Afera reprywatyzacyjna. Jan Śpiewak: Sądy są sędziami we własnej sprawie. Mamy do czynienia z ogromnym układem [WYWIAD]

Agaton Koziński
Jan Śpiewak - działacz społeczny, prezes stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa. Jako jeden z pierwszych nagłaśniał aferę reprywatyzacyjną. Nieskutecznie walczył o fotel prezydenta Warszawy w 2018 r. - zajął trzecie miejsce
Jan Śpiewak - działacz społeczny, prezes stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa. Jako jeden z pierwszych nagłaśniał aferę reprywatyzacyjną. Nieskutecznie walczył o fotel prezydenta Warszawy w 2018 r. - zajął trzecie miejsce fot. Bartek Syta
Dzisiaj Platforma Obywatelska w Warszawie działa ręka w rękę z kryminalistą, jakim jest Marek M. Pytanie, czy Lewica chce mieć takiego koalicjanta - mówi Jan Śpiewak, prezes stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa.

Jak to możliwe, że sąd cofnął decyzję komisji weryfikacyjnej dotyjczącą Nabielaka 9? Wydawało się, że sytuacja tej kamienicy, w której żyła m.in. Jolanta Brzeska, jest jasna i że doszło przy jej przejęciu do przestępstwa.
To wynika z tego, co się dzieje w ratuszu i Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Warszawski ratusz uważa, że decyzje reprywatyzacyjne, które były wydawane w ostatnich latach, są legalne.

Kamil Dąbrowa, rzecznik ratusza, napisał na Twitterze, że wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego nie jest związany z wnioskiem ratusza - i że kamienica nie została zwrócona nabywcom, którzy kupili ją za roszczenia.
Ratusz twierdzi, że nie skarży samych decyzji komisji, tylko ich uzasadnienia - ale to oczywiście tylko PR-owy zabieg, bo efekt jest ten sam. Natomiast WSA zachowuje się tak, jakby był całkowicie impregnowany na świat zewnętrzny.

Nie uznają istnienia komisji weryfikacyjnej?
Postawa ratusza jest szalenie cyniczna. Oni uznają, że komisja istnieje, podkreślają, że cieszą się z tego, że ona działa - ale jednocześnie dodają, że ona musi wydawać legalne decyzje, tymczasem tak się nie dzieje.

Komisja rzeczywiście musi wydawać decyzje zgodnie z prawem.
Pytanie, jak rozumieć sformułowanie „legalność decyzji”. Komisja stoi na straży jednej z interpretacji dekretu Bieruta. Zresztą my, społecznicy, ją popieramy, podobnie zresztą jak Trybunał Konstytucyjny.

Na czym polega ta interpretacja?
W skrócie - na tym, że jeśli ktoś kupił roszczenia do wartej miliony złotych kamienicy za 1500 zł, to nie ma praw do tej kamienicy.

Dobrze, że jest komisja weryfikacyjna, ale póki co wykorzystano ją tylko do tego, by pomóc wypromować się kilku politykom

1500 zł kosztowały roszczenia do Nabielaka 9.
Dokładnie. W dodatku w tym przypadku osoby, które przejęły kamienicę poprzez skup roszczeń, zaczęły szykanować i wyrzucać mieszkających w niej ludzi, a to oznacza, że postępowali w sposób niezgodny z prawem. Przecież Marek M., który dokonał reprywatyzacji Nabielaka 9, zlecił swoim ludziom, żeby włamywali się do mieszkań przy użyciu szlifierki. Już choćby ten fakt powinien wystarczyć, żeby unieważnić decyzję reprywatyzacyjną.

Paweł Rabiej, gdy był jeszcze członkiem komisji weryfikacyjnej, przejmująco opowiadał w wywiadzie dla naszej gazety o metodach czyścicieli kamienic i ich ofiarach. „Mają pęknięte życiorysy. W Warszawie są tysiące ofiar brutalnie działających czyścicieli kamienic” - mówił dwa lata temu.
Akurat ewolucja, jaką przeszedł Paweł Rabiej w ostatnich latach, jest przerażająca. Pokazuje przy okazji, jak strasznym bagnem jest polityka. Ale wróćmy jeszcze do dekretu Bieruta.

ZOBACZ TEŻ | Patryk Jaki prezentuje ustawę reprywatyzacyjną

I jego interpretacji, na której swoje prace opiera komisja weryfikacyjna.
Żeby wydać decyzję reprywatyzacyjną, trzeba było spełniać trzy warunki opisane w dekrecie Bieruta. Po pierwsze, należało złożyć wniosek w terminie. Po drugie, musiał on być zgodny z planem zabudowy - w końcu dekret Bieruta to był projekt planistyczny, którego rolą było umożliwić jak najszybszą odbudowę Warszawy po wojnie.

A trzeci warunek?
Właściciel musiał być w posiadaniu nieruchomości, to znaczy, musiał być na miejscu. Jeśli przebywał, gdzie indziej - wyemigrował, nie zdążył wrócić z obozu, itp. - nie miał możliwości złożenia wniosku. Nie był to może zapis szczególnie sprawiedliwy, ale umożliwiał szybkie działanie, odbudowę Warszawy. Osoby, które poprzez ten trzeci warunek zostały pozbawione swoich nieruchomości, miały otrzymać odszkodowania, ale tych nigdy im nie wypłacono. Stąd się bierze dziś większość zarzutów wobec dekretu Bieruta - ale też precyzyjna procedura mocno zawężała liczbę osób, które mogły ubiegać się o zwrot nieruchomości w naturze.
Ale przecież w całej aferze reprywatyzacyjnej nie chodziło o odszkodowania, tylko o zwroty całych kamienic.
To właśnie konsekwencja działań sądów administracyjnych po 1990 r., które nagle uznały, że te warunki opisane przeze mnie przed chwilą przestały obowiązywać. W ich interpretacji przepisów wystarczyło złożyć wniosek, żeby odzyskać nieruchomość. To nie wszystko, sądy poszły dalej. Przyznały sobie prawo do uchylania decyzji o nacjonalizacji wydanych w latach 50. Dopiero Trybunał Konstytucyjny w 2015 r. zakwestionował tę praktykę.

Mówi pan o Trybunale, którym kierował jeszcze Andrzej Rzepliński?
Tak. Ten wyrok mówił wyraźnie, że nie można eliminować z obrotu prawnego decyzji prawnych obowiązujących od kilkudziesięciu lat, bo to narusza konstytucyjną zasadę pewności prawa. Według TK można wypłacać odszkodowania za utracone nieruchomości, ale nie można oddawać ich w naturze - bo przecież one po tych kilkudziesięciu latach wyglądają całkowicie inaczej, były odbudowane, często pełnią inną funkcję, w tych budynkach miasto sprzedawało lokale, etc. Nie można udawać, że przez kolejne dekady nic się nie zmieniło - że nagle znowu jest 1945 r. Przez lata funkcjonowaliśmy jednak w stanie fikcji prawnej, do której dopuściły sądy administracyjne, mimo że ich działania były niezgodne z konstytucją. A teraz historia zatoczyła koło.

W jakim sensie?
Pojawił się wyrok TK w 2016 r. ws. małej ustawy reprywatyzacyjnej, który miał zatrzymać samowolkę interpretacyjną sądów administracyjnych. Sędziowie Trybunału przypomnieli sędziom sądów administracyjnych o pierwotnym brzmieniu i funkcji dekretu Bieruta. Ale teraz te same sądy oceniają decyzje komisji weryfikacyjnej, która próbowała naprawić bezprawie przez te sądy wprowadzone.

Stali się sędziami we własnej sprawie?
Tak. Teraz, żeby wydać odpowiedni wyrok, musieliby się przyznać, że wcześniejszymi decyzjami przez ponad 20 lat łamali konstytucję - a także, że przyczynili się do zbudowania w Warszawie wielu bajońskich majątków. Choćby mecenasa Jana Stachury, o którym mówi się, że posiada nawet 100 kamienic w stolicy. Czy arystokracji, która w ten sposób „odzyskała” niewiarygodne majątki w Warszawie, na przykład rodzina Sobańskich. Dzięki reprywatyzacji ci ludzie mają dziś majątek szacowany na setki milionów, jeśli nie na miliardy złotych. Tylko gdyby się okazało, że można cofać decyzje podjęte przez sądy administracyjne, to te ich majątki mogłyby być zagrożone. Ale nawet nie to jest w tej sytuacji najbardziej mrożące krew w żyłach.

A co?
Warszawski ratusz wydaje krocie na obsługujących ich przy tej sprawie prawników, w tym zaprzyjaźnionego z PO Jacka Dubois. Nie wiem, na jakiej zasadzie akurat on jest przedstawicielem miasta. Faktem jest, że na posiedzeniu tydzień temu poprosili sąd o wytyczne, jak mają oddawać dalej nieruchomości. Zmroziło mnie to, bo to oznacza, że ratusz ma w nosie wyroki TK i zamierza wrócić do oddawania nieruchomości w naturze. Ciągle nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, a sądy administracyjne stoją na stanowisku, że wszystko, co wydarzyło się do tej pory, było legalne. Koszmar wraca.

Ale przecież wcześniej sądy administracyjne wydawały werdykty w duchu decyzji komisji weryfikacyjnej.
To były pojedyncze przypadki, w trzech czwartych przypadków je uwalały. Tak jak teraz we wtorek. Zobaczymy, co w tej sprawie powie Naczelny Sąd Administracyjny - czy będzie orzekał zgodnie z wytycznymi Trybunału Konstytucyjnego, czy całkowicie się postawi ponad prawem. Faktem jest, że dziś w Polsce dużo mówi się o kryzysie demokracji. Ale bierze się on stąd, że bardzo duża część życia publicznego wyjęta jest spod demokratycznej kontroli. To sprawia, że sądy uzurpują sobie prawo do własnych interpretacji konstytucji - a nawet do odbierania czyjejś własności i przekazywania jej w inne ręce. I takie kompetencje przypisują sobie sądy administracyjne, o których istnieniu przeciętny obywatel nawet nie wie.

Jeszcze jeden smaczek wtorkowego wyroku. Został on wydany na podstawie skargi złożonej przez Marka M., znanego handlarza roszczeniami w Warszawie, który za swoje działania został skazany na karę więzienia.
On został skazany prawomocnym wyrokiem, więc spokojnie możemy go nazywać kryminalistą.
Jak to możliwe, że ten człowiek ma zdolność wygrywania spraw w sądzie?
Podniosłem to w czasie wtorkowej rozprawy, do której zostałem dopuszczony jako uczestnik postępowania. Ale sąd twierdzi, że jest sądem administracyjnym, w związku z czym takie kwestie go w ogóle nie interesują. Nie obchodzą go postępowania w prokuraturze przeciw temu panu, nie obchodzą go koszty społeczne jego działań. On rozstrzyga na gruncie dokumentów - ale zawsze na korzyść osób, które przejmowały nieruchomości.

Mimo to nie jest pan jedynym skazanym w aferze reprywatyzacyjnej - jest jeszcze Marek M.
Ale za to ja jestem jedynym, który został skazany dwukrotnie. Tak że cały czas w meczu mafia reprywatyzacyjna - „lud Warszawy” jest 2:1.

Pan został skazany za to, że określił reprywatyzację „dziką”.
Tak, a sąd uznał, że to jest bardzo poważne naruszenie prawa i zostałem za to skazany - w dodatku w sprawie mecenasa Jerzego Szaniawskiego, który był ostatnio kandydatem do Sądu Najwyższego - na przeprosiny na jednym z największych portali w Polsce, za co będę musiał zapłacić 221 tys. zł. To jest po prostu sądowa przemoc, całkowite oderwanie się sądów od zasad prawa i logiki. Zwykły atak na społeczeństwo obywatelskie.

Wychodzi przy okazji szersze zjawisko. Po skandalu wokół działki Chmielna 70 wydawało się, że ruszył walec. Narastało powszechne oburzenie na to, w jaki sposób sądy postępowały w sprawie reprywatyzacji, powstała komisja weryfikacyjna. Wydawało się, że rozliczenie wszystkich winnych to tylko kwestia czasu. Tymczasem minęły ponad trzy lata, ale tych winnych nie ma - atmosfera wokół nich też wyraźnie zelżała, efektów prac komisji nie za bardzo widać. Dlaczego?
Proszę jeszcze pamiętać o ponad 40 tys. osób, które zostały wyrzucone z mieszkań w wyniku działań mafii reprywatyzacyjnej, którzy ciągle czekają na sprawiedliwość w tej kwestii. Tylko że na to jest przyzwolenie.

W mieście istnieje gigantyczny układ biznesowy. Miliardy już zarobiono - ale miliardy można jeszcze zarobić

Kto go udzielił?
Platforma Obywatelska po gigantycznej aferze reprywatyzacyjnej w ostatnich wyborach nie tylko odnowiła swój mandat do rządzenia miastem, ale go wręcz umocniła - bo Rafał Trzaskowski wygrał ostatnie wybory wyżej niż wcześniej Hanna Gronkiewicz-Waltz i ma dzisiaj więcej radnych niż 5 lat temu. Nie ma więc żadnej odpowiedzialności politycznej za to, co się działo w sprawie reprywatyzacji w ratuszu.

Trzaskowski w kampanii obiecywał twarde rozliczenie afery reprywatyzacyjnej, twarzą tego miał być wiceprezydent Paweł Rabiej. Nic w tej kwestii się nie dzieje.
Paweł Rabiej, który jako członek komisji weryfikacyjnej głosował za jej decyzjami, dziś - jako wiceprezydent Warszawy odpowiedzialny za reprywatyzację - skarży decyzje do sądu, które wcześniej popierał. Jak to jest możliwe? Jak ten człowiek może sobie spojrzeć w lustro? Jak on może spojrzeć w twarz ofiarom reprywatyzacji? Widać wyraźnie, że interesują go wyłącznie władza i pieniądze.

Tak po prostu?
A co? Przecież w mieście istnieje gigantyczny układ biznesowy wart miliardy złotych. Miliardy już zarobione - ale miliardy można jeszcze zarobić.

Dlaczego komisja weryfikacyjna tak wytraciła impet w działaniu?
Patryk Jaki osiągnął swój cel - zdobył rozpoznawalność, jest teraz europosłem. Jednocześnie widać wyraźnie, że nikt nie chce ruszyć istniejącego układu. Hanna Gronkiewicz-Waltz ciągle nie ma zarzutów - choć dawno powinna je mieć za niedopilnowanie obowiązków i przekroczenie uprawnień w czasach, gdy była prezydentem miasta. Zabójcy Jolanty Brzeskiej są na wolności. Ustawy reprywatyzacyjnej nie ma. Tak że naturalne wydaje się pytanie, co PiS zamierza dalej z tym zrobić.
Co jeszcze może zrobić?
Dobrze, że komisja weryfikacyjna istnieje - bo bez niej pewnie w ogóle byśmy o tej sprawie nie rozmawiali. Ale póki co wygląda to tak, jakby ona została wykorzystana tylko do tego, żeby pomóc wypromować się kilku politykom.

Gdzie jest problem? Komisja nie pracuje jak należy i tylko służy jako trampolina promocyjna? Czy robi wszystko jak trzeba, ale potem jej działania blokują sądy?
Nie, aż tak ostry w ocenie prac komisji bym nie był. Ona wykonała kawał dobrej roboty. A że sprawa utknęła? Tak się dzieje właściwie ze wszystkim. Sprawy SKOK-u Wołomin, Amber Gold, czy mafii watowskich też pozostały bez konkluzji.

W sprawie Amber Gold była sejmowa komisja śledcza - ale jej ustalenia nie były przełomem.
Tak, w więzieniu siedzi jedynie Marcin P., słup bez matury. A ja mam uwierzyć, że on tym wszystkim kręcił, umiał stworzyć jedną z największych piramid finansowych w Polsce?

PiS jest nieudolny i nie umie takich spraw wyjaśniać? Czy brakuje do tego odpowiednich narzędzi i możliwości?
Są dwa aspekty tej sprawy. Jeden jest kryminalny - i tutaj wyraźnie prokurator generalny Zbigniew Ziobro sobie nie radzi. Nie wiem dlaczego, ale widzę, jakie są efekty. Ja sam zgłaszałem wiele spraw do prokuratury i widzę, że w tej kwestii nic się nie dzieje. Większość spraw, w których coś się dzieje, rozpoczęło się, zanim jeszcze PiS objął władzę. Widać więc, że coś nie działa. Ale na to jeszcze nakłada się aspekt prawny. W tym przypadku mamy do czynienia z ogromnym układem reprywatyzacyjnym w sądzie administracyjnym. On najpierw wymyślił sobie reprywatyzację, a teraz jest sędzią we własnej sprawie. Oddzielna sprawa, że PiS reformuje wymiar sprawiedliwości - ale te reformy w żaden sposób nie dotknęły sądów administracyjnych. Dlaczego? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Teraz do Sejmu weszła nowa ambitna Lewica. Coś zmieni w tej kwestii?
Nie widzę, żeby politycy Lewicy pojawiali się w sądzie, gdy trwają postępowania związane z aferą reprywatyzacyjną.

Adrian Zandberg wielokrotnie mówił o tym, jakim skandalem jest afera reprywatyzacyjna i starał się być rzecznikiem w niej pokrzywdzonych.
Mam nadzieję, że teraz, gdy jest w Sejmie, zacznie zabierać głos w tej sprawie. Bo faktem jest, że dziś Platforma Obywatelska w Warszawie działa ręka w rękę z kryminalistą, jakim jest Marek M. Pytanie, czy Lewica chce mieć takiego koalicjanta.

Partia Razem weszła do Sejmu z list postkomunistycznego SLD.
Które w Warszawie tworzy z PO koalicję rządzącą. A wcześniej to Aleksander Kwaśniewski jako prezydent zawetował ustawę reprywatyzacyjną. Na pewno SLD nie można uznać za partię, która ma jakieś zasługi w walce z dziką reprywatyzacją.

Razem powinno według pana tworzyć wspólny klub parlamentarny z SLD, czy raczej powinno trzymać się oddzielnie?
Oni nie mają dobrego wyjścia. Jeśli wejdą do jednego klubu z SLD, przestaną istnieć jako samodzielna partia. Jeśli natomiast stworzą samodzielnie własne koło, to zostaną zmarginalizowani. To dość tragiczny wybór.

Siłą Razem miało być zajmowanie się kwestiami, do których jest potrzebna wrażliwość społeczna - takimi, jak afera reprywatyzacyjna. Stać ich na to?
Po czynach ich poznamy. Zobaczymy, czy będą umieli zgłosić projekt ustawy reprywatyzacyjnej, czy pomysł na reformę sądów administracyjnych. Choć na razie Lewica skupia się wyraźnie na kwestiach światopoglądowych i obyczajowych, a sprawy społeczne odsunęła na dalszy plan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl