowania czegoś. A kiedy w tekście padają wersy o przemijaniu - na przykład w „Apetyt wciąż na życie mam” pióra Magdy Czapińskiej - to Włodek napisał do tego muzykę, która jakby dystansuje się od tego. To są zgrabne zabiegi, które Włodek stosuje od lat i świetnie mu to wychodzi.

Czy potrafi Pani wskazać artystów, którzy są dla Pani jakimś wzorcem, ważną referencją w kwestii sztuki śpiewania?
Są programy typu „Twoja twarz brzmi znajomo”, w których podstawowym założeniem jest imitacja, naśladownictwo. Ja byłam ukształtowana w czasach, gdy ważne było bycie sobą. Są ikony piosenki, które wielbię za własny styl i wspaniały głos, ale nigdy nie miałam potrzeby, żeby kogoś z nich udawać. To dało mi szansę zaistnieć jako ja sama, ze swoją tożsamością. Lubię posłuchać na przykład takich artystów jak Sarah Vaughan z jej odróżnialnością i szerokim pasmem, Edith Piaf z niezwykłą emocją w interpretacji, Andrzeja Zauchy z jego wyjątkową barwą i niezwykłą frazą czy Roda Stewarta, który pokazał w swoich coverach ogromną muzykalność. Ale ich wpływ na moje śpiewanie polega na tym, że ja podglądam oryginalność tych artystów i mam wtedy świadomość, że należy szukać tej oryginalności w sobie.

We wspomnianym wcześniej tekście „Panom rozsądku nie przybywa” Wojciecha Młynarskiego pada sformułowanie „odkrycia, co mi działają na nerwy”. A co Pani działa na nerwy tak na co dzień?
Chciałabym w tym kontekście raz jeszcze przywołać Włodka Korcza, ale może już dam spokój (śmiech). Cóż, wiele rzeczy działa mi na nerwy - na przykład pozycja „alkohole” w koncertowych riderach technicznych, które artysta przedstawia organizatorowi występu. Od razu wtedy myślę - przecież jak ktoś potrzebuje, to sam przecież może się zaopatrzyć (śmiech). A tak serio to na szczęście mam w sobie dużo akceptacji różnych postaw i słabości ludzkich, także tych męczących. Staram się przyglądać otaczającej mnie rzeczywistości z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Alicja Majewska i jej żal niebieski po Wodeckim - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl