18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Alicja Bachleda-Curuś. Miała być wielką gwiazdą, jednak na razie nie błyszczy [ZDJĘCIA]

Ryszarda Wojciechowska
Alicja Bachleda-Curuś
Alicja Bachleda-Curuś Archiwum PP
Alicja Bachleda-Curuś w niedzielę kończy 30 lat. I z tej okazji można zadać pytanie - co dalej, Alicjo? Bo na razie aktorka, po nabraniu rozpędu, nagle przystopowała zawodowo.

Jedni mówią o niej z uwielbieniem, inni z nieskrywaną złośliwością. Aktorka, której udało się podbić Hollywood i serce hollywoodzkiego gwiazdora. Co prawda na krótko, ale jednak. Jej antyfani przekonują, że jest celebrytką, wirtualną wydmuszką, wytworem pudelkowo - pomponikowego świata.

Jedno tylko jest pewne - Alicja Bachleda-Curuś, bo o niej mowa, 12 maja kończy 30 lat. I z tej okazji można zadać pytanie - co dalej, Alicjo? Bo na razie aktorka, po nabraniu rozpędu, nagle przystopowała zawodowo. Trudno uznać jej rolę w ostatnim filmie "Bitwa pod Wiedniem" za artystyczne osiągnięcie. Albo udział w amerykańskiej reklamie piwa, nawet jeśli jest ona stworzona w klimacie filmów o Bondzie.

Alicja Bachleda-Curuś nie ma ostatnio dobrej passy i prasy. W "Bitwie pod Wiedniem" jej rola była tak wyśmiewana, że aktorka została podwójnie nominowana do polskich antynagród, czyli do Węży. Zwłaszcza w kategorii "żenująca scena" miała spore szanse na zwycięstwo. To scena, w której obnaża pierś do leczenia. Ale Węża wygrał Mariusz Pujszo, z jeszcze bardziej żenującą scenką z filmu "Kac Wawa" (kopulowanie z poduszką).

I pomyśleć, że trzy lata temu, po sukcesie filmu "Ondine" (zagrała w nim tytułową rolę, partnerując irlandzkiemu gwiazdorowi Colinowi Farrellowi, z którym się potem na krótko związała), była sama jurorką na gdyńskim festiwalu filmowym. Rozpętała się wokół tego lekka burza.

Niektórzy widzieli w tym zaproszeniu jej do jury świetny chwyt marketingowy. Inni kręcili nosem, że ktoś, kto nie ma na swoim koncie poważnych nagród filmowych, będzie je innym przyznawać. Pojawiły się też sugestie, że ciągnący się za nią tłum fotoreporterów i paparazzich może zdestabilizować imprezę i że jedna aktorka może ukraść filmowcom całą uwagę.

Od Zosi do Ameryki

Ówczesny dyrektor artystyczny gdyńskiego festiwalu Mirosław Bork nie krył rozdrażnienia. Zżymał się, że o Alicji Bachledzie-Curuś mówi się u nas tylko w kontekście celebrycko-plotkarskim. Że więcej uwagi w polskich mediach poświęca się jej związkowi z Colinem Farrellem i jej synkowi Henry'emu Tadeuszowi niż temu, co naprawdę zrobiła. A zrobiła wiele.

- Paranoja polega na tym, że w przypadku Alicji pisze się o wszystkim, tylko nie o gigantycznej pracy, którą ona, jako aktorka, wykonała - mówił Bork. - Mam dla niej wiele podziwu. Proszę się przyjrzeć jej życiu. Jako niespełna dwudziestolatka, po roli w "Panu Tadeuszu", wyrusza do Stanów Zjednoczonych. I tam bardzo ciężko szlifuje język angielski. Na tyle, że dziś gra duże role w filmach amerykańskich. Kończy jedną z najlepszych szkół aktorskich na świecie - Lee Strasberg Theatre and Film Institute. Potem występuje w prawie dziesięciu filmach - produkcjach niemieckich i amerykańskich. Dlaczego więc nikt nie zauważy, że ona przebiła się przez ogromnie trudny rynek, przez który nie udało się przebić wielu polskim i europejskim aktorom? Wyjeżdżając do Ameryki, podjęła ogromne ryzyko. Przecież mogła zostać w Polsce. Odcinać kupony w serialach. I pewnie nikt by się temu nie dziwił - dodawał Bork.

I rzeczywiście można powiedzieć, że start w życie filmowo-zawodowe miała świetny. Przed czternastu laty, jako szesnastolatka, przyjechała na festiwal gdyński i to z dwoma filmami. Pojawiła się wtedy jako podwójna Zosia. Takie imię miały jej obie bohaterki: jedna w "Panu Tadeuszu", a druga we "Wrotach Europy". W tym ostatnim filmie zagrała nawet niezłą, dramatyczną rolę. Jednak przyćmiła ją wówczas filmowa koleżanka z "Wrót..." - Agata Buzek. To o Buzkównie głównie mówiono. I nie tylko dlatego, że we "Wrotach Europy" stworzyła lepszą rolę. Ale również dlatego, że na pokaz konkursowy filmu przyjechał jej tata, ówczesny premier Jerzy Buzek.

Wciąż jest zagadką

Filmoznawcy podkreślają, że na razie o Bachledzie-Curuś jako o aktorce jeszcze niewiele można powiedzieć. Zagrała w kilku filmach. Wiemy, że dobrze śpiewa, że ma talent do języków obcych, zjawiskową, a wręcz hollywoodzką urodę, która ją predestynuje do grania w wielkich widowiskach filmowych. Ale jeszcze nie pokazała w żadnej roli, że jest aktorką dużego formatu.

Wydawało się, że "Ondine" to będzie jej przepustka do wielkiej kariery. Zagrać w filmie Neila Jordana, faworyta krytyki filmowej, oscarowego reżysera, to jest coś. Jeżeli się debiutuje u Jordana, to znaczący fakt w aktorskim CV. Ale po "Ondine" troszkę się posypało.

Aktorka rozstała się po urodzeniu syna z jego ojcem Colinem Farrellem i czeka na swój filmowy "kamyk węgielny". Bo właściwie można powiedzieć, że od dzieciństwa była skazana na sukces.

Urodziła się w meksykańskim Tampico, które w 2008 roku nadało jej tytuł honorowego obywatela tego miasta (to oryginalne miejsce urodzenia zawdzięcza tacie geologowi, który pracował w Meksyku). Pierwsze kroki na estradzie stawiała mając sześć lat. Od dziecka przejawiała zdolności artystyczne. Talent szlifowała w Studiu Teatru Muzyki i Tańca Elżbiety Armatys. W latach 90. była jedną z najczęściej nagradzanych solistek dziecięcych na krajowych festiwalach. Śpiewanie to jej druga wielka pasja obok aktorstwa, jak przyznaje.

W 2001 roku wydała płytę pt. "Klimat". To był dla niej dobry rok, nie tylko muzycznie. Bowiem zaliczyła też w nim zagraniczny debiut, pojawiając się w niemieckim filmie "Z miłością nie wygrasz". W następnych latach były jeszcze inne produkcje niemieckie. Aż wreszcie rola w filmie niemiecko-amerykańskim "Trade", w którym zagrała Weronikę, Polkę porwaną przez gang handlarzy ludźmi. W tym filmie, w głównej roli, mogliśmy zobaczyć amerykańskiego aktora Kevina Kline'a.

Będąc już jedną nogą za granicą, nie uciekała od krajowych seriali. Na swoim koncie ma dwuletnią przygodę z "Na dobre i na złe" jako dziewczyna Tomka Burskiego. W jej życiu jest też epizodyczny flirt z sitcomem, i to w Gdańsku. W 2002 roku wystąpiła gościnnie w jednym odcinku "Lokatorów", który kręcono w gdańskim ośrodku telewizyjnym.

Lepsza niż Kinski?

Niezmienne jest w jej przypadku to, że polskie media, a w szczególności tabloidy, tworzą z jej życia telenowelę. Nie ma tygodnia, żeby się coś na jej temat nie ukazało. Najpierw ze szczegółami (czasami prawdziwymi, a czasami nie) opisywano każdy ruch tej jeszcze do niedawna najgorętszej pary - chrzest ich syna w Krakowie był przez paparazzich określany jako operacja szczególnego rażenia. Zdjęcia były niemal na wagę złota. Teraz też pojawiają się spekulacje w stylu, że Colin chce być lepszy ojcem i częściej widywać syna albo że nie chciał wziąć udziału we wspólnym wywiadzie z z Alicją itd. Czy przyjdą lepsze zawodowe czasy dla aktorki?

Czy wypełni się więc do końca recenzja amerykańskiego dziennikarza magazynu "Empire" Davida Hughesa, który po premierze "Ondine" napisał m.in.: "Polska aktorka Bachleda jest najpiękniejszym i najbardziej urzekającym odkryciem od czasów Nastassji Kinski, ale jest o wiele lepszą aktorką"?

Poczekamy, zobaczymy...

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Alicja Bachleda-Curuś. Miała być wielką gwiazdą, jednak na razie nie błyszczy [ZDJĘCIA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl