Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka i Robert planują wspólne życie. Czy im się uda?

Aldona Rusinek
Milewo Wielkie. Robertowi, młodemu rolnikowi starczyło fantazji i odwagi, by zaryzykować telewizyjną przygodę. I okazało się, że znalazł tam swoje szczęście.

Robert Filochowski z Milewa Wielkiego przez kilka miesięcy budził emocje wielu widzów jako jeden z bohaterów - wybranych spośród dwóch tysięcy kandydatów - do bardzo popularnego telewizyjnego show „Rolnik szuka żony”. W pierwszej części programu prezentował się sam. Jako młody rolnik, prowadzący wraz z rodzicami pięćdziesięciohektarowe, zasobne gospodarstwo hodowlane (my przedstawiliśmy rolnika w 15 numerze TO). Potem czekał na listy od ewentualnych kandydatek na żonę.

W drugiej części programu, emitowanej jesienią, na oczach telewidzów zapoznał się z dziewczętami, które korespondencyjnie go zainteresowały. Były to: Krystyna spod Warszawy, Joanna z Sypniewa (piszemy o niej obok), Katarzyna spod Białegostoku, Agnieszka spod Sieradza. Najpierw rozstał się z Katarzyną. Potem pożegnał kolejne dwie kobiety. Do dzisiaj jest z Agnieszką.

Pięć dni, które zmieniły mu życie

Agnieszka, Krystyna i Joanna gościły w domu Roberta, zgodnie z telewizyjnym scenariuszem, przez pięć lipcowych dni. Nieco wcześniej pożegnał się z Kasią.

Sytuacja była niełatwa. Trzy kobiety i świadomość, że w ciągu tych pięciu krótkich dni na jedną z pań trzeba się zdecydować.

- A wszystkie trzy były bardzo sympatyczne - zapewnia pani Halina, mama Roberta. Jej też nie było łatwo pełnić rolę gospodyni wobec aż trzech ewentualnych kandydatek na synową. Przyznaje, że młode kobiety bardzo się starały, razem z nią krzątały się w kuchni, pomagały Robertowi w pracach gospodarskich. A w tak zwanym międzyczasie z nim „randkowały” - przed kamerami.

Bo wizycie kandydatek na żonę towarzyszyła cały czas ekipa telewizyjna.

- Tylko w pierwszej chwili było to nieco uciążliwe i krępujące. Ale bardzo szybko atmosfera się rozluźniła, bo realizatorzy programu nie narzucali ciężkich rygorów, sporo sytuacji było spontanicznych, staraliśmy się zachowywać naturalnie, choć oczywiście musieliśmy się do pewnego stopnia trzymać scenariusza. Ja nawet próbowałem raz czy dwa jakieś powtórki, ale szybko z tego zrezygnowaliśmy. Kontakt z telewizją „od kuchni” był dla mnie zresztą bardzo ciekawym doświadczeniem. Teraz, jak patrzę na jakikolwiek program, choćby ten z nami nagrywany, widzę, ile pracy wkładają w to realizatorzy. Jaka dyscyplina, tempo, rygory rządzą po drugiej stronie kamery. Cały dzień nagrywania nieraz, dla pięciu minut na wizji. To tak, jak w gospodarstwie: wypić szklankę mleka, taka prosta sprawa, ale ile zabiegów wymaga produkcja tej szklanki dobrego mleka - porównuje do swego podwórka Robert.

Serce szybciej zabiło przy Agnieszcze

Dla Roberta jednak, tak czy inaczej, były to trudne dni.

- Pierwszy raz widziałem te dziewczyny na oczy. Ale szybko przywiązałem się do całej trójki, bo między nimi nie było żadnych zgrzytów, żadnej niezdrowej rywalizacji, więc relacje między nami były naprawdę sympatyczne. Dlatego wybór „tej jedynej” był dla mnie niesamowicie trudny - przyznaje Robert.

Zwłaszcza przy założeniu, że to niekoniecznie tylko telewizyjny show, zabawa przed kamerami. Ale faktycznie jakiś krok w życie.

- A tu trzy kobiety. Każda inny ma charakter, ale każda mnie czymś ujęła - mówił z telewizyjnego ekranu w przedostatnim odcinku młody rolnik. - Asia bardzo ciepła, szczera i miła. Z Krysią świetnie spędzałem czas. Ale ma zbyt wiele temperamentu, a na wsi potrzeba też siły spokoju. Dla Krystyny wieś byłaby za mała. Okazało się, że Agnieszka łączy te cechy, mamy wiele zainteresowań, wiele wspólnych pasji. Wahałem się między Krystyną a Agnieszką. Ale głowa coś podpowiadała.

- Widzę się na gospodarstwie Roberta, widzę się w jego rodzinie . Chciałabym być jego żoną - zadeklarowała odważnie i wprost Agnieszka w tym samym odcinku programu.

Wobec tego Robertowi pozostało pożegnać się z Krystyną i Joanną. „Dziewczyny, dziękuję za przyjazd. Super spędzony czas. Za ciepło przede wszystkim. Dziękuję i wybieram Agnieszkę” - wyznał przed kamerami. Wydawał się bardzo zdenerwowany.

- Nie myślałem, że aż tak to przeżyję. Najpierw pożegnanie Katarzyny. A potem Asia i Krystyna. To dla mnie było jak jakaś stypa pogrzebowa - przyznaje Robert. - Ale musiałem zainwestować w przyszłość. Wiadomo, to ryzyko, ale w życiu każdy krok jest ryzykiem. Krystyna, z Warszawy. Niby mówiła, że mogłaby spróbować życia na wsi, ale bez większego przekonania. Miała zawód, pracę, którą lubiła. Nie chciałem jej zamykać życia. Agnieszka i Joanna pochodzą ze wsi, obie znają realia wiejskiego życia, pracy na gospodarstwie. Serce szybciej biło mi jednak przy Agnieszce - mówi wprost.

- Mnie też bardzo przykro było się z nimi rozstawać. Wniosły tyle radości, tyle gwaru do naszego domu - przyznaje pani Halina. - Ale bardzo się cieszę z wyboru Roberta. Mam nadzieję, że Agnieszka tutaj, przy nas się swobodnie odnajdzie.

- Agnieszka pochodzi z nieco innego gospodarstwa. W tamtych stronach rolnicy nastawieni są na uprawy, ogrodnictwo, ziemniaki i inne warzywa. Zresztą, Agnieszka, jej brat i bratowa pracują zawodowo. Gospodarstwo, prowadzone przez ich mamę, jest raczej dodatkiem do życia zawodowego, choć Agnieszka ma także wykształcenie rolnicze - mówi Robert.

Pani Halina częstuje ciastem.
- Od Agnieszki Robert wczoraj przywiózł - mówi z zadowoleniem.

Agnieszka mieszka aż pod Sieradzem. Robert już kilkakrotnie, w ciągu czterech ostatnich miesięcy przećwiczył te 370 kilometrów z Milewa. Agnieszka zresztą też, w odwrotną stronę. Jak długo dadzą radę pokonywać tę odległość?

- Dla miłości nie ma granic, ani wielkich odległości - żartem podpowiada pan Bogdan, tata Roberta.
Robert nie zaprzecza, że pielęgnują z Agnieszką tę telewizyjną znajomość i rozmawiają o wspólnej przyszłości. Od zakończenia nagrań spotykają się co dwa tygodnie. Poznają się lepiej, niż przed kamerami, rozmawiają szczerze i o wszystkim. Robert pokazuje zdjęcia z wesela brata swojej wybranki. Brat z żoną zresztą już zdążyli odwiedzić Roberta i jego rodzinę.

Miałem się za twardziela, odkryłem wrażliwca

Z pozostałymi dziewczętami z programu Robert utrzymuje sporadyczne kontakty. Najbliższe chyba z Kasią. Agnieszka ją polubiła, więc dzwonią do niej od czasu do czasu. Z Krystyną i Joanną czasami łapią kontakt na face-booku.
Nie telefonują już i nie piszą inne dziewczyny, które przysyłały mu listy w czasie programu.

- Miłe listy. Nawet jakaś Polka z Irlandii go znalazła - przypomina z uśmiechem tata.

- Ale sytuacja się wyklarowała, jak się określiłem w programie. I mam większy spokój. Czasami tylko męczące jest - choć bywa też miłe - gdy ludzie się przyglądają, oglądają, rozpoznają z ekranu. Agnieszka też niezbyt to lubi - twierdzi Robert.

Robert do tej pory nie może uwierzyć w swoją telewizyjną przygodę.
- Szybko wróciłem do rzeczywistości, a to co przeżyłem wydaje mi się dziwną bajką. Ta telewizyjna przygoda pozwoliła mi się otworzyć, poszerzyć horyzonty, odświeżyć wiedzę. Było też kilka przyjemnych spotkań w pięknych miejscach w Górach Świętokrzyskich. Gdyby nie udział w programie, nigdy bym może tych miejsc nie zobaczył, choćby dlatego, że samemu, bez jakiejś szczególnej motywacji ciężko byłoby mi wygospodarować czas na takie eskapady. Było też miłe bardzo spotkanie podsumowujące, kiedy już się z innymi uczestnikami programu nieco znaliśmy, łączyły nas zbliżone emocje i doświadczenia - mówi Robert, ale niechętnie zdradza zakulisowe szczegóły, nadal związany umową producencką z TVP. - Ten program, to faktycznie jakaś pomocna dłoń - uważa Robert. - Ułatwia zawarcie znajomości. Wyzwala pewną inwencję. Już naszą sprawą jest dalej, jak tę szansę wykorzystamy. Ja zgłosiłem się do programu faktycznie z nadzieją na znalezienie żony. I chciałem poznać siebie, przy okazji. Ale to raczej koniec moich wyczynów w telewizji - śmieje się rolnik. - Trochę to było czasochłonne, w dodatku w porze żniw, najgorętszej roboty w gospodarstwie. Ale rodzice bardzo pomagali, brat i siostra. A także sąsiedzi, którym bardzo za to dziękuję. I strażakom, którzy zgodzili się na obecność moich nowych telewizyjnych znajomych podczas gminnych zawodów strażackich w lipcu.

Czym Robert Filochowski zaskoczył samego siebie w tych niecodziennych doświadczeniach?
- Okazało się, że jestem bardzo czułym, wrażliwym facetem. Serce mam po właściwej stronie, i w dodatku chyba miękkie. A lubiłem się mieć za twardziela - żartuje.

- Kto by się spodziewał rok temu, że takie emocje mogą nas spotkać. Kibicowaliśmy Robertowi cały czas. I kibicujemy jego szczęściu nadal - zapewnia Bogdan Filochowski.

- Ten rok był bardzo dla mnie udany - sumuje Robert.

- Mam nadzieję, że przyszły będzie jeszcze lepszy - podpowiada domyślnie ojciec.

- Może i tak, bo w końcu nie jestem podróżnikiem, żeby wciąż jeździć przez pół Polski. Tylko rolnikiem. Mam nadzieję, że Agnieszka też zechce jak najszybciej przerwać te podróże. I być blisko mnie - Robert wyraża pragnienie o prawdziwym happy endzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki