Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty" - biografia znanego koszykarza (FRAGMENT KSIĄŻKI)

Jacek Antczak
Dominik Tomczyk i Adam Wójcik - dwaj przyjaciele, na początku lat 90.  byli gwiazdami Gwardii Wrocław i reprezentacji Polski, a kilka lat później  Śląska Wrocław
Dominik Tomczyk i Adam Wójcik - dwaj przyjaciele, na początku lat 90. byli gwiazdami Gwardii Wrocław i reprezentacji Polski, a kilka lat później Śląska Wrocław Piotr Szymański
Publikujemy trzeci fragment książki "Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty". Autorem biografii legendarnego koszykarza jest Jacek Antczak, reporter "Gazety Wrocławskiej". Książka trafi do księgarń 11 września.

12 grudnia 1987 roku, Wrocław, Hala Ludowa, 16. kolejka I ligi. Ostatnie minuty meczu Gwardii Wrocław z AZS Koszalin. Wrocławianie zdecydowanie prowadzą. "Adam, szykuj się, wchodzisz", mówi trener Walonis. Wójcik w jakieś cztery minuty zdobywa 4 punkty. To pierwsze w jego dorosłej koszykówce, potem dorzuci jeszcze 10 083 w ekstraklasie i 17 714 w ogóle.

"Nawet nie pamiętam, w jaki sposób je rzuciłem, kto mi podał, a nawet że to było w tym meczu", dziwi się Adam. Ale to pewne - pierwsze punkty siedemnastoletniego zawodnika w jego drugim meczu w I lidze odnotował bowiem "Przegląd Sportowy" i wrocławskie gazety, choć wyłącznie w tabelce ze składem i statystyką. Uczestnikami tego wydarzenia na parkiecie i ławce Gwardii był weteran zespołu, trzydziestopięcioletni Jacek Kalinowski, a także Jerzy Binkowski, Mirosław Boryca, Jarosław Zyskowski, Marek Olesiewicz i aż czterech Dariuszów: Garstka, Czerniak, Rekun i Boryca. Trzech z nich zostało potem trenerami lub asystentami trenerów Adama - Kalinowski w Aspro i reprezentacji, Binkowski w Śląsku, a Olesiewicz w WKK. Za to z Jarkiem Zyskowskim juniorem (19-letnim synem Jarosława Zyskowskiego) Adam grał jeszcze w 2012 roku w Śląsku Wrocław.

Krzysztof Łaszkiewicz w monumentalnym opracowaniu "Polska koszykówka męska 1928-2004" pisze, że Adam zadebiutował dzień później, 13 grudnia 1987 roku, podczas meczu z prowadzącym w tabeli Lechem Poznań, osłabionym tego dnia brakiem kontuzjowanych i zawieszonych gwiazd ówczesnej koszykówki - Eugeniusza Kijewskiego, Mieczysława Młynarskiego i Tomasza Torgowskiego. W rzeczywistości był to już trzeci mecz Adama w I lidze. Dociskany przez lata przez dziennikarzy szukał w pamięci i upierał się, że zadebiutował albo w Wałbrzychu, albo w Krakowie. I właściwie w obu przypadkach miał rację - sprawdziliśmy, chociaż oficjalne protokoły zaginęły. Skąd więc te nieścisłości?
"W tamtych czasach godzinę przed meczami ligowymi rozgrywały swoje spotkania drugie drużyny, na ogół złożone z juniorów - wspomina Adam. - A u nas jak ktoś grał w meczu rezerw dobrze, to trener Walonis brał go do składu meczu ligowego i czasem wypuszczał na minutkę, dwie, a nawet na kilkadziesiąt sekund, żeby się ogrywał z dorosłymi. I tak było z moimi pierwszymi meczami w seniorach. To zresztą było niesamowite, bo po rozegraniu całego meczu trzeba było otrzeć pot, przebrać koszulkę i za pół godziny znów wybiegało się na parkiet. A mecz z Lechem Poznań wbił mi się w pamięć, bo Torgowski i Młynarski byli zdyskwalifikowani, ale przyjechali do Wrocławia i grałem przeciw nim właśnie w meczu rezerw, chyba nieźle, bo potem zagrałem też drugi raz w meczu z Lechem".

Dziennikarz z Inowrocławia, historyk koszykówki, który omyłkowo wspomniał o tym spotkaniu jako o debiucie, zawarł w swojej ośmiusetpięćdziesięciostronicowej książce wszystkie wyniki meczów I, II ligi juniorów oraz reprezentacji Polski we wszelkich kategoriach wiekowych. Na okładkę wybrał efektowne zdjęcie… Adama Wójcika, chyba faulowanego akurat przy rzucie przez Krzysztofa Dryję, podczas meczu Zeptera Śląska Wrocław z Mazowszanką Hoop Pruszków w wypełnionej po brzegi Hali Ludowej. W tle stoi kumpel Adama, Dominik Tomczyk, wyraźnie niezadowolony z obrotu spraw. W maju 1998 roku, po siedmiu pasjonujących spotkaniach, Śląsk pokonał bowiem Mazowszankę, której największą gwiazdą był wtedy "Domino", i został mistrzem Polski po raz czternasty - a zarazem pierwszy z Wójcikiem w składzie i Maciejem Zielińskim jako kapitanem. (...)

Kiedy Adam zdobywał pierwsze punkty w ekstraklasie, był już mistrzem Polski kadetów, miał za sobą kilkadziesiąt meczów w reprezentacjach juniorskich i pierwsze wyjazdy za granicę: na Węgry, do Czechosłowacji czy Niemiec. Do Rumunii na pierwszy obóz kadry, turniej i sylwestra w 1986 roku, o którym pisała do niego koleżanka Asia, nie dotarł. "Zdobycie służbowego paszportu i wizy to była cała procedura na linii klub - Polski Związek Koszykówki - wydział paszportowy urzędu wojewódzkiego. I wtedy, już w Warszawie, okazało się, że paszporty nie dotarły do stolicy z Wrocławia. No i z Krzyśkiem Milą wróciliśmy do domów z niczym", opowiada koszykarz. Nie do końca z niczym - Adam miał cały "wagon" kentów, które, jak mu powiedzieli doświadczeni zawodnicy, w całym bloku socjalistycznym szły jak woda, lepiej niż marlboro. Wszyscy polscy sportowcy, którzy mieli szansę na jakikolwiek wyjazd zagraniczny, zarabiali wtedy na "ulicznym handlu". Gdyby wyjazd był na przykład do NRD, Adam mógłby się zaopatrzyć w wiklinowe koszyki, do których wkładało się ogrodowe krasnale - ulubione produkty enerdowców - a w Turcji mógłby wymienić swoje kenty na swetry w kratkę i nieźle na tym zarobić.
A co się stało z tymi kentami z Pewexu, na które wyprosił od mamy trochę bonów-dolarów? Adam zastanawia się, czy ujawnić wstydliwą tajemnicę, i w końcu przyznaje: "Wypaliłem. Ale nie sam, z kolegami. Przecież miałem cały wagon". Z wyjazdu, który nie doszedł do skutku, przywiózł też do domu pierwszy w życiu dres i koszulkę z orzełkiem na piersi. "Tak się cieszyłem, że prawie w nich spałem", opowiada koszykarz, który w reprezentacji seniorskiej zadebiutował trzy lata później. Czarno-białe zdjęcia z 1986 roku przedstawiają Adama w stroju kadry i jego rodziców stojących na tle choinki. Pani Helena wspomina: "Adaś był bardzo smutny, że nie pojechał na ten turniej, a nam było go tak żal, że zrobiliśmy sobie w święta sesję zdjęciową. Wypstrykaliśmy cały film".

"Koszykarze grają piłkami firmy Spalding, który jest oficjalnym partnerem PLK", ogłasza spiker na każdym meczu Tauron Basket Ligi w 2012 roku. Dziś spaldinga, którym NBA gra od 1983 roku, można kupić w każdym sklepie sportowym i już kilkulatki mogą porzucać do kosza zaopatrzeni w sprzęt podobny do tego, którego używają gracze Euroligi. Adam na początku nie miał nawet własnej piłki, o butach nie wspominając. Na treningach grał gumową, w normalnych pepegach, jak zwano wówczas zwykłe tenisówki. "Takie trzy czwarte, jeszcze pod kostkę. Jak dostałem chinki, białe z zieloną podeszwą, to już był kosmos - świetnie się w nich skakało. Jak się przybrudziły, to brałem ze szkoły kredę i »czyściłem«, to znaczy zamalowywałem te rysy na trampkach", opowiada Adam Wójcik...

Rzut osobisty Adama Wójcika (3)
Co łączy silnego skrzydłowego z mafiami polską i włoską, a co z milicją i CBA? Czy naprawdę polski koszykarz potrafił zesłać deszcz? Czy spotkał Michaela Jordana i Jana Pawła II i gdzie się podziały jego skarpetki z NBA?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie Państwo w książce naszego redakcyjnego kolegi Jacka Antczaka pt. "Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty", która ukaże się we wrześniu nakładem wydawnictwa Sine Qua Non (we współpracy z "Gazetą Wrocławską"). Biografię można już zamawiać na stronie: http:// wydawnictwosqn.pl/zapowiedzi/adam-wojcik-rzut-bardzo-osobisty/

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska