Afera korupcyjna w PZPS: Dwaj panowie P. i największy skandal w historii polskiego sportu

Robert Małolepszy
Artur P. i Mirosław P.
Artur P. i Mirosław P. SYLWIA DABROWA / POLSKAPRESSE
Jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie to największa afera w historii polskiego sportu. Prezesi PZPS - Mirosław P. i Artur P. - mieli przyjąć niemal milion złotych łapówki.

Słowo "prezesi", które padło na wstępie tego tekstu, nie jest przypadkowe. I nie chodzi tylko o to, że rzeczywiście jeden jest prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, a drugi jego pierwszym zastępcą, ds. marketingu. Tak naprawdę tworzyli tandem, w którym kierowniczą rolę pełnił młodszy, będący dłużej w strukturach związku Artur P. To Artur wymyślił Mirosława, gdy w związku wybuchła wojna pomiędzy poprzednim prezesem Januszem Biesiadą i ludźmi skupionymi wokół Artura i przedstawicieli pierwszego wielkiego sponsora siatkówki - czyli firmy Polkomtel. Artur od 20 lat kierował Profesjonalną Ligą Piłki Siatkowej, to on wymyślił kandydaturę Andrei Anastasiego, a potem ponoć także Stéphane'a Antigi (razem z prezesem Skry Konradem Piechockim).

To on razem z Biesiadą odpowiadał za organizację pierwszych edycji Ligi Światowej w Polsce, które rozpoczęły nową erę w polskiej siatkówce - erę bogactwa. W ostatnich latach wręcz gigantycznego bogactwa. W 2014 r. PZPS dysponował budżetem grubo przekraczającym 100 mln zł, doganiając pod względem finansów PZPN. W poniedziałek prezydium zarządu związku, w którym jest jeszcze dwóch wiceprezesów, zdecyduje co dalej. Jeśli Mirosław P. poda się do dymisji, możliwy jest scenariusz, że nowym prezesem zostanie któryś z wiceprezesów - Witold Roman lub Andrzej Lemek. Ten drugi pełni obecnie funkcję sekretarza generalnego związku.

Pierwszy jako jedyny pełnił w związku swoje obowiązki społecznie, jest lubiany przez środowisko, akceptowany przez opozycję, która zapewne będzie chciała jak najszybciej doprowadzić do nowych wyborów. Poprzednie przegrała dziewięcioma głosami.

Mirosław P. funkcję prezesa pełnił już trzecią kadencję. Pierwszy raz stery w związku objął w 2004 r. Wymyślił go Artur P. Poznali się ponoć na zawodach siatkówki plażowej. Obaj grali. Artur na boisku do siatkówki podczas studiów w Gdańsku poznał też poprzedniego prezesa związku Janusza Biesiadę, który zaraz po studiach najpierw ściągnął go do związku, a potem zrobił prezesem tworzącej się Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej, znanej dziś wszystkim jako Plus Liga Siatkarzy.

- Artur pełnił jakąś mało znaczącą funkcję w związku, zajmował się chyba sprawami magazynowymi. Pewnego dnia Janusz, pełniący wówczas jeszcze funkcję sekretarza generalnego związku, zamknął się na godzinę w gabinecie z prezesem Ipohorskim-Lenkiewiczem (zmarł w 2006 r. - red.). Jak skończyli naradę, Artur był już szefem ligi - opowiada nam jeden z prominentnych działaczy PZPS.
Artur P. bardzo szybko zbudował sobie mocną pozycję. Sukces Ligi Światowej i ligi profesjonalnej to był też jego sukces. Potrafił dogadać się ze wszystkim, zawsze był pod telefonem, nie bał się sprzedać newsa dziennikarzom. Miał dobre pomysły, naprawdę znał się na siatkówce. Umiał dogadać się z każdym.

Pokłócił się jednak z Biesiadą, gdy ten został, przy mocnej pomocy Artura P., prezesem związku. Na początku XXI w. wybuchła afera, tak się wtedy przynajmniej wydawało, która doprowadziła związek niemal na skraj przepaści. Biesiadzie i jego ludziom zarzucano potężne nieprawidłowości przy rozliczaniu państwowych dotacji. Doszło do tego, że związek stracił państwowe finansowanie. By reprezentacje mogły grać - pieniądze szły przez konto Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej, kierowanej oczywiście przez Artura P. Biesiada znalazł się nawet na ławie oskarżonych, ale w kilku procesach został uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Dziś twierdzi, że to konkurencja, czyli Artur P. podrzucała mu "świnie".

W 2004 r. Biesiada, po ciężkiej walce przegrał wybory na prezesa z Mirosławem P. Biznesmenem zajmującym się produkcją ekologiczną i zdrową żywnością, co możemy przeczytać w Wikipedii. Ponoć swego czasu handlował też częściami do samochodów Volvo. Krążyły też plotki, jakoby był związany z handlem bronią. Swego czasu organizował Piknik Country w Mrągowie. Ma też zamiłowanie do muzykowania - gra na perkusji, był członkiem "zespołu prezesów", w którym grali autentycznie prezesi kilku dużych firm.
Generalnie - uchodził za biznesmena, ale nikt tak do końca nie potrafił powiedzieć, na czym się dorobił, bo zawsze podkreślał, że w związku pracuje za darmo. Z czasem okazało się, że nie tak do końca za darmo - związek leasingował dla niego luksusowe volvo i płacił rachunki za benzynę. Mirosław P. miał też do dyspozycji kartę kredytową. PZPS miał mu też opłacać bardzo wysokie, kapitałowe ubezpieczenie na życie, z którego wkład mógł w każdej chwili wycofać, a składka wynosiła ponoć prawie sześć tysięcy złotych miesięcznie.

Mirosław P. bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię wielu osób, w tym mediów. Zawsze odbierał telefony, chętnie opowiadał o kulisach ważnych decyzji. Mówiło się wręcz w środowisku, że czasami ma za długi język i plecie trzy po trzy. "Wiesz, jaki jest Mirek" - nieraz mówił w telefonicznych rozmowach Artur P., gdy przychodziło mu wyjaśniać lub prostować słowa prezesa.

Mirosław, nawet jak robiło się wokół niego gorąco, a tak po raz pierwszy było w 2012 r., gdy tuż przed wyborem na trzecią kadencję do związku weszło CBA, nie tracił rezonu. Zawsze uśmiechnięty, dobrze ubrany, opalony. Młoda żona, małe dziecko. Kontakty w świecie. Dla wielu symbol sukcesu. Nawet z "kostuchą" wygrał, po tym jak w Aninie przeszedł operację serca.

Nie bał się mówić, że chce zrobić z siatkówki sport narodowy. Miał ambicje zostania szefem światowej siatkówki. Dziś jest wiceprezesem federacji europejskiej (CEV), a federacji światowej jest w zarządzie, w którym miał odpowiadać za marketing i prawa telewizyjne.

Artur P. zawsze trzymał się za to w cieniu. Po order do prezydenta za mistrzostwo świata siatkarzy poszedł oczywiście Mirosław. Artur zawsze w cieniu, w drugim szeregu, pilnujący, by wszystko się udało, by impreza się udała. A że koszty rosły? Rosły, bo standard organizacji imprez rósł. Tak się zawsze tłumaczyli oponentom i dziennikarzom.

W 2008 r. Przedpełski nie miał nawet rywala, gdy ubiegał się o reelekcję. Głosowanie było praktycznie jednogłośne. Gorąco zrobiło się dopiero w 2012 r., gdy do siedziby PZPS weszło CBA, ze stanowiska sekretarza generalnego odszedł zaś Bogusław Adamski - wcześniej najważniejszy sojusznik Artura P., który wiedział bardzo wiele o mechanizmach działania siatkarskiej centrali.

To wtedy na światło dzienne wyszły szokujące fakty - jeden z dwóch najbogatszych związków sportowych w Polsce miewa kłopoty z płynnością finansową. Większość imprez, w tym sztandarowa Liga Światowa, która kiedyś była kurą znoszącą złote jajka, albo jest deficytowa, albo jej organizacja wychodzi na zero.

Bardzo głośno zrobiło się choćby o firmie PR-owej, która za 70 tys. miesięcznie dba o dobry wizerunek siatkówki w Polsce, co wydaje się co najmniej zbędnym wydatkiem, zważywszy na popularność dyscypliny i całkiem pokaźną grupę ludzi zajmujących się w związku kontaktami z mediami.

Wybory w 2012 r. Mirosław P. wygrał po wielkiej wojnie na zjeździe, podczas którego wyciągano kolejne zarzuty z tym kluczowym - rzekome nieprawidłowości przy wydawaniu 40 mln zł, które związek dostał od miast gospodarzy siatkarskich mistrzostw świata. Szef komisji rewizyjnej Marian Chałas chciał, by Mirosławowi P. nie udzielić absolutorium za drugą kadencję, co oznaczałoby, że nie może ubiegać się o trzecią. Ostatecznie Przedpełski otrzymał 48 głosów, jego rywal Waldemar Bartelik - 39.

Rok później w mediach gruchnęła kolejna niespodziewana wiadomość - związkowi brakuje pieniędzy na organizację siatkarskich mistrzostw świata - z 40 mln zł od miast gospodarzy nie zostało prawie nic. Dziś wtajemniczeni twierdzą, że to był blef, chodziło o to, by wyciągnąć jak największą dotację z Ministerstwa Sportu. Mundial okazał się megasukcesem. Sprzedano ponad 600 tys. biletów. Związek nawet na nim zarobił, choć do dziś nie wiadomo ile.
Mirosława P. zawsze jednak broniły wyniki sportowe. Od kiedy to on objął stery w związku - siatkówka nie schodzi z podium. Jak nie panowie, to panie. To P. zatrudniał Lozano, Castellaniego, Anastasiego i Antigę. Wielką rolę w tych wyborach odgrywał drugi P. - czyli Artur.

- Jeśli znów mamy sięgnąć po trenera z zagranicy, to tylko po Andreę Anastasiego - mówił nam w jednym z wywiadów, gdy związek szukał nastęcy Castellaniego. I Anastasi zaczął pracować w Polsce. Odszedł po klęsce w Londynie, ale wcześniej było choćby złoto Ligi Światowej czy drugie miejsce w Pucharze Świata. Wcześniej pierwszy od lat medal mistrzostw świata z Lozano, pierwsze w historii mistrzostwo Europy siatkarzy. Tylko pierwszy medal "złotek" dziewczyny Andrzeja Niemczyka wywalczyły "za czasów Biesiady". Zwieńczeniem dziesięciu lat rządów Mirosława P. w PZPS jest oczywiście mistrzostwo świata siatkarzy.

Mirosław P. potrafił świetnie dogadywać się nie tylko ze sponsorami, lecz także z władzami sportowymi. Żaden inny związek nie dostaje takich dotacji z kasy państwa, jak PZPS. To za pieniądze ministerialne związek prowadzi w całej Polsce siatkarskie ośrodki szkolenia - projekt pochłania ponad 20 mln zł rocznie.

Do aresztu Mirosław P. trafił jako pierwszy. Artur P. zdążył nawet skomentować w mediach fakt zatrzymania Mirka - "ręce opadają" - miał powiedzieć, co jest do niego bardzo podobne, bo często właśnie w ten sposób komentował niektóre posunięcia swego szefa. Dzień później dołączył do niego, choć raczej na pewno nie siedzą w jednej celi.

Prokuratura ujawniła okoliczności zatrzymania i dość precyzyjnie opisała całą operację CBA. Wygląda na to, że doszło do kontrolowanego wręczania łapówek obu działaczom. Miał tego dokonać prezes ochroniarskiej firmy Fosa, która od dawna zabezpiecza wszystkie największe imprezy organizowane przez PZPS, w tym tę najważniejszą - siatkarski mundial.

Jak ujawnił na Twitterze dziennikarz TVP Jacek Dąbrowski, od dawna zresztą krytykujący władze PZPS, kontrakt na ochronę mistrzostw miał opiewać na 10 mln zł. Prawie milion mieli z tego wziąć prezesi P. Artur miał przyjąć we wrześniu i w październiku w sumie 580 tys. zł. Mirosław 400 tys. w listopadzie. Cezary P., prezes Fosy, po złożeniu wyjaśnień, został zwolniony.

Co dalej z polską siatkówką? Ludzie związani z Januszem Biesiadą już dziś chcą nadzwyczajnego walnego zebrania członków i natychmiastowej dymisji wszystkich, którzy byli związani z panami P. Ci, którzy są obecnie w związku odpowiadają - my nie mieliśmy z tym nic wspólnego, dlaczego mamy odpowiadać za Mirka i Artura.

Statut związku jest dość precyzyjny. Jeśli Mirosław P. poda się do dymisji, obecny zarząd może wybrać spośród siebie nowego prezesa. Jeśli nie będzie chciał zwolnić stanowiska, wtedy potrzebny jest zjazd. Może go zwołać połowa członków PZPS, zarząd lub komisja rewizyjna. Dziś prezydium zarządu PZPS będzie radziło, co dalej z tym fantem robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl