Aleksander Matusiński: Celem był medal [ROZMOWA]

pytał i notował Jakub Guder, Londyn
Aleksander Matusiński
Aleksander Matusiński fot. jg
- Trochę się bałem o dyspozycję Justyny. Gdyby była zdrowa, to wiedziałbym na 1000 proc., że będzie drugie miejsce. Wierzyłem jednak, że da radę. Znam ją - mówi Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m kobiet, brązowych medalistek mistrzostw świata w Londynie.

Jak z zawodniczek biegający w granicach 52 sekund robi się drużynę na miarę medalu mistrzostw świata?
To siła sztafety. Ja to zawsze porównuję do peletonu – trzeba się łapać w taki peleton, czy pociąg i jedzie się z wagonikami do mety. Najlepiej z przodu. Wtedy jest łatwiej.

Justyna Święty jeszcze tydzień temu była załamana swoją formą. Mówiła, że nie pobiegnie w sztafecie, a Pan już puścił na ostatniej zmianie.
Justyna ma tę moc na końcu. Potrafi się zmobilizować, jest pewna siebie. Umie biegać na ostatniej zmianie. Wie, że ciąży na niej duża odpowiedzialność. Szanse, że będzie startowała w Londynie, były minimalne. Były sugestie, żeby po tej jej kontuzji nogę wsadzić do gipsu. Podjęliśmy walkę i zwyciężyliśmy. Sprawdziła się w sztafecie. Jej cwaniactwo, doświadczenie procentuje niesamowicie. Nie podpala się, potrafi wytrzymać ciśnienie. Gdyby zaczęła za szybko to mogłaby nie wytrzymać końcówki. Ruszyła spokojnie, a gdyby może meta była później, albo wcześniej zaczęłaby finisz, to może byłby nawet srebrny medal.

Kiedy Pan wiedział, że Justyna Święty pobiegnie w finale? Już podczas eliminacji był Pan tego pewien?
Nie, wtedy jeszcze nie wiedziałem. Dzień wcześniej pobiegła mocny trening i wypadła na nim bardzo dobrze. Widziałem, że jej dyspozycja rośnie, że jest gotowa. Czekałem jednak na półfinał, żeby zobaczyć jak pobiegną pozostałe zawodniczki. Wtedy stwierdziłem, że ona zrobi przewagę. Fajnie to wyszło.

Gdy zobaczył Pan na ostatniej zmianie, że zbliżają się Nigeryjki, to co Pan sobie pomyślał?
Trochę się bałem o dyspozycję Justyny. Gdyby była zdrowa, to wiedziałbym na 1000 proc., że będzie drugie miejsce. Wierzyłem jednak, że da radę. Znam ją. Wiem też, jak zaczyna bieganie. Zresztą była nastawiona, żeby nie odpalać 100 proc. możliwości na pierwszych 100 metrach. Miała jednak biec żywo, równo. Zaatakowała na samej końcówce. To przyniosło efekt.

Powiedziała, że gdy jej Pan przekazał, że biegnie na ostatniej zmianie, to była przerażona. Rozpłakała się.
Ostatnia zmiana to duża odpowiedzialność. Myślała, że po biegu indywidualnym jej start w sztafecie jest wykluczony. Ja jej nie dawałem nadziei. Przeczuwałem jednak, że może pobiec, bo fajnie to wyglądało na treningach.

Zaryzykował Pan też stawiając na Aleksandrę Gaworską, bo była chyba przygotowana na rolę rezerwowej.
Była w szoku. Myślała, że tu jest tylko po naukę. Jest taki zwyczaj, że do startu przygotowują się wszystkie zawodniczki. Łącznie z rezerwowymi. Przed eliminacjami były to Justyna Święty i Gaworska. A ona nie miała numeru startowego. Na odprawie już przed autobusem sprawdzam, czy wszystko mają, a ona że jej numer nie potrzebny, bo dzisiaj nie biega. Ja na to: Ola! Jak nie biegasz? Jak się coś stanie, to musisz być w gotowości! O tym, że biega, dowiedziała się w niedzielę rano. Oczywiście się stresowała, że coś zepsuje dziewczynom. Starałem się ją dowartościowywać, wzmacniać psychicznie. Mówiłem, że nie są to jakieś wielkie zawody, że potrafi pobiec szybko, że już to robiła na młodzieżowych mistrzostw Europy. Gdyby się nastawiła tak, że tu wejdzie i usłyszy doping 50 tys. ludzi, to mogłaby się spalić. Obrałem taktykę wyciszenia.

Na treningu przypominał jej Pan, że tutaj trzeba walczyć.
Na oficjalnym treningu robiliśmy zmiany i drogę zablokowali jej fotoreporterzy. Wtedy jej powiedziałem, że nie będę usuwał tych panów, bo ona musi walczyć, jest na bieżni. Jesteś na wojnie! Musisz sobie poradzić! Ona do końca myślała, że nie wystartuje, a tu proszę! Pobiegła w finale i świetnie się sprawdziła.

Przed finałem na rozgrzewce wziął Pan Justynę Święty i psychologa prof. Jana Blecharza – kilka chwil rozmawialiście w trójkę.
Na co dzień pracuje z nami dr Nikodem Żukowski. W Londynie psychologiem Polaków jest prof. Jan Blecharz, który niesamowicie mnie wspiera, bo też różne chwile przeżywałem w karierze. To jest super fachowiec. Potrzebujemy psychologów. To nie jest tak, że ze wszystkim sobie jesteśmy w stanie sami poradzić.

Rezerwowe też wykonały dobrą robotę.
Martyna Dąbrowska i Patrycja Wyciszkiewicz bardzo pomogły. Dzięki temu ukryliśmy naszą taktykę, tego asa w rękawie. Myślę, że nikt się nie spodziewał tego, że Justyna Święty będzie biegała. Inni trenerzy pytali, czemu nie biega, dlaczego tak słabo wypada. Mówiłem, że ma skręconą nogę. Wszyscy nas żałowali, a w duchu się cieszyli, że mamy osłabioną sztafetę. Dzięki temu Ola Gaworska była świeża w finale. Nie musiała biegać w eliminacjach, a widziałem, że jest w dobrej formie. Fajnie pobiegła na mistrzostwach Polski i młodzieżowych ME do lat 23. Dlatego postanowiłem jej zaufać. Zrobiłem to, bo celem był medal. Nie ukrywam tego. Dziewczynom też to powtarzałem.

W Belinie na mistrzostwach Europy 2018 będziecie chyba faworytami do złota.
Taki jest plan, ale to jest sport. Przyjmiemy każdy medal. Dziewczyny przede wszystko muszą być zdrowe. Na pewno powalczymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aleksander Matusiński: Celem był medal [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl