Abp Ryś: Życzę dobrego wzroku. By w tym czasie dostrzec Boga, który urodził się w stajni

Grażyna Starzak
Andrzej Banas / Polska Press
Od dnia, w którym narodził się Jezus Chrystus, człowiek już nie może powiedzieć, że jest sam. W żadnej sytuacji - mówi abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji Episkopatu Polski.

Według kościelnych statystyk tylko 35 proc. polskich katolików chodzi co niedzielę do Kościoła. Coraz więcej uczniów rezygnuje z katechezy. Z roku na rok Kościół odnotowuje mniej powołań. Czy w Polsce mamy do czynienia z kryzysem wiary?

Z liczbami się nie dyskutuje. Liczby, jakie są, każdy widzi. Nie bez powodu Jan Paweł II mówił, że „Polska potrzebuje nowej ewangelizacji”. Mówił już w 1979r., w Krakowie. Nie wiem, czy wtedy ktoś to w ogóle zauważył. Ja na pewno nie zwróciłem na to uwagi. Byłem licealistą.

Dzisiaj wiem, że to były prorocze słowa. Jan Paweł II już wtedy widział, że przekaz wiary między pokoleniami zaczyna szwankować. Kiedy , jako biskup wizytowałem szkoły w Nowej Hucie widziałem, jak wielu wnuków ludzi, którzy walczyli o postawienie tam kościoła, żyło w rodzinach, które dziś nazywamy „nieregularnymi”. Wracając do pani pytania. Krótko odpowiem tak - nie chodzi o to, żeby się kłócić z liczbami, tylko trzeba wyciągać wnioski.

Ten podstawowy to…?

W mojej opinii najważniejszym tematem „do przerobienia” jest „jak przekazywać wiarę”, a więc, w jaki sposób otwierać ludzi na doświadczenie Pana Boga. Dotyczy to zarówno młodych jak i starszych. Ale przede wszystkim młodych. Nieraz rezygnują z katechezy czy z praktyk religijnych, ponieważ my im pokazujemy „Boga” niemal wyłącznie jako abstrakcyjne pojęcie. Można to poniekąd zrozumieć.

Łatwiej jest wymienić na katechezie wszystkie możliwe definicje chrześcijańskiej modlitwy niż poprowadzić uczniów do rzeczywistej modlitwy. Dopiero doświadczenie Boga osobowego zrodzi w nich pragnienie pełniejszego poznania Go. To prawda, że coraz mniej uczniów chodzi na religię. Z drugiej jednak strony widzę u tej samej młodzieży otwarcie na Ewangelię, ale wtedy, gdy do tych młodych z Ewangelią wychodzimy.

Osobiście przekonałem się, jak „to wychodzenie” jest ważne. Niedawno napisałem list do młodzieży łódzkiej. Jego głównym przesłaniem była próba odpowiedzi na pytanie: co to znaczy być dziś wierzącym człowiekiem oraz co to znaczy będąc młodym, spotkać Jezusa Chrystusa. Ogłosiłem w nim ustanowienie Nagrody Papieża Franciszka dla młodych, zaangażowanych w dzieła charytatywne, ekumenizm i ewangelizację. Kopię listu przekazywali młodzieży nie tylko katecheci, ale także w niektórych szkołach wychowawcy. Nie dalej jak wczoraj miałem spotkanie z młodzieżą w liceum w Pabianicach. Mówiłem o św. Jadwidze Królowej, która jest patronką tej szkoły. Na religię chodzi tam ok. 60 proc. uczniów.

Mój list dostali wszyscy. Okazało się, że tylko pięć czy sześć osób zwróciło kopię listu, mówiąc, że sobie nie życzą. Mają do tego prawo. Znaczy to jednak, że owo „40 procent”, które zrezygnowało z katechezy chciało mój list przyjąć. Na dodatek bardzo wiele osób na niego odpowiedziało. Młodzi ludzie piszą m.in., że jest im nie po drodze z Kościołem, dlaczego przestali chodzić na religię, itd.

Dla mnie najważniejsze jest to, że chce się im sięgnąć po długopis czy pióro, żeby odpisać biskupowi, którego osobiście nie znają. To dowód, że trzeba szukać dróg do spotkania z ludźmi, trzeba wyjść do ludzi w procesie ewangelizacji a nie tylko podawać liczby, dowodząc procesu laicyzacji. O wiele ciekawsze byłoby, gdybyśmy częściej zadawali sobie pytania, co jest tego przyczyną. Takie pytania niestety nie padają zbyt często…

Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że odchodzenie wiernych z Kościoła to nie tylko skutek postępującej w Europie sekularyzacji, afer pedofilskich, ale także - w naszym kraju - sojuszu tronu z ołtarzem? Większość polskich katolików twierdzi, że przeszkadza im udział Kościoła w polityce…

Ja bym się nie dziwił, gdyby komuś ten „sojusz” przeszkadzał, bo ołtarz nie jest od tego, by wspierać tron. Myślę jednak, że realnie rzecz biorąc ten sojusz nie jest aż tak wielki, silny, mocny jak się o tym mówi i pisze. Zgadzam się, co do tego, że nam w Kościele potrzebny jest czytelny dystans do tego, co się nazywa realną polityką. Czym innym jest wypowiadanie się na tematy społeczne. To zawsze będzie prawo Kościoła, a w niektórych sytuacjach obowiązek.

„Dzisiaj przekazywanie wiary możemy pomylić z promocją, uczynić formą ideologii, formacją nawet polityczną. Niektórzy duchowni właśnie tak, jako „religię obywatelską”, traktują wiarę”. To cytat z wypowiedzi Księdza Arcybiskupa. Przytaczam go, bo jest bardzo na czasie.
Z mojego doświadczenia w archidiecezji łódzkiej wynika, że polityka niekoniecznie musi ludzi dzielić, a duchowny będąc dobrym obywatelem, niekoniecznie musi podziały podsycać, wzmacniać. Odwrotnie, powinien starać się je łagodzić, niwelować. Jeszcze przed wyborami samorządowymi zapraszałem raz na miesiąc do swojego domu, do łódzkiej kurii, ludzi o różnych poglądach - od lewa do prawa poprzez bardzo zróżnicowane centrum - aby rozmawiać o wspólnych wszystkim Polakom wartościach. Oni dyskutowali, a ja pełniłem tylko rolę gospodarza. Słuchałem. Zasadniczo nie zabierałem głosu. Byłem szczęśliwy, bo udało się mi osiągnąć cel, czyli stworzyć przestrzeń do spotkania się ludzi. Taka jest też funkcja Kościoła. Chcemy do tych spotkań wrócić. Być może od stycznia. Na takie spotkania zapraszamy też zawsze kilkunastu młodych ludzi, maturzystów. Chodzi o to, żeby i oni odnaleźli się w tej międzypokoleniowej sztafecie wartości.

„Dzisiaj za dużo mówimy o Kościele, za mało o Jezusie. A w Ewangelii chodzi o osobę Jezusa Chrystusa.” To też słowa Księdza Arcybiskupa. Tak jest?
Dziś możliwa jest postawa: Kościół - tak, Chrystus - nie. Oznacza, że jestem w Kościele, w tej instytucji, bo jest to dla mnie w taki czy inny sposób opłacalne, ale to nie znaczy, że chcę się w życiu kierować nauką Jezusa. Na Jezusa mogę patrzeć, jak na marzyciela, uważając, że tak jak On żyć się nie da. W ewangelizacji istotne jest spotkanie osobiste człowieka z Jezusem. Kościół jest na służbie tej relacji. Kiedy tę relację gubimy z oczu, wiara bardzo łatwo staje się ideologią, formacją polityczną, i wtedy w imię wiary można dokonywać rzeczy strasznych.

Kościół katolicki jest obecnie krytykowany - i to również przez samych kapłanów - za to, że stał się skostniałą instytucją, że brak mu dynamizmu. Zyskują na tym inne Kościoły. Mówi się, że niebawem na świecie będzie więcej członków Kościoła zielonoświątkowego niż katolickiego. Co na to Arcybiskup?
Jest prawdą, że dzisiaj najbardziej dynamicznymi, jeśli chodzi o ewangelizację są tzw. wolne Kościoły - protestanckie i zielonoświątkowe właśnie. Można zapytać, co się dzieje w Kościele Katolickim? Gdzie jest ten nasz dynamizm? Dlaczego my nie jesteśmy tak otwarci, tak chętni, by wyjść do wiernych. Wyciągnąć rękę do tych, którzy wyszli z naszych kościołów i do nich już nie przychodzą. Trzeba postawić sobie pytanie - dlaczego ludzie ochrzczeni w Kościele katolickim odnajdują się w wolnych Kościołach, a nie u nas. Czy to jest tylko kwestia tego, że my stawiamy wiernym wyżej poprzeczkę? Czytałem ostatnio wypowiedź znanego również w Polsce czeskiego teologa ks. Tomasza Halika, który mówi: „ludzie odchodzą z naszych kościołów nie, dlatego, że chcą porzucić Chrystusa, tylko dlatego, że Go tu nie znajdują”.

Ksiądz Arcybiskup jest częstym gościem na spotkaniach ruchów charyzmatycznych, które są przejawem duchowego ożywienia w polskim Kościele. Mówi się, że dzięki zaangażowaniu abp. Rysia w dzieło Nowej Ewangelizacji ruch charyzmatyczny może nabrać nowego wiatru w żagle, niekoniecznie w wersji eventowej.
Nadzieja to jest w Duchu Świętym, który jak mówi papież Franciszek jest „suwerenem w Kościele”, a nie w „Rysiu”; zgadzam się natomiast z tym, że ewangelizacja w wersji eventowej to głęboko za mało! Wielkie wydarzenia są potrzebne, ale nie wystarczające. Są potrzebnym punktem wyjścia a nie dojścia. Ważne jest przy tym, aby - pomimo swej masowości -miały również wymiar indywidualny, osobisty. Muszą paść pytania, które dotyczą człowieka osobiście, musi się pokazać perspektywa poważnych odpowiedzi i decyzji. Wtedy dzieje się ewangelizacja. Potem należy mu pokazać następne etapy drogi, którą właśnie rozpoczął.

We wrześniu minęły dwa lata odkąd Ksiądz Arcybiskup opuścił Kraków. Spora część krakowian nadal słucha, czyta, ogląda, choćby w internecie abp. Rysia. I cieszy się, że reprezentuje „Franciszkowy styl”. Bo trudno o drugą taką postać w polskim episkopacie, która by z taką determinacją wypowiadała się m.in. o potrzebie dialogu przedstawicieli różnych wyznań, tolerancji i szacunku wobec obcych, otwartości wobec uchodźców.
Nie postrzegam siebie w takiej roli. Papież Franciszek nie potrzebuje „ambasadorów”, potrzebuje uczniów. I takim się widzę. Wszyscy kapłani podczas święceń diakonatu składamy przyrzeczenie posłuszeństwa Kościołowi i papieżowi. Uważam, że mamy fantastycznego papieża, który nas prowadzi w sposób radykalnie ewangeliczny. I nie widzę powodów, by - jak to się czasami dzieje - podkreślać wielkość Jana Pawła II w kontraście do papieża Franciszka. Mamy wielkie szczęście mieć serię wybitnych papieży w Kościele. Przynajmniej od Jana XXIII, a tak naprawdę od Leona XIII, bez przerwy. Każdy z tych papieży jest inny, ale wzięci razem tworzą wielką harmonię, jaką tylko Duch Święty jest w stanie uczynić.

Przed nami święta Bożego Narodzenia. Ksiądz Arcybiskup powiedział kiedyś: „Boże Narodzenie to dowód, że Jezus wziął w siebie nasze człowieczeństwo”. Co to znaczy dla nas, że Bóg stał się człowiekiem?
Zasadnicza odpowiedź jest taka, że Bóg stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Człowiek potrzebował zbawienia. Bo odpowiedź w duchu: „co takiego jest w człowieku, że Bóg chciał się nim stać”, wygląda na przedłużenie mitów greckich, w których bogowie czasami mieli ochotę zaznać ludzkich przyjemności, więc na chwilę „przebierali się” za ludzi. Myślę, że takie refleksje są bardziej fascynacją tym, co ludzkie, niż tym, co boskie. Natomiast wcielenie jest niewątpliwie punktem dojścia dążenia, które w Bogu jest od samego początku, czyli pasji do spotkania z człowiekiem, do dialogu. Ten dialog zaczyna się w raju od pytania: „Adamie, gdzie jesteś?”. Dialog Boga z człowiekiem sięga szczytów w momencie wcielenia. I nie ma on ostatecznie innego celu jak zbawienie człowieka, bo jest to dialog z kimś, kto odwrócił się do Boga plecami. Najważniejsze jest jednak to, że od dnia, w którym narodził się Jezus Chrystus człowiek już nie może powiedzieć, że jest sam. W żadnej sytuacji. To jest istota zbawienia. Nie polega ono na tym, żeby usuwać z życia wszystkie problemy, tylko na tym, że wtedy, kiedy musimy się z nimi uporać, Jezus jest z nami. I jest też nadzieja, że wszystko będzie dobrze. Pod warunkiem, że Mu zaufamy.

A dlaczego Ksiądz Arcybiskup uważa, że - tu znów cytat - „mamy kłopot z przyjęciem człowieczeństwa Jezusa ze wszystkimi konsekwencjami”?
Dlatego, że Pan Bóg jest od nas o wiele bardziej pokorny. Nam się nieraz wydaje, że realizm człowieczeństwa „ubliża” Bogu. To my mamy kłopot - nie ON.

Powiedział też Ksiądz Arcybiskup, że „Boże Narodzenie” jest wydarzeniem, które „uruchamia”. Dając przykład Ewangelii Łukaszowej, gdzie „wszyscy są w drodze, począwszy od Maryi i Józefa, poprzez Aniołów, pasterzy”.
„Wiara widzi w takiej mierze, w jakiej się porusza” - to cytat z papieża Franciszka, z encykliki „Lumen fidei”. Ci, którzy wybierali Jezusa stawali się Jego uczniami w drodze. Jeśli przyjęcie Jezusa, niczego w naszym życiu nie zmienia, to znaczy, że nasza wiara jest wyłącznie teorią. Ona powinna być żywa, przełożyć się na nasze codzienne działania, czyny, stosunek do bliźnich. Tak to rozumiem.

Chciałabym jeszcze zapytać Księdza Arcybiskupa o święta Bożego Narodzenia. Które najbardziej zapadły Mu w pamięć?
Było to Boże Narodzenie spędzone na Syberii. Na początku lat 90. ub. wieku. Pojechałem tam na prośbę i zaproszenie pracujących w tym regionie Polaków. To było bardzo trudne i bardzo piękne zarazem doświadczenie. Po wspólnej kolacji z tamtejszymi robotnikami siedziałem sam w pokoju, w hotelu robotniczym. W lodówce miałem tylko sok z granatów oraz puszkę sardynek. Pamiętam każdy szczegół tamtych świąt.

A jak Ksiądz Arcybiskup spędzał Boże Narodzenie w rodzinnym mieście, w Krakowie?

W Krakowie zawsze byłem u rodziców na Wigilii. Zawsze też, od dziecka, to ja robiłem uszka do barszczu. Nikt by nie śmiał wejść w tę przypisaną mi rolę. Wigilia rozpoczynała się od modlitwy, którą zawsze prowadził tata. Niezależnie od tego, czy byłem klerykiem, zwykłym księdzem, czy biskupem. Tak jest do dzisiaj. Na Pasterkę chodziliśmy całą rodziną do Katedry na Wawelu. Potem, gdy przybyło mi obowiązków duszpasterskich, a rodzicom przybyło lat, ja szedłem na Wawel, a oni do swojego parafialnego kościoła na osiedlu Podwawelskim.

A jak wyglądają Wigilie, spędzane w Łodzi?
Dzień wcześniej, 23 grudnia, spotykamy się w naszym domu, w łódzkiej kurii. Z księżmi, zakonnikami, siostrami, wszystkimi współpracownikami. Składamy sobie życzenia, łamiemy się opłatkiem. W Wigilię, czyli 24 grudnia, idę na kolację wigilijną, organizowaną przez władze Łodzi dla ludzi samotnych i ubogich w Atlas Arenie. To bardzo wzruszające, ale i radosne spotkanie. W tym roku przed Pasterką w łódzkiej katedrze pójdę jeszcze do Sióstr Misjonarek Miłości. Siostry prowadzą dom dla osób bezdomnych, głównie mężczyzn. W dzień Bożego Narodzenia, wieczorem, być może uda mi się przyjechać do Krakowa by, choć na krótko, spotkać się z rodziną i przyjaciółmi.

Na koniec zapytam, czego życzyłby Ksiądz Arcybiskup naszym Czytelnikom z okazji świąt Bożego Narodzenia?
Czego bym życzył? Dobrego wzroku, dlatego, że w tym czasie trzeba zobaczyć Boga, który się urodził w stajni. Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie jest Bogiem, który nie boi się wejść do stajni. Nie od razu ją zmienia, ale sprawia, że możemy w niej żyć razem z Nim. Bo ważniejsze w życiu jest to, z kim się żyje niż to, gdzie się żyje…

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Abp Ryś: Życzę dobrego wzroku. By w tym czasie dostrzec Boga, który urodził się w stajni - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl