Agnieszka Kaczorowska: Mogłabym przetańczyć jeszcze kilka lat, ale...

Paweł Gzyl
Agnieszka Kaczorowska to najpopularniejsza polska tancerka. Sławę zawdzięcza „Tańcowi z gwiazdami”. Od niemal 20 lat oglądamy ją też w serialu „Klan” jako Bożenkę. Nam odsłania kulisy swej kariery tanecznej i aktorskiej.

Jak się Pani bawiła na weselu księcia Harry’ego i Meghan Markle?

(śmiech) Nie byliśmy tam. Jakiś czas temu poleciałam z narzeczonym do Londynu na jeden dzień i zrobiliśmy sobie zdjęcie pod pałacem Buckingham. Potem wrzuciliśmy je do internetu w dniu ślubu księcia Harry’ego. To był taki żart.

Kiedy rozmawiałem z Patrycją Kazadi, powiedziała mi, że kiedy jest zakochana, nie potrafi się skupić na pracy. A Pani?

Ja przeciwnie: kiedy jestem zakochana, mam więcej twórczej mocy. Być może dlatego, że z moim narzeczonym łączą mnie nie tylko sprawy uczuciowe, ale również zawodowe. Właśnie powołaliśmy do życia projekt Danceworld. To działająca przy mojej szkole agencja taneczna, której celem jest przygotowywanie specjalnych shows na różne eventy.

Jak się Pani odnajduje w roli bizneswoman?

To dla mnie nowa rola. Wcielam się w nią niedawno, zaledwie od zeszłego roku, kiedy otworzyłam szkołę. Wcześniej nie miałam do czynienia z zarządzaniem ludźmi czy firmą.

Do tej pory znaliśmy Panią jako tancerkę i aktorkę. Co było pierwsze?

Wszystko zaczęło się mniej więcej w tym samym momencie, kiedy miałam 6-7 lat. Chodziłam wtedy na zajęcia taneczne i jednocześnie wygrałam casting do „Klanu. Jakoś sobie z tym jednak poradziłam.

Czy to nie zabrało Pani beztroskiego dzieciństwa?

Często ludzie tak myślą, jednak z mojej perspektywy miałam normalne dzieciństwo. No, prawie normalne. Zawsze miałam czas, aby wyjść z przyjaciółkami na podwórko, pobawić się przy trzepaku. Treningi były wieczorami, więc to mi nie przeszkadzało w nauce. Byłam momentami bardzo zmęczona, bo nieraz brakowało sił na wszystko. Ale nigdy nie czułam, że coś tracę lub czegoś mi brakuje.

Jak rówieśnicy odbierali swoją koleżankę, którą mogli oglądać nie tylko w klasie, ale również w telewizji?

Bardzo różnie. Większość dzieciaków chodziła ze mną najpierw do przedszkola, a potem do podstawówki, więc znali mnie wcześniej. Kiedy zaczęłam pojawiać się w „Klanie”, wiele się nie zmieniło w ich stosunku do mnie. Jeśli chodzi o nowych znajomych, to byli tacy, którzy chcieli mnie bliżej poznać i mieliśmy normalne relacje, ale byli też tacy, którzy wychodzili z góry z założenia, że jestem zadufaną w sobie „gwiazdeczką”.

Dlaczego wyspecjalizowała się Pani w tańcach latynoamerykańskich?

Od dziecka tańczyłam tańce standardowe i latynoskie. Początkowo planowałam zdobycie najwyższych laurów w obu tych stylach. Z czasem okazało się jednak, że bardziej mnie ciągnie do tańców latynoamerykańskich. A to dlatego, że mam duży temperament i lepiej odnajduję się w ognistych tańcach niż w spokojnych.

Który tytuł czy puchar ceni Pani najbardziej?

Zdecydowanie zdobycie mistrzostwa świata w tańcach latynoamerykańskich w kategorii młodzieżowej w 2004 roku. Takim tytułem mało osób może się w Polsce pochwalić. A ja byłam pierwsza z naszego kraju, która sięgnęła po ten tytuł w swej kategorii. Takiego sukcesu nikt do końca życia mi nie zabierze.

Miała Pani chwile załamania w momentach porażek?

Droga do sukcesów nie jest nigdy usłana różami. Doświadczyłam więc i cięższych momentów. Nieraz chciałam nawet w ogóle zrezygnować z tańca, ale te chwile załamania szybko mi przechodziły. Najczęściej były one spowodowane przewlekłym zmęczeniem.

Świat tańca towarzyskiego to bezwzględny świat, w którym panuje zawzięta rywalizacja?

Bardzo często tak jest, kiedy ktoś jest wyjątkowo dobry i osiąga duże sukcesy. Ale wydaje mi się, że wszędzie się to zdarza. Teraz patrząc na świat biznesu, widzę również dużo fałszu z różnych stron. Tu też brakuje ludziom umiejętności przyjęcia konkurencji na klatę. Tak jest więc chyba w każdej dziedzinie życia. Ktoś, kto odnosi sukcesy i zachodzi wysoko, zawsze się z tym spotyka.

Ma Pani jakieś przyjaciółki tancerki?

Miałam przez jakiś czas. Teraz nasze drogi się rozeszły, bo ja już nie tańczę zawodowo, a one jeszcze tak. Są więc w zupełnie innym świecie niż ja. Na dzień dzisiejszy moimi najbliższymi przyjaciółmi są członkowie mojej rodziny. Oni zawsze stoją za mną murem i są tymi, którym mogę ufać na sto procent.

Dobry partner to ważny element sukcesu na parkiecie?

To ważne, aby znaleźć osobę, która pasuje do nas nie tylko wyglądem, wzrostem, umiejętnościami i potencjałem tanecznym, ale również charakterologicznie. Dzięki temu można spędzać ze sobą codziennie czas - i nie pozabijać się nawzajem. (śmiech)

Często zdarza się, że partnerzy na parkiecie są też partnerami w życiu. To dobrze?

Zależy. Kiedy jest się młodym człowiekiem, lepiej nie łączyć życia prywatnego z zawodowym. Bo jak się związek rozwali w sferze prywatnej, to potem rozwali się też na parkiecie. Znam jednak wiele takich par, które tańczyły ze sobą latami, tworząc zgodne związki w życiu i kończyło się to małżeństwem oraz założeniem rodziny.

Dlaczego ostatecznie zrezygnowała Pani z tańca zawodowego?

Mogłabym spokojnie potańczyć jeszcze kilka lat. Ale straciłam serce do rywalizacji. Poza tym, nie podoba mi się to, w jaką stronę zmierza obecnie taniec towarzyski. Dziś wygrywa ten, kto ma większą kasę, bo jest w stanie wynająć lepszych trenerów. Obecnie większą pasję odnajduję w uczeniu tańca innych. Dlatego założyłam swoją szkołę.

Po raz pierwszy podjęła Pani rolę nauczycielki w „Tańcu z gwiazdami”. Jak się Pani odnalazła w tym programie?

Już wcześniej uczyłam trochę dzieciaki. Ale faktycznie - „Taniec z gwiazdami” był przełomowym momentem. I bardzo dobrze odnalazłam się w tym programie. Połączyłam w nim bowiem dwie swoje pasje - aktorską i taneczną.

Gwiazdorzy filmu, muzyki czy sportu to trudny materiał na tancerzy?

To zależy. Sportowcy mają sprawne i przygotowane wydolnościowo ciała. Są świadomi wysiłku, który muszą włożyć w występ. Aktorzy są lepsi w „sprzedawaniu” siebie w telewizji, bo nawet jak nie potrafią czegoś zatańczyć, to umieją „zagrać” na parkiecie. Z wokalistami jest trochę trudniej, bo inaczej słyszą muzykę niż tancerze. Tak naprawdę każdy partner to zupełnie inne wyzwanie. Często ludzie myślą, że to tylko rozrywka. Tymczasem, żeby się przygotować na piątkowy pokaz, potrzeba siedmiu dni ciężkiego treningu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Kaczorowska: Mogłabym przetańczyć jeszcze kilka lat, ale... - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl