Adrianna w poszukiwaniu wrażeń dotarła aż do Caracas. Powrót do Polski uniemożliwia jej epidemia i zawieszone loty

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Adrianna Jarczyk na ulicach Caracas. Podobnie, jak w Polsce obowiązuje tam nakaz noszenia maseczek ochronnych
Adrianna Jarczyk na ulicach Caracas. Podobnie, jak w Polsce obowiązuje tam nakaz noszenia maseczek ochronnych archiwum/ Adrianna Jarczyk
W Wenezueli miała spędzić góra tydzień. Tymczasem jej pobyt w tym egzotycznym kraju przedłużył się już o ponad miesiąc. Z powodu koronawirusa i wprowadzonych obostrzeń tarnowianka Adrianna Jarczyk nie ma jak wrócić do Polski. Utknęła na dobre na drugim krańcu świata i nie wiadomo jak długo tam pozostanie.

FLESZ - Czeski pomysł na zagraniczny wyjazd w te wakacje

Adrianna od 6 marca przebywa w stolicy Wenezueli – Caracas, malowniczo położonej u podnóża gór, w odległości kilkunastu kilometrów od Morza Karaibskiego, ale owianą sławą jednego z najmniej niebezpiecznych miast na świecie. Wcześniej przez pół roku podróżowała samotnie po sąsiedniej Kolumbii, odkrywając rdzenne społeczności, ucząc się ich obyczajów i zgłębiając praktyki szamańskie. Do Caracas trafiła przez przypadek z poznanymi w czasie podróży Wenezuelczykami – Alejandro i Priscilą.

- Planowałem przyjechać na tydzień. Na 15 marca miałam kupiony bilet na samolot z Bogoty do Chicago, gdzie mieszka moja rodzina i stamtąd 31 marca miałem polecieć do Polski – opowiada tarnowianka.

Samoloty odwołane, drogi zamknięte

Wszystkie plany i zamierzenia wzięły jednak w łeb przez epidemię koronawirusa. Adrianna chciała czym prędzej dostać się do Bogoty, gdzie u znajomych zostawiła cały swój bagaż wraz z laptopem i sprzętem fotograficznym, ale jej lot został w ostatniej chwili odwołany. Kupiła więc bilet na inny - przez Panamę, ale i ten nie doszedł do skutku, gdyż przestrzeń powietrzna w Ameryce Łacińskiej została w międzyczasie całkowicie zamknięta dla ruchu lotniczego.

Utknęła na dobre w Caracas, którego z powodu wprowadzonych w Wenezueli ograniczeń w przemieszczaniu się również drogą lądową, nie może teraz opuścić.
- Razem ze znajomymi mieszkamy u rodziców Alejandra, więc na szczęście jestem w bezpiecznym miejscu – opowiada. Utrzymuje stały kontakt z ambasadą Polską.

Wymarłe Caracas, a w nim Polka

Tarnowianka wprawdzie mieszka w bezpieczniejszej części Caracas, ale i tak poruszanie się turystki z Europy po opustoszałych ulicach to niepotrzebne narażanie się na kłopoty. Dwumilionowa metropolia wygląda co prawda jak wymarła, ale to wcale nie oznacza, że jest bardziej bezpieczna.

- Wenezuleczycy mocno wzięli sobie do serca to, jak dużym zagrożeniem może być dla nich koronawirus i generalnie stosują się do kwarantanny. Jeśli już muszą wyjść z domu, to zakładają maseczki na twarz i rękawiczki ochronne na ręce – opowiada.

Adrianna ma za sobą wiele ekstremalnych wypraw w różne, bardzo odległe i egzotyczne rejony świata. Przepłynęła m.in. jachtostopem z Kolumbii na Florydę i Bahamy, odbyła podróż przez niebezpieczne Salwador i Honduras, odbyła skok ze spadochronem w Dubaju, nurkowała z rekinami w Tajlandii, uczestniczyła w kursie medytacji w Birmie, surfowała na Kostaryce czy przeleciała paralotnią nad kanionem w Kolumbii.

- Podróże mam we krwi od zawsze – podkreśla. W wieku 19 lat opuściła Tarnów i wyjechała na studia do Wielkiej Brytanii. Od blisko czterech lat zwiedza różne rejony świata, głównie Amerykę Łacińską.

Nie spodziewała się, że kiedykolwiek zostanie uziemiona na tak długo w jednym miejscu.

- Wenezuela to nie jest dobry kraj na to, żeby zachorować. Tylko jedna czwarta szpitali ma dostęp do bieżącej wody, są przerwy w dostawach prądu. Na cały kraj jest tylko 80 respiratorów, a ostatnio brakuje nawet benzyny, więc wielu lekarzy nie ma jak dojechać do pracy – wylicza.

Problem kraju jest również bardzo ograniczony dostęp do lekarstw. W dodatku ich wysokie ceny, przy niewielkich zarobkach Wenezuelczyków, sprawiają, że nawet zakup zwykłych tabletek przeciwbólowych jest dla wielu praktycznie nieosiągalny.

Skazana na czekanie

Adrianna mogła wprawdzie skorzystać ze zorganizowanego lotu dla obywateli Unii Europejskiej z Caracas do Madrytu, ale musiałaby zapłacić za niego blisko tysiąc dolarów, a potem martwić się o to, jak wydostać się z Hiszpanii i przejechać przez całą zarażoną koronawirusem Europę do Polski. Uznała, że pozostanie w Wenezueli będzie mniej ryzykowne.

- Może być tak, że Europa będzie miała wstrzymane loty aż do września. Ale liczę na to, że wcześniej może uda mi się dostać do rodziny w Chicago – mówi.

Czasu związanego z przymusowym postojem w Caracas jednak nie marnuje. Na swoim profilu na Facebooku (Gonna Travel) na bieżąco publikuje filmy i zdjęcia dokumentujące to, jak wygląda życie w dobie koronawirusa na drugim krańcu świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Adrianna w poszukiwaniu wrażeń dotarła aż do Caracas. Powrót do Polski uniemożliwia jej epidemia i zawieszone loty - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl