Adam Bielan: Mateusz Morawiecki ekspresowo nadrabia własne zaległości

Anna Wojciechowska
Adam Bielan
Adam Bielan Bartek Syta
- Jarosław Kaczyński, zmieniając Szydło na Morawieckiego, trafił w dziesiątkę - mówi Adam Bielan, wicemarszałek Senatu, w rozmowie z Anną Wojciechowską.

Panie marszałku, przypomnijmy, dlaczego Mateusz Morawiecki zastąpił Beatę Szydło na stanowisku premiera.
Minęła połowa kadencji, w związku z czym zakończył się pierwszy etap realizacji programu, poświęcony wprowadzeniu niezwykle ważnych reform społecznych. Z tych zadań znakomicie wywiązała się pani premier Szydło. Z drugiej strony, mniej więcej od listopada spodziewaliśmy się pewnych komplikacji na arenie międzynarodowej. Wiedzieliśmy już o planach Komisji Europejskiej uruchomienia procedury z artykułu 7.1 Traktatu UE. Nie mogliśmy oczywiście przewidzieć, że pojawią się również zawirowania w relacjach z USA i Izraelem. Jednak Jarosław Kaczyński słynie z niesamowitej intuicji politycznej i decydując się na zmianę w sztafecie „dobrej zmiany”, trafił, jak się okazało, w dziesiątkę.

Chyba jednak nie tak to miało być?
Dokładnie takie były oczekiwania. Jesteśmy blisko kompromisu z Unią Europejską i olbrzymia w tym zasługa premiera Morawieckiego.

100 dni premiera Morawieckiego to pogorszenie sytuacji Polski na arenie międzynarodowej: do starych konfliktów doszły nowe. Takie są fakty.
Ależ właśnie w ciągu tych stu dni doszło do zbliżenia stanowisk w naszym sporze z Komisją Europejską. Oczywiście na efekt końcowy potrzeba czasu. Jestem przekonany, że w ciągu następnego kwartału, dzięki osobistemu zaangażowaniu, kompetencjom dyplomatycznym i pragmatycznemu podejściu do dialogu z Brukselą właśnie premiera Morawieckiego, konflikt ten będzie zakończony. Jeśli natomiast chodzi o ustawę o IPN, to została ona przeprowadzona niezależnie od premiera Morawieckiego. Mimo to jego osobiste kontakty międzynarodowe, a także nabyte umiejętności negocjacyjne pomagają wyciszyć ten konflikt.

CZYTAJ TAKŻE: Ludwik Dorn: Mateusz Morawiecki nie ma pomysłu na swoje premierowanie. To nie ten rozmiar kapelusza

Tak bardzo, że sam prezes Kaczyński zalecił, by premier już więcej nie dywagował o historii, tylko wypowiadał się o gospodarce. Wypowiedzi Morawieckiego w Monachium o żydowskich zbrodniarzach akurat zaogniły sytuację.
Powtarzam, kompetencje premiera Morawieckiego w relacjach zakulisowych, które są nieporównanie ważniejsze niż publiczne wypowiedzi, pozwoliły znacząco obniżyć temperaturę sporu. Nie wiem, czy inny przedstawiciel obozu „dobrej zmiany” poradziłby sobie w tej sytuacji równie skutecznie.

Premier Morawiecki się szybko zużywa - miał stwierdzić ostatnio Jarosław Kaczyński?
Akurat w mijającym tygodniu miałem okazję do długiej rozmowy z prezesem Kaczyńskim, po której wnioskuję, że jego odczucia są zgoła przeciwne, i mogę zapewnić panią, że jest bardzo zadowolony z tej nominacji.

Pan uważa, że Mateusz Morawiecki dał radę?
Uważam, że w ekspresowym tempie nadrabia własne zaległości. W polityce, jak w każdej innej dziedzinie, niezbędne są wiedza i doświadczenie, którego premier Morawiecki siłą rzeczy jeszcze nie ma. Natomiast dysponuje nim oczywiście Jarosław Kaczyński. I dlatego sądzę, że obaj panowie znakomicie się uzupełniają.

Trudno zabrać do kieszeni doświadczenie i myśli Kaczyńskiego, kiedy w roli premiera się negocjuje w Brukseli.
Mówiąc o doświadczeniu, mam na myśli problemy, które narosły w Polsce. Pan premier może w każdej chwili liczyć na zmysł taktyczny, strategiczny Jarosława Kaczyńskiego. Natomiast w Brukseli, jak już powiedziałem, sam sobie świetnie radzi. Wydarzenia ostatnich dni jednoznacznie wskazują na zbliżające się porozumienie. Wydaje mi się, że w ciągu kilku, kilkunastu tygodni jesteśmy w stanie zamknąć większość kwestii spornych z Komisją Europejską i w tym będzie wielka osobista zasługa premiera Morawieckiego.

Tak, czuć u Was troszkę popłoch. Wszyscy nerwowo pracują na sukces premiera Morawieckiego.
Praca, jaką na arenie międzynarodowej wykonał premier Morawiecki, jest naprawdę nie do przecenienia.

Sprawa ustawy o IPN to nie wina premiera Morawieckiego, ale widać było też, że nie radził sobie w sytuacji kryzysowej.
W tej sprawie wszyscy zderzyliśmy się z potężną machiną propagandową. Żaden polski polityk nie przewidział reakcji Izraela, gdyby było inaczej, opozycja pierwsza zwracałaby na to uwagę. Mateusz Morawiecki nie forsował przecież tej ustawy, nie mógł więc zakładać, jaki wywoła efekt. Nie wydaje mi się jednak, aby ktokolwiek w zaistniałej sytuacji poradził sobie lepiej na stanowisku premiera.
Wszyscy, jako obóz rządzący, sobie nie poradziliście.
Jak powiedziałem, zderzyliśmy się po prostu z bardzo sprawną machiną propagandową. Nie tylko obóz rządzący, ale dokładnie wszyscy polscy politycy.

I okazało się, że państwo polskie nie jest przygotowane na to.
Oczywiście wszyscy musimy wyciągnąć wnioski. Powiedzenie „mądry Polak po szkodzie”, mimo iż go nie lubię, doskonale tutaj pasuje. Należy jednakże szukać pozytywów. Uświadomiliśmy sobie, jakie są nasze realne wpływy w środowiskach medialnych na całym świecie, jakie mamy możliwości budowy własnej narracji historycznej. Ta wiedza z pewnością nam się jeszcze kiedyś przyda.

Niepokojące jest, że mamy swoje służby, swoją dyplomację i nikt nic nie był w stanie przewidzieć, nikt nie miał tej wiedzy.
Nie odpowiadam za polską dyplomację, a tym bardziej za służby, ale mam regularny kontakt z dyplomatami izraelskimi, amerykańskimi oraz z przedstawicielami organizacji żydowskich. Spotykałem się też kilka razy z panią ambasador Izraela. I nigdy nie usłyszałem słowa na temat tej ustawy.

Może dlatego że kiedy zgłaszali swoje uwagi do naszego MSZ, dostali sygnał, że ustawy nie będzie?
Nie popadajmy w histerię. Nie sądzę, żebyśmy ponieśli jakąś niezwykłą porażkę na arenie międzynarodowej. Dla Izraela wzajemne relacje z Polską są prawdopodobnie dużo ważniejsze niż dla nas, ponieważ to Izrael jest coraz bardziej izolowany na arenie międzynarodowej. W efekcie czego kraj ten zdecydował na przykład o opuszczeniu do końca bieżącego roku UNESCO. Z kolei Polska była jednym z niewielu krajów UE stojących w konflikcie bliskowschodnim zdecydowanie po stronie Izraela. Chociaż więc wizerunkowo w obecnym sporze tracą obie strony, to dyplomatycznie znacznie bardziej Izrael. I równie dobrze można by zapytać: dlaczego dyplomaci Izraela w tej sprawie zaspali? Dlaczego później dolali oliwy do ognia?

CZYTAJ TAKŻE: Ludwik Dorn: Mateusz Morawiecki nie ma pomysłu na swoje premierowanie. To nie ten rozmiar kapelusza

To rządzący powinni zadać sobie to pytanie i przewidywać złe scenariusze. Mnie interesuje, dlaczego polskie władze dopuściły do takiego pogorszenia wizerunku Polski, że dziś musimy się faktycznie tłumaczyć z tego, że nie jesteśmy sprawcami Holokaustu. Historycy, również z IPN, załamują ręce.
My nie musimy się tłumaczyć dlatego, że wprowadziliśmy tę ustawę, ale dlatego że w wyniku zaniechań III RP takie opinie od dawna godzą w wizerunek Polski, obniżając naszą tzw. miękką siłę. Przecież ci, którzy szkalują teraz Polskę, publikując rozliczne kłamstwa na temat historii II wojny światowej, nie wymyślili sobie tychże kłamstw w związku z ustawą. Kiedy w okresie prezydentury śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego próbowaliśmy wprowadzać zaledwie pewne elementy polityki historycznej, byliśmy bezpardonowo atakowani jako obóz polityczny. Dziś okazuje się po raz kolejny, że mieliśmy rację.

Dziś nieprzemyślaną ustawą sami niszczycie efekty tych starań prezydenta Kaczyńskiego. Pan nadal broni tej ustawy?
Ja staram się dostrzegać pozytywy i wyciągać wnioski. Powiem wprost: uważam, że są również pozytywne strony tego, że to szambo antypolskie w końcu wybiło po wprowadzeniu tej ustawy. Dysponujemy dzięki temu aktualną i konkretną mapą niechęci, by nie rzec - wrogości wobec Polski i swoistą kartoteką osób publicznych nieznających podstawowych faktów odnośnie przebiegu II wojny światowej na ziemiach polskich. To w dyplomacji wiedza niezwykle cenna.

Ręce załamują nie wrogowie Polski, ale i jej przyjaciele, jak chociażby Szewach Weiss.
Szanuję i cenię pana Weissa, ale pamiętajmy, że to my sami musimy wiedzieć, kto jest naszym przeciwnikiem. To szambo zawsze istniało, nie stworzyła go przecież ustawa. Czy, według pani, należało nadal żyć w nieświadomości o skali niechęci czy wręcz nienawiści wobec Polski w rozmaitych kręgach i konkretnych krajach? Przecież w takiej sytuacji prowadzić aktywnej polityki zagranicznej najzwyczajniej się nie da.

Uważam, że nie należało dawać pola do popisu tym, którzy na to czekali. Zatem ta ustawa nie była błędem?
Błędem było procedowanie jej w tym konkretnym momencie. Przyznały to zresztą władze klubu Prawa i Sprawiedliwości.

Zatem błąd popełnił Jarosław Kaczyński?
Jarosław Kaczyński nie jest szefem klubu parlamentarnego, nie decyduje o harmonogramach prac sejmowych.

To jego decyzja polityczna sprawiła, że ustawa była forsowana wbrew wszystkiemu, bo podobno badania pokazywały, że możecie stracić twardy elektorat.
Powtarzam, to nie Jarosław Kaczyński podejmuje szczegółowe decyzje odnośnie tego, co i kiedy ma być głosowane w Sejmie. Jako lider największej partii i jak każdy parlamentarzysta, wyraża oczywiście uwagi dotyczące funkcjonowania obu izb, ale nie wpływa na kolejność w harmonogramie przyjmowania ustaw. To zadanie władz klubów oraz prezydiów Sejmu i Senatu.
Mówi Pan, że z burzy wokół ustawy o IPN należy wyciągać wnioski? Jakie wnioski wyciągacie z działalności Polskiej Fundacji Narodowej, która miała dbać o nasz wizerunek.
Pani redaktor, ja nie nadzoruję PFN. Nie wiem, jakie projekty realizuje. Na pewno jednak potrzebujemy w tym momencie bardzo ofensywnej kampanii poza granicami kraju, dlatego liczę na to, że PFN będzie działać bardziej aktywnie niż dotychczas.

A dostrzega Pan na razie jakieś ślady tej kampanii fundacji za granicą?
Jak dotąd nie. Ale z własnego doświadczenia wiem, że takie kampanie wymagają długiego planowania.

Dlaczego nic nie robicie z tą instytucją, choć w grę wchodzą duże publiczne pieniądze? Dlaczego jest nietykalna?
Jak powiedziałem, nie nadzoruję tej instytucji, w związku z czym nie dysponuję szczegółową wiedzą na temat jej działalności. Z wypowiedzi zarówno jej władz, jak też premiera Glińskiego można wnioskować, że mają wiele ambitnych projektów na ukończeniu. Liczę, że tak jest rzeczywiście. Rozumiem, że dużych przedsięwzięć, wymagających, jak sądzę, drobiazgowych przygotowań, nie da się zrealizować w krótkim czasie.

Poznaliśmy właśnie jeden. Uczczenia stulecia naszej niepodległości za 20 mln zł rejsem jachtem wybudowanym we Francji, ze sportowcem, który się publicznie opowiadał za PO w opozycji do PiS.
Cóż, wynika z tego, że nieprawdą jest, jakobyśmy oceniali przydatność rozmaitych osób pod kątem poglądów politycznych (śmiech). A mówiąc poważnie, nie znam szczegółów tego projektu. Jeżeli chodzi rzeczywiście o 20 mln zł, to są to ogromne pieniądze. Mam nadzieję, że PFN udowodni, że pomysł wart jest tej kwoty.

CZYTAJ TAKŻE: Ludwik Dorn: Mateusz Morawiecki nie ma pomysłu na swoje premierowanie. To nie ten rozmiar kapelusza

A tak szczerze, jaka była Pana pierwsza reakcja, kiedy Pan przeczytał o tym pomyśle? [/b
Byłem zaskoczony, ale tak jak mówię, nie znam szczegółów ani tego projektu, ani harmonogramu działań fundacji.
[b]Wracając do premiera, ma Pan poczucie, że wszyscy w rządzie, w PiS, rzeczywiście stoją murem za powodzeniem premiera?

Jestem o tym przekonany. Oczywiście, nie wszyscy się ze sobą lubią, ale pamiętajmy, że polityka to nie klub towarzyski. Aby w pełni zrealizować swój program, czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy potrzebują kolejnego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych i doskonale zdają sobie sprawę, że nie będzie to możliwe, jeśli zaczęlibyśmy wzajemnie podkładać sobie miny.

Niektórzy sugerują, że ta ustawa o IPN, czas jej podjęcia to była mina podrzucona premierowi Morawieckiemu przez ministra sprawiedliwości.
Pani wybaczy, ale nie będę komentował anonimowych wrzutek.

Zna Pan dobrze kuchnię PiS. Nie wierzy Pan w te sugestie, że to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro chce „utopić” premiera?
To nie jest kwestia wiary. Zwyczajnie przeczą temu fakty, chronologia wydarzeń. Wystarczy dokładnie prześledzić ten kryzys.

To może po prostu, jak mówi Ludwik Dorn, okazało się, że premierostwo to nie ten rozmiar kapelusza dla Mateusza Morawieckiego?
Politycy opozycji wykorzystają każdą sytuację, żeby zaatakować Mateusza Morawieckiego, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak silnym filarem naszej drużyny jest nowy premier. Nie bez przyczyny jest drugim najpopularniejszym politykiem w Polsce. Po jego nominacji, mimo ich złowrogich przepowiedni, nasze notowania wzrosły.

I ma Pan pewność, że z to z tym premierem dojedziecie do wyborów parlamentarnych?
Tak.

A może problem nie z premierem, tylko w układzie, jaki zbudowaliście? Nie sądzi Pan, że układ, w którym premierem nie jest faktyczny lider i decydent Jarosław Kaczyński, właśnie wyczerpuje się ostatecznie?
Obydwa rozwiązania mają, rzecz jasna, swoje wady i zalety. Ja nigdy nie ukrywałem, że dla mnie najlepszym premierem po 1989 roku był właśnie Jarosław Kaczyński i również nie ukrywam, że kierując się własnymi doświadczeniami, chciałem, aby stanął on ponownie na czele rządu. Rozumiem też jednak osobistą decyzję pana prezesa, że takiej propozycji nie przyjął. Uznał, że Mateusz Morawiecki będzie najlepszą odpowiedzią wobec wyzwań, w obliczu których stoi obecnie Polska, przede wszystkim w zakresie polityki zagranicznej. I uważam, że w tym przypadku się nie mylił. Z tego, co obserwuję z bliska, widzę, że intuicja Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny się sprawdziła.
Czyli jednak kapelusz szyty na miarę?
Stanowisko premiera dużego europejskiego kraju to ogromne wyzwanie. Oczywiście dawno nie zdarzyło się, żeby objął je ktoś aktywnie funkcjonujący w bieżącej polityce od niespełna dwóch lat. Z drugiej strony jednak, fotel prezesa dużego banku siłą rzeczy musiał się wiązać ze stałym monitoringiem, także z bliska, rozmaitych mechanizmów politycznych. Nawet więc jeśli premier Morawiecki nie uniknął jakichś błędów w ciągu tych pierwszych 100 dni, to nie zdarzyło się, aby je powielał. A to najważniejsze.

Czuć jednak w obozie PiS rozczarowanie.
Z kilku różnych, w moim odczuciu, niezawinionych przez premiera powodów znajdowaliśmy się przez parę ostatnich tygodni w defensywie, zmuszeni jedynie reagować na to, co się wokół dzieje. W polityce, niestety, zazwyczaj tak się dzieje, że jeżeli jakieś ugrupowanie przez dłuższy czas zmuszone jest ograniczać się do reakcji, a nie mogąc narzucić własnej narracji, własnej agendy, własnego tematu, to pojawia się pewne znużenie i być może wśród niektórych moich kolegów z parlamentu takie zjawisko dało się zaobserwować.

Wasze wyjście do przodu to faktycznie wycofywanie się z błędnych decyzji. Wycofujecie się z niektórych zapisów w ustawach sądowych. I faktycznie próbujecie wycofać się z ustawy o IPN w obecnym kształcie. Minister Ziobro, z którego resortu ustawa wyszła, teraz, jako prokurator generalny, pisze, że niektóre przepisy są niekonstytucyjne.
Fakty są takie, że nie prowadzimy żadnych prac nad ustawą o IPN, tylko czekamy na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Prokurator generalny, jak zawsze przy okazji badania sprawy, został poproszony o opinię i taką, jak rozumiem, wyraził. Rozmawiałem z ministrem Ziobrą i on tłumaczył, że na ostatnim etapie prac w parlamencie, a zatem poza jego resortem, ustawa została rozszerzona o wątek ukraiński. Dlatego też zaproponował zawężenie jej działania do terytorium Polski.

Zgrabny pretekst, żebyście mogli się wycofać z ustawy.
Ależ pani redaktor, z niczego się nie wycofujemy. Jeżeli natomiast chodzi o reformę wymiaru sprawiedliwości, to zmiany, na jakie jesteśmy w stanie przystać, nie zmieniają zasadniczo jej charakteru. Wyrażają za to naszą dobrą wolę i dążenie do osiągnięcia kompromisu z Brukselą. Jeżeli miałaby to być cena zakończenia całej procedury przeciwko Polsce, to nie jest ona, rzecz jasna, niska i pewnie nie spodoba się wszystkim, stanowi jednak jakąś szansę dla obydwu stron sporu.

CZYTAJ TAKŻE: Ludwik Dorn: Mateusz Morawiecki nie ma pomysłu na swoje premierowanie. To nie ten rozmiar kapelusza

100 dni temu nie było mowy o tych warunkach. Skąd dziś taka wola do kompromisu?
Pierwszą stolicą, którą odwiedził Mateusz Morawiecki tuż po zaprzysiężeniu, była Bruksela, gdzie uczestniczył w szczycie UE. Premier wespół z kierownictwem MSZ od pierwszych dni bardzo ciężko pracował, żeby doprowadzić do jakiegokolwiek kompromisu, który mam nadzieję, zostanie w niedługim czasie zrealizowany. I będzie to, jak już mówiłem, jego olbrzymi osobisty sukces.

Morawiecki naprawia błędy, które zostały popełnione za czasów premier Szydło?
Przed Mateuszem Morawieckim postawiono inne zadania i bardzo dobrze się z nich wywiązuje.

Wycofuje się z rzeczy, których jak niepodległości broniła w imieniu Polski premier Szydło?
Absolutnie się nie wycofuje, a jedynie zaproponował korektę, która nie zmienia zasadniczego charakteru reformy sądownictwa, a może w jakiś sposób pomóc rozwiązać długotrwały spór.

Sam premier Kaczyński przyznaje, że cena za kompromis z Brukselą jest „znacząca, gorzka”.
Nie kwestionuję tego. W długofalowej polityce poniesione koszty mogą się jednak opłacić i jak sądzę, pan prezes dokładnie to wkalkulował.

Dlaczego nie można tego było zrobić pół roku temu?
Polityczne kompromisy mają to do siebie, że obie zwaśnione strony muszą zazwyczaj do nich dojrzeć. Pół roku temu w Komisji Europejskiej dominowało przekonanie, że trzeba iść na wojnę z Polską, z użyciem broni atomowej, jaką jest rozpoczęcie procedury 7.1. W tej chwili nie tylko my, ale przede wszystkim Komisja ma, jak sądzę, świadomość, że owa procedura nie zakończy się dla niej pozytywnym rezultatem, gdyż co najmniej sześć krajów opowie się za Polską, co w konsekwencji może mieć trudne do przewidzenia reperkusje dla całej Wspólnoty. W ciągu ostatnich miesięcy znacząco zmieniła się także sytuacja na świecie. Czasem po prostu muszą więc zajść różnego rodzaju okoliczności, żeby obydwie strony uznały, że kompromis wart jest potencjalnych kosztów, lub też jest lepszym rozwiązaniem niż jego brak.
Dlaczego premier Szydło nie mogła go przeprowadzić w tych zmienionych okolicznościach? Brakowało jej kompetencji?
Nie chcę porównywać dwóch bardzo ważnych polityków dla naszego obozu. Proszę mnie nie stawiać w niezręcznej sytuacji. Tu nie chodzi o to, kto ma większe kompetencje, każdy premier realizuje bowiem politykę w porozumieniu ze swoim zapleczem. Mateusz Morawiecki jest po prostu innym politykiem, inaczej ukształtowanym. Ma bardziej pragmatyczne, technokratyczne podejście, które akurat w Brukseli się ceni.

A może jest tak, że teraz zmieniła się wola polityczna, bo zdaliście sobie sprawę z tego, że wkrótce zaczynają się negocjacje w sprawie nowej perspektywy budżetowej UE. I że może być źle.
Realne decyzje w tej sprawie będą zapadały najwcześniej za 1,5 roku. Do tego czasu znacząco może się zmienić choćby układ sił w Brukseli. Pamiętajmy, że mamy po drodze wybory europejskie.

Negocjacje, budowanie sojuszy trwa o wiele dłużej. I należało uspokoić sytuację?
Decyzje odnośnie perspektywy finansowej będą zapadały po wyborach europejskich, w zupełnie innych warunkach niż te, w jakich funkcjonujemy dzisiaj. Będzie nowy Parlament Europejski i nowa Komisja, a więc wiele nowych osób decyzyjnych, więc ja nie łączyłbym kwestii budżetowych z tym, co się dzieje obecnie. Oczywiście uważamy i uważaliśmy tak od samego początku, że ten spór między nami a Komisją Europejską jest niepotrzebny żadnej ze stron, ale przecież nie myśmy go wywołali, a jest on niechlubnym „osiągnięciem” naszej opozycji i Donalda Tuska. Ja nie twierdzę, że Polska na nim zyskuje, ale odnoszę wrażenie, że Komisja Europejska niepotrzebnie angażuje swoje siły i środki w momencie, kiedy ma dużo ważniejsze problemy do rozwiązania, takie jak choćby zbliżający się czerwcowy szczyt, na którym miałoby dojść do przedstawienia wizji integracji strefy Euro.

Nie strach motywował was do ustąpienia?
Stoimy w obliczu olbrzymiego sukcesu osobistego Mateusza Morawieckiego. Uznanie, że Polska ma prawo suwerennie reformować wymiar sprawiedliwości, do czego w istocie sprowadza się ten kompromis, będzie również naszym sukcesem. A o to od samego początku tak naprawdę toczył się spór.

CZYTAJ TAKŻE: Ludwik Dorn: Mateusz Morawiecki nie ma pomysłu na swoje premierowanie. To nie ten rozmiar kapelusza

Nie tłumaczmy się im. To tylko rozzuchwala - kontestuje te plany kompromisu pani poseł Pawłowicz.
Kompromis polega na tym, że obie strony muszą ustąpić. Klasycy podkreślają wręcz, że kompromis dobry jest wówczas, gdy obydwie strony pozostają nie w pełni zadowolone.

Nie obawiacie się buntu twardego elektoratu po odejściu od strategii „ani kroku w tył”?
Nie widzę powodu do takich obaw. Oczekiwana przez Polaków reforma wymiaru sprawiedliwości będzie zrealizowana.

A skąd minus 12 proc. poparcia w ostatnim sondażu? To za nagrody przyznane przez premier Szydło?
Premier Morawiecki jasno zadeklarował, że takie sytuacje nie będą miały miejsca podczas jego rządów. Odnośnie sondaży, zawsze podchodzę do nich z rezerwą, zarówno gdy poszczególne ugrupowania notują znaczący wzrost, jak i zauważalny spadek. Wyborcy już nieraz udowodnili, że sondaże nie robią na nich wrażenia i rezultaty wyborów zazwyczaj bywają całkowicie inne, powodując jedynie konsternację badaczy opinii.

Z górki na pazurki - skomentował ostatni sondaż Roman Giertych. Tracicie, bo może dopadło was zachłyśnięcie się sondażami czy raczej daje o sobie znać brak pomysłów na ofensywę? Ludzie przywykli już do „500 plus”. A żadnego ciekawego projektu społecznego na horyzoncie nie widać?
Nasze programy społeczne to nie tylko „500 plus”. Podnosimy także płacę minimalną, obniżyliśmy natomiast wiek emerytalny. Realizujemy program senioralny, reformujemy służbę zdrowia. Pracujemy nad wdrożeniem dużego programu „Mieszkanie plus”. To jak na połowę kadencji znaczące osiągnięcia, jeśli spojrzymy na całokształt rządów III RP.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl