„50 słów”: ona i on w rozmowie, która zabija huśtawką skrajnych emocji [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Pan i pani, młodzi jeszcze oboje, w rozmowie, która demoluje ich - zdawałoby się - przepełniony miłością związek. Ile razy mieliśmy już okazję przeżywać to w teatrze... Cóż z tego, skoro owa sytuacja ciągle dotyka. Szczególnie, gdy jest świetnie zagrana.

Fundacja Kamila Maćkowiaka z siedzibą w Łodzi bieży śmiało od tytułu do tytułu i przygotowała już ósmą premierę. Tym razem jest to realizacja tekstu Michaela Wellera, amerykańskiego dramaturga i scenarzysty (ma na koncie m.in. scenariusz do ekranizacji musicalu „Hair” w reżyserii Miloša Formana). Tekstu tyleż zgrabnego i poruszającego (a przecież niekoniecznie odkrywczego), co napisanego „pod aktorów”, z myślą o ich talencie, energii i porozumieniu na scenie oraz z pełną świadomością, jakiego materiału potrzebują, by zaprezentować swoje możliwości. I nowe widowisko Fundacji Kamila Maćkowiaka, w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, pierwszorzędnie to wykorzystuje.

Sytuacja jest dość klarowna i powszednia. Na scenie zbudowanej z podestów, na różnych poziomach dyskusji, spotyka się małżeństwo Adama (w tej roli Kamil Maćkowiak) i Leny (Katarzyna Cynke) z dziesięcioletnim stażem. Wystarczająco długo, by ulotniło się już wiele z żaru namiętności, ale i na tyle krótko, by nie zapomnieć ekstazy pierwszych wspólnych nocy oraz uniesień zwanych miłością. On ma firmę, wspólnika i pracę, która zmusza go do częstego podróżowania po kraju oraz kłopoty związane z tym, że interesy mają się coraz gorzej. Ona, niespełniona tancerka, stawiająca pierwsze kroki we własnym biznesie, niepewna sukcesu, niosąca wszelkie stresy z tym związane. Ich dziewięcioletni syn po raz pierwszy nocuje u kolegi - jako opiekuńczy rodzice mają nagle sporo czasu tylko dla siebie. Piją wino, przekomarzają się, wspominają raczej niekonwencjonalny sposób nawiązania znajomości. Lecz zdanie za zdaniem słowa zamieniają się w pociski, które dotkliwie ranią. Spod rozsypujących się warstw budowanych przez lata zależności i rytuałów branych za wspólnotę życia coraz intensywniej wyziera pustka wzajemnych relacji i płycizna połączeń. To, co zdawało się pewne okazuje się fałszem, to, co miało być bliskością boli iluzją i samotnością we dwoje. Bomba poszła w górę. Z każdą chwilą bliżej jest moment, po którym nie będzie czego zbierać...

Czysta, nienachalna, ale pieczołowicie i klarownie rozkładająca akcenty reżyseria Waldemara Zawodzińskiego daje pełne pole do emocjonalnego i popisowego rozgrywania tragedii na dwa głosy parze aktorów. Kamil Maćkowiak i Katarzyna Cynke znają się chociażby ze sceny Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi i doskonale odczuwalna jest panująca między nimi aktorska chemia, znakomite zestrojenie. Dobrze się ze sobą na scenie czują, „słyszą” i błyskawicznie na siebie reagują. A jednocześnie prezentują aktorstwo wysokiej próby, klasyczne, do najdrobniejszego szczegółu, gestu, grymasu wiarygodne, psychologicznie realistyczne, z emocjami „na wierzchu”.

Katarzyna Cynke niezmiennie imponuje swym talentem, jest scenicznym żywiołem, aktorską „petardą” - efektownie, ale z wyczuciem prowadzi swoją postać, z równą naturalnością, świeżością, jak i odwagą przechodząc przez sytuacje komiczne, rozbrajające, dotykające, trudne. Jest prawdziwa i do bólu szczera, gdy cierpi lub niszczy, wmawia sobie miłość do mężczyzny lub szaleje z niepokoju o dziecko. Rozkosz dla widza, chciałoby się tę aktorkę oglądać jak najczęściej.

Umiejętności i warsztat Kamila Maćkowiaka - również charakterystyczne, wypracowane przez aktora sceniczne znaki - są doskonale znane i cenione, a doświadczony artysta wie, jak je wykorzystać. Maćkowiak to połączenie świadomego aktorstwa, z wrodzonym poczuciem sceny i darem jej zawłaszczania. Mocno idzie po swoje, wyraziście prezentuje rujnowane krok po kroku poczucie stabilizacji, za którą miał związek z - jak mu się wydawało - najlepiej poznaną kobietą, matką jego dziecka. Uznając, że to, co jest, to jest, nie miał problemów z tym, żeby szukać tego, co być jeszcze może. I tak współcześnie po „męsku” oddala odpowiedzialność od siebie. Pełna, dotykająca rola, dostarcza jeszcze i tej satysfakcji, że wybitny specjalista od solowego aktorstwa kapitalnie poczyna sobie i w duecie.

Pięćdziesiąt słów czasem wystarczy, by zburzyć wieloletnią konstrukcję - szczególnie gdy została zbudowana na niespełnieniach, wiecznych oczekiwaniach i egoistycznym postrzeganiu roli partnera. Bitwa Adama i Leny to kolejna potyczka odwiecznej wojny. Z frasunkiem się na nią patrzy. I z poruszeniem, że prawie wszyscy z nas na widowni (a „prawie” to tutaj eufemizm) znają to z autopsji.

50 słów Michael Weller, reż. Waldemar Zawodziński, Fundacja Kamila Maćkowiaka, spektakle prezentowane w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych w Łodzi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: „50 słów”: ona i on w rozmowie, która zabija huśtawką skrajnych emocji [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na polskatimes.pl PolskaTimes