Agata Nizińska: Niepokorna wnuczka Wojciecha Pokory

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Agata Nizińska, rocznik 1985, aktorka filmowa i kabaretowa, jest założycielką i wokalistką zespołu muzycznego Madame Pik
Agata Nizińska, rocznik 1985, aktorka filmowa i kabaretowa, jest założycielką i wokalistką zespołu muzycznego Madame Pik Sylwia Dąbrowa
Agata Nizińska to wnuczka Wojciecha Pokory. Próbowała aktorstwa, niedawno zadebiutowała jako piosenkarka płytą „niePokorna”. W ten weekend zaśpiewa w Opolu.

Przygotowujesz się do występu w opolskim koncercie piosenki literackiej i kabaretowej „Ja to mam szczęście”. Co zaśpiewasz?

Każdy z artystów biorących udział w tym koncercie dostaje jedną piosenkę do zaśpiewania. W moim przypadku będzie to „Życie to nie teatr” Edwarda Stachury. Nigdy wcześniej nie brałam tego utworu na swój warsztat, ale był on wykonywany przez wielu wspaniałych artystów. Spróbuję więc nadać mu teraz własną interpretację.

Zaproszenie Ciebie do tego koncertu z piosenką literacką i kabaretową nie było chyba przypadkowe.

To prawda. Mam za sobą szkołę teatralną i występy w kabarecie. Potem mocno poszłam w muzykę, ale tęsknię za sceną. Lubię tę formę wyrazu, bo na estradzie rozrywkowej nie zawsze można tak mocno emocjonalnie zaśpiewać, a tutaj - jak najbardziej.

Na wydanej niedawno Twojej płycie „niePokorna” słychać w niektórych piosenkach aktorskie zacięcie. Masz je we krwi?

Być może (śmiech). Na płycie są teksty, które pozwalają mi na takie interpretacje. Mamy bogaty język, a ja lubię bawić się jego rymami, rytmem, synonimami. Przy okazji odkrywam go trochę na nowo.

Na czym polega Twoja „niepokorność”?

Tytuł ma kilka znaczeń. Pierwsze polega na tym, że pokazuje, iż tą płytą chcę się odciąć od swoich rodzinnych korzeni - bo moim dziadkiem był Wojciech Pokora. Uwielbiam go i jest on dla mnie ogromnym autorytetem, ale artystycznie chcę robić swoje rzeczy. Drugie - to hołd oddany dziadkowi, bo jakby nie patrzeć, wywarł ogromny wpływ na moje życie. I po trzecie - w każdym utworze wkładam kij w mrowisko i zadaję trudne pytania.

No właśnie: w utworze „Elity” pytasz o to, kto dziś tworzy polskie elity intelektualne, a w „Ms. Wannabe” opisujesz dziewczynę, która chce zostać celebrytką. Nie podoba Ci się świat naszego show-biznesu?

To świat, który powinniśmy tolerować, ale niekoniecznie stawiać na piedestale jako wzór do naśladowania. Dlatego pytam, czy w ogóle istnieje w Polsce jakaś elita intelektualna czy artystyczna i kto ją tworzy. Bo mam wrażenie, że granice się nam trochę pozacierały. W efekcie uznajemy za elity ludzi, którzy są znani tylko z tego, że są znani.

Nie czujesz się jednak sama trochę częścią świata celebrytów?

Będąc piosenkarką czy aktorką, muszę częściowo funkcjonować w tym świecie. To specyfika zawodu. Muszę się pojawiać na różnego rodzaju spędach. Staram się jednak robić to tylko wtedy, gdy ma to dla mnie jakiś sens - choćby wtedy kiedy promuję album.

Niedawno byłaś gwiazdą gali „Plejady”. Media, zamiast opisać Twój występ, skupiły się na Twojej... wysoko wyciętej sukience. Wkurza Cię to?

Pewnie. Niestety, dzisiaj ludzi bardziej interesuje to, jak kto wyglądał, niż to, jak zaśpiewał. Tym razem afera wybuchła wokół sukienki. Nie zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia, bo jestem już przyzwyczajona do takich historii. Oczywiście takie „uprzedmiotowienie” jest dla mnie przykre, zresztą podobnie jak dla wielu moich koleżanek i kolegów po fachu. Staram się jednak patrzeć na to optymistycznie: może przez zwrócenie uwagi na moją sukienkę ktoś zainteresuje się moimi piosenkami? (śmiech)

Czy dzisiaj w ogóle można zrobić karierę w show-biznesie, odcinając się od plotkarskich mediów?

Jest grupa artystów, która się stara. Spójrzmy chociaż na Monikę Brodkę, Anię Dąbrowską, Justynę Steczkowską. One skupiają się na swoich płytach i koncertach, a jedynie sporadycznie pojawiają się na ściankach. Czasem nasz udział w medialnych imprezach jest zobligowany przez kontrakty, jakie mamy podpisane. Nie można więc tego całkowicie uniknąć. Trzeba sobie zatem zbalansować to wszystko, aby nie być oskarżonym o celebryctwo, a jednak wykonywać profesjonalnie swój zawód.

W Twoim przypadku największą ciekawość wzbudza Twój dziadek - Wojciech Pokora. Ta koligacja jest dla Ciebie obciążająca?

Oskarżenia o nepotyzm pojawiają się zawsze wobec każdego, kto ma znanych rodziców czy dziadków. To samo mieli choćby Maciek Stuhr czy Matylda Damięcka. Ja jestem dumna z mojej rodziny i nigdy się od niej nie odetnę. Muszę jednak podwójnie udowadniać swoją wartość, bo ciągle są zarzuty, że ktoś coś mi załatwił. Raz - żeby pokazać, iż zasługuję na swoje nazwisko, a dwa - że nie muszę korzystać z rodzinnych koneksji. Tymczasem naprawdę tak to nie wygląda. Nikt mi w niczym nie pomoże, jeśli nie będę sama miała talentu i umiejętności. Rynek jest bezlitosny i od razu weryfikuje takie sprawy. Nie da się zrobić kariery tylko na nazwisku czy koneksjach.

Jaki wpływ miał na Ciebie dziadek?

Zdecydowanie tak. Był moim mistrzem. Jeszcze kiedy byłam malutka, do dziadka przychodziło wiele „cioć i wujków”. A z czasem okazało się, że to byli Stanisław Tym i inni. Potem dowiedziałam się, że środowisko, w którym dorastałam, to ludzie tworzący w tamtym czasie polską kulturę. Dziadek zwrócił mi uwagę, że za tym, co robią ci ludzie, idzie pewien przekaz. To było super - i kontakt z tymi osobami na pewno wywarł na mnie ogromny wpływ.

Dziadek nie był zawiedziony, że porzuciłaś aktorstwo dla śpiewania?

Nie. Chyba nawet bardziej go to kręciło. On robił kabaretowe i teatralne rzeczy i z rozrywkową piosenką nie miał za wiele wspólnego. Tymczasem aktorskie śpiewanie a popowe śpiewanie to zupełnie co innego. I to było dla niego fajne - dlatego chętnie ze mną o tym rozmawiał. Zdążył nawet przed śmiercią posłuchać mojej płyty. Najbardziej podobały mu się „Elity”, gdzie wykorzystałam we wstępie jego monolog z „Kariery Nikodema Dyzmy”.

Dlaczego po kilku latach aktorskich poczynań zdecydowałaś się zwrócić w stronę śpiewania?

Od dzieciaka wolałam śpiewać. I miałam przekonanie, że właśnie w tym kierunku powinnam pójść. Pewnie miał na to wpływ dom rodzinny. Bo kiedy ojciec puszczał Ellę Fitzgerald czy Ettę James, wiadomo było, że się tym zachwycę i będę chciała iść w ich ślady. Wiem, że nie osiągnę tego poziomu, ale jestem przekonana, że mam wokalne warunki i talent. To w szkole aktorskiej któraś z profesorek powiedziała mi: „Agatka, musisz coś z tym głosem zrobić, bo szkoda by było, aby się zmarnował”. Nie odżegnuję się jednak od aktorstwa.

Aktorskie doświadczenia przydają się w karierze piosenkarki?

Tak. Teatr otwiera emocjonalnie człowieka. Dlatego dał mi pewnego rodzaju bezwstyd. Nie boję się ludzi, nie boję się publiki. Poza tym teatr dał mi umiejętność interpretacji tekstu. Dzięki niemu potrafię się utożsamiać z tym, o czym śpiewam. Bo przecież w teatrze i na estradzie opowiadamy ludziom historie. Zresztą tak robią moi idole - Kasia Nosowska czy Maciej Maleńczuk.

Nosisz męski garnitur i krótkie włosy...

Taki wizerunek jest wygodny. Zawsze lubiłam garnitury. Wystarczy tylko do nich założyć mokasyny - i już można fruwać na scenie. Nie wyobrażam sobie wyjścia na nią w dwunastocentymetrowych szpilkach i krótkiej sukience. Nie jestem typem kobiety, która lubi się ubierać w krótkie spódniczki. Tak dużo jest dziś nacisku na eksponowanie kobiecego ciała w mediach, że wydaje mi się to wręcz seksistowskie. Zostawiam to więc koleżankom po fachu, które dobrze się z tym czują.

Ponoć wszyscy mamy w sobie męskie i żeńskie cechy...

Chodzą słuchy, że mam dużo męskich cech. Z wiekiem lubię być jednak coraz bardziej kobieca, ale nie dla wszystkich, tylko dla wybranych jednostek (śmiech). Na zewnątrz wolę się prezentować bardziej surowo. Chociaż akurat w Opolu będzie bardzo kobieco, bo trochę zatęskniłam za tym po tych wszystkich garniturach, które nosiłam przy okazji premiery „niePokornej”. Za dużo ciała jednak i tak nie pokażę.

Z domu wyniosłaś tradycyjny wzór rodziny, zarówno Twoi rodzice, jak i dziadkowie tworzyli i tworzą długodystansowe związki.

To długodystansowcy, ale wyluzowani, dający sobie dużą wolność. Lubią się, ale się nie zniewalają. To nie są żadne „konserwy”, to dość nowoczesne związki, w których jest partnerskie podejście. Oni się potrafią śmiać z siebie. To fantastycznie funkcjonuje i też bym tak chciała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agata Nizińska: Niepokorna wnuczka Wojciecha Pokory - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl