100 dni Mateusza Morawieckiego. Premier nie ma powodów do świętowania

Witold Głowacki
Po pierwszych 100 dniach swych rządów Mateusz Morawiecki nie ma powodów do świętowania
Po pierwszych 100 dniach swych rządów Mateusz Morawiecki nie ma powodów do świętowania Paweł Relikowski
Mateusz Morawiecki będzie usiłował ponownie uruchomić „ofensywę uśmiechów”. Ale łatwo z pewnością nie będzie.

Po pierwszych 100 dniach swych rządów Mateusz Morawiecki nie będzie miał specjalnych powodów do świętowania. Jest już jednak jasne, że podejmie próbę ucieczki do przodu - a może i do punktu wyjścia. Kierunek: powrót zarówno do „ofensywy uśmiechów” w polityce międzynarodowej, przede wszystkim na arenie europejskiej. A na rynku krajowym powrót do prób pozyskania na rzecz PiS części wyborców centrowych. Bo przecież właśnie taki miał być plan, tymczasem pierwsze 100 dni rządów Mateusza Morawieckiego okazało się jego zupełnym zaprzeczeniem.

CZYTAJ TAKŻE: 100 dni Mateusza Morawieckiego w roli premiera upłynęło pod znakiem gaszenia pożarów. Czy szef rządu zdoła złapać oddech od kryzysów?

Początek już w poniedziałek - z wizytą w Warszawie będzie gościć kanclerz Niemiec Angela Merkel. Zobaczymy z pewnością wysiłki , by przedstawić tę wizytę jako świadczącą o ociepleniu stosunków z największym krajem Unii, choć w rzeczywistości mniej więcej tego samego można się spodziewać również ze strony samej Merkel. W tym tygodniu doroczne „expose ministra spraw zagranicznych” - czyli informację MSZ o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2018 roku, przedstawi w Sejmie Jacek Czaputowicz. Nowy szef polskiej dyplomacji . W czwartek i piątek premiera czeka zaś szczyt Rady Europejskiej - ma on dotyczyć głównie kwestii gospodarczych i sprawy Brexit, ale jak każde tego rodzaje spotkanie może być okazją do zakulisowych rozmów na temat dalszego przebiegu procedury z artykułu 7. Traktatu o UE.

W tej ostatniej kwestii Morawiecki może nawet odnotować rodzaj sukcesu. Przed ponad tygodniem po spotkaniu z szefami rządów państwa bałtyckim udało mu się uzyskać deklarację Litwy wspierająca Polskę w kwestii ewentualnego uruchamiania kolejnych etapów procedury z artykułu. W ten sposób Morawiecki może liczyć już na weto ze strony dwóch krajów (drugim są Węgry), gdyby Komisja Europejska chciała wdrożyć przeciwko Polsce sankcje.

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Ryszard Bugaj: PiS przestaje być partią gulaszowego konserwatyzmu. Staje się partią skoku na kasę

Jednocześnie szykuje się powrót do „ofensywy uśmiechów”, z pomocą której Morawiecki od pierwszych dni urzędowania miał rozładowywać napięcie w relacjach Polski z pozostałymi krajami Unii Europejskiej i Komisją Europejską. Pamiętajmy, że ta ostatnia ogłosiła rozpoczęcie procedury z art. 7 traktatu europejskiego dosłownie w kilka dni po rozpoczęciu przez Morawieckiego urzędowania. To rosnąca pewność, że tak się właśnie stanie, przyczyniła się do decyzji Jarosława Kaczyńskiego i kierownictwa PiS o wymianie Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego. To on miał naprawić relacje z Europą, zażegnać trwały już „konflikt między PiS-em a resztą świata”.

Teraz ma ponownie się za to zabrać. Ale łatwo z pewnością nie będzie. Prawie połowa pierwszych 100 dni rządu Morawieckiego upłynęła pod znakiem kryzysu w relacjach z Izraelem i - w kolejnym etapie - Stanami Zjednoczonymi wywołanego nowelizacją ustawy o IPN. Choć o samą treść nowelizacji, sposób i moment jej przyjęcia przez sejmową większość trudno bezpośrednio obwiniać Morawieckiego, to jednak wiemy, że swój udział w jej przygotowaniu miały resorty sprawiedliwości i kultury nie bez udziału MSZ. Z kolei premier już na etapie zarządzania kryzysowego popełnił serię błędów - z których najgorsze skutki miała wypowiedź o „żydowskich współsprawcach” Holokaustu. Kryzys przyniósł Polsce same potężne straty na arenie międzynarodowej, ewentualnych zysków możemy szukać wyłącznie sięgając po sporą dozę złośliwości - można do nich zaliczyć na przykład gorące poparcie wyrażone przez Ramzana Kadyrowa, rzeźnika Czeczenii z nadania Władimira Putina. Ten sam międzynarodowy kryzys miał też - wbrew obiegowej tezie, że w polityce wewnętrznej sprawy zagraniczne niezbyt się liczą - spory wpływ na sytuację na krajowej scenie. Oceny samej ustawy, jak i strategii kryzysowej rządu (czy też jej braku), wpadki premiera, wreszcie ujawnienie się w przestrzeni publicznej postaw antysemickich - to wszystko tylko pogłębiało polaryzację postaw, zamiast prowadzić PiS w kierunku centrum.

W środę mija sto dni od momentu, w którym Mateusz Morawiecki rozpoczął urzędowanie, już w niedzielę minęło sto dni od chwili, w której został desygnowany na premiera. Jego poprzedniczka mogła bez problemu świętować swą „studniówkę” w charakterystycznym stylu znanym z kampanii - nawet okolicznościowa konferencja prasowa Beaty Szydło została zwołana na 5.30 rano, co miało podkreślać, jak wielkiej pracy wymaga wdrażaniu „Dobrej Zmiany” . Szydło miała się jednak czym pochwalić - wiadomo już było, że od kwietnia ruszy sztandarowy program PiS, czyli Rodzina Plus. Choć z ośmiu obietnic z expose na pierwsze 100 dni spełnione były tak naprawdę dwie, z większością pozostałych nie było wcale źle - Szydło mogła bez przesadnego naginania faktów stworzyć wrażenie, że pracę nad realizacją każdej z nich trwają.

CZYTAJ TAKŻE: Paweł Siennicki: Mateusz Morawiecki, wciąż wielka szansa

Mateusz Morawiecki jest tu w znacznie gorszej sytuacji. Niespecjalnie ma czym się chwalić. Pewnym wyjątkiem (o średnim potencjale wyborczym) może być uchwalenie „konstytucji dla biznesu” - ale na tym w zasadzie koniec. Pierwsze sto dni jego rządów upłynęło pod znakiem permanentnego kryzysu. Nie chodzi tu tylko o kwestie polityki międzynarodowej i europejskiej. W polityce krajowej sprawy również przybrały mocno niekorzystny dla rządu i rządzącej partii obrót. Ujawnienie wysokich nagród, które przyznała sobie i swoim ministrom Beata Szydło zrobiło mocne wrażenie na wyborcach. Podobnie jak ujawnienie wydatków Ministerstwa Obrony z kart kredytowych (15 mln złotych w samym tylko ubiegłym roku), czy wysokości pensji Wojciecha Jasińskiego albo Małgorzaty Sadurskiej. Pierwszy jako szef Orlenu (odwołany w lutym) z nadania PiS, zdążył zarobić prawie 4 miliony złotych. Druga, po odejściu w czerwcu z zeszłego roku z Kancelarii Prezydenta zarobiła już natomiast 421 tysięcy złotych. Elektorat Prawa i Sprawiedliwości wciąż tęsknie wspomina czasy Beaty Szydło i socjalny wymiar jej rządów, z kolei Morawiecki wciąż nie pozbył się łatki człowieka spoza partii, do tego przecież przybysza z wielkiego biznesu.

To nie jest dobra konstelacja ani dla Morawieckiego, ani dla jego partii. W tym momencie Morawiecki ma przecież płynnie przygotować rząd i PiS do prawie dwuletniej ofensywy wyborczej - pierwsze w poczwórnej serii wybory samorządowe odbędą się już jesienią, a poprzedzająca je kampania ruszy na dobre jeszcze wiosną. Potem nie będzie już ani chwili oddechu - w roku 2019 czekają nas kolejno wybory do Parlamentu Europejskiego i krajowe parlamentarne, wreszcie wiosną roku 2020 prezydenckie. Wynik w każdych kolejnych wyborach będzie wpływał na następną elekcję, wskazywał wyborcom trendy, budował nastroje w partiach. To właśnie przede wszystkim o to będzie chodziło w rozpoczynającej się próbie ucieczki do przodu.

AIP/x-news

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl