Dom dziecka w Orzeszu był dla wychowanków piekłem

Aldona Minorczyk-Cichy
Poniżający rygor, nękanie i kary fizyczne miały przywrócić porządek
Poniżający rygor, nękanie i kary fizyczne miały przywrócić porządek Lucyna Nenow
Ewelina miała dość poniżania. Rok temu targnęła się na życie. Sylwia, której zagrożono wyrzuceniem na bruk, latem ub. roku, w swoje 18. urodziny, poroniła.

Dwa tygodnie temu dwaj bracia, 10- i 11-letni, za "pyskowanie" zostali zamknięci w piwnicy. Jola i Basia za odmowę pójścia do kościoła w ubiegłą niedzielę przez godzinę stały na mrozie. O tym, co się dzieje w domu dziecka w Orzeszu (Śląskie), opowiedziały nam cztery byłe wychowanki. Dziewiętnastolatki: Sylwia Oleksy, Dorota Zwierzchowska, Wioletta Sojka i Ewelina (prawdziwe imię i nazwisko znane redakcji), przerwały milczenie, by ochronić siostry i braci, którzy tam pozostali .

W Orzeszu przebywa 30-40 dzieci w wieku od 5 do 19 lat. Wiele z nich przeżyło piekło we własnych domach rodzinnych. Do domu dziecka trafiły poranione, nierzadko zdemoralizowane. Rodzice alkoholicy, przemoc, noce spędzane na klatce schodowej lub u litościwych sąsiadów, głód. Kiedy je zabierano, obiecywano im lepsze życie. A jak jest w rzeczywistości?

- Przemoc fizyczna i psychiczna jest tu na porządku dziennym. Dzieci traktuje się jak zło konieczne. Nie pracuje się z nimi, pozostawia same sobie. Nawet jeśli trafi tu grzeczne dziecko, to musi się przystosować. Inaczej nie przetrwa. Kradzieże, pobicia, wymuszania, znęcanie się. Do tego alkohol, narkotyki i papierosy już w wieku 10 lat - potwierdza relacje wychowanek były już wychowawca Tomasz Data. W Orzeszu przepracował osiem miesięcy. Umowy mu nie przedłużono. Od dyrektorki usłyszał: - To praca i tylko praca. Tutaj nie ma miejsca na miłość.

Dyrektorka placówki Agnieszka Kuchna zrazu wszystkiemu zaprzecza. Potem przechodzi do ataku. - Mam złość do tych panienek, że nie przyszły z tym do mnie. Te dziewczyny zawsze sprawiały kłopoty. Są nastawione roszczeniowo. Tu trafiają różne dzieci, my nie możemy wybierać. A były wychowawca był nieżyciowy i musieliśmy się rozstać.
To nieprawda, że dziewczyny wcześniej nie szukały pomocy. Półtora roku temu poszły na skargę do Henryka Zawiszowskiego z zarządu starostwa w Mikołowie, któremu dom dziecka podlega. Wtedy jednak zarzutów nie potwierdzono, a dziewczyny na otarcie łez dostały używany komputer.
I do tej pory okna w pokojach dzieci są bez klamek, a szklanki zastępują metalowe kubki. Jak w więzieniu.

Dzisiaj w Orzeszu zaczyna się ponowna kontrola ze starostwa. Interwencję zapowiedzieli też wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk i posłanka Platformy Obywatelskiej Danuta Pietraszewska.

Takie ośrodki powinno się zamknąć. One nie mają prawa istnieć w cywilizowanym kraju - podkreśla Tomasz Data, który jako wychowawca przepracował w domu dziecka w Orzeszu (woj. śląskie) osiem miesięcy.

Sylwia Oleksy, Dorota Zwierzchowska, Wioletta Sojka i Ewelina zdecydowały się ujawnić, jak wygląda życie w tej placówce. - Tylko na stronie internetowej ten dom wygląda pięknie, a jego mieszkańcy są szczęśliwi. Prawda jest inna. Wychowawców nie interesuje, że dzieci demolują pomieszczenia, palą papierosy, a nawet zażywają narkotyki - mówią byłe wychowanki.
Opowiadają o dziewczynce, która za karę od 6 rano musiała wyrywać chwasty z chodnika. Nie dostała śniadania, a potem obiadu. I o wychowawcach, którzy wymierzają takie i jeszcze gorsze kary. Jeden z nich wykręca podopiecznym ręce i poniża ich. Inny (już nie pracuje w Orzeszu) dzieci popychał, dusił i szarpał. Za karę kazał nocą biegać po parku, a przyłapanemu na paleniu - zgasił papierosa na dłoni.

Ewelina nie ujawnia prawdziwego imienia. Kiedy w rozpaczy połknęła garść tabletek, uratowały ją koleżanki. - Miałam osiem lat, kiedy mnie i dwie siostry zabrano z domu. Traktowano mnie jak przedmiot. Nie rozmawiano, tylko wydawano polecenia: "Zrób to, bo inaczej dostaniesz karę" - wspomina.

Ucieszyła się, gdy z koleżankami mogła zamieszkać w mieszkaniu dla usamodzielniających się. Problemy zaczęły się po odejściu z pracy wychowawcy Tomasza Daty. Inni wychowawcy nie radzili sobie z nastolatkami. Były kłótnie, odmowy wykonania poleceń, ucieczki i wagary. - My z bidula nie jesteśmy aniołami. Zdarzają się różne rzeczy. Czasami złe - przyznaje. - Ale nikt nie pokazał nam, że można inaczej.

Dorota Zwierzchowska do bidula trafiła, gdy miała 13 lat. - Przywiozła mnie policja. Wychowawca kazał mi na kolanach szorować podłogę w izolatce. Gdybym odmówiła, musiałabym na niej spać - opowiada. W bidulu została jej siostra. - Jest o dwa lata młodsza. Chcę, by było jej lepiej niż mnie - dodaje.
Nie próbuje się wybielać. - Miałam żal do rodziców, że mnie skrzywdzili. Źle reagowałam na wizyty ojca, który bił matkę. Stawałam się wulgarna, wybuchowa. W domu dziecka nikt mi nie pomógł. Były tylko pretensje, krzyki i kary. Opowiedziałam o problemach jednej z wychowawczyń. Zawiodła mnie. Rozpowiedziała. Na drugi dzień wszyscy śmiali się ze mnie - relacjonuje Dorota.

Sylwia Oleksy pierwszy raz trafiła do bidula, gdy miała siedem lat i drugi - jako nastolatka. - W Orzeszu czułam się samotna i nieważna. Nie było miłości, współczucia, rozmów. Byłam jak niepotrzebny przedmiot, śmieć.

Trafiła do mieszkania dla usamodzielniających się. Tam zobaczyła światełko w tunelu. Na krótko. - Dyrektorka robiła awantury o pieniądze. Na miesiąc dostawałyśmy po 250 zł. Na najmniejszy drobiazg musiałyśmy mieć fakturę. Nie radziłyśmy sobie. Przez pewien czas wydzielano więc nam na jedzenie po 6 zł. To miało wystarczyć na trzy posiłki. Chodziłyśmy głodne. Prosiłyśmy kucharkę w domu o talerz zupy. W końcu mieszkanie zlikwidowano pod pretekstem remontu. Wróciłyśmy do bidula, bo eksperyment się nie udał - wspomina.

Po powrocie nie umiała się dogadać z dyrektorką. - W szkole miałam kłopoty z nowym językiem. Opuszczałam lekcje. Poprosiłam o przeniesienie. Zrobiła się awantura. Kazano mi się wyprowadzić w 18. urodziny. Tylko że nie miałam dokąd. Byłam wtedy w ciąży z Sebastianem, który mieszkał nieopodal i stał się moją podporą. Strasznie się zdenerwowałam. Poroniłam - opowiada ze łzami w oczach.
Sylwia, Wiola, Ewelina i Dorota opuściły już dom dziecka. Zosia i Basia (imiona zmienione) będą musiały spędzić tam jeszcze kilka lat. Basia jest tam z braćmi. - Jeden z nich, 11-letni, klął. Za karę wrzucili go do piwnicy na godzinę. Drugi, o rok młodszy, też tam trafił. Nie wiem za co. Ja stałam w kącie. Innych szarpali. Najczęściej w dyżurce, żeby nikt nie widział - relacjonuje.

Ona i Zosia najbardziej boją się Piotrka, który rządzi w bidulu. Zdewastował łazienki, rozwalił kilka drzwi, niszczy meble, a nawet wyrzucił łóżko przez okno. - Wychowawcy chyba się go trochę boją. Wiedzą, że Piotrek w lutym skończy 18 lat i się wyprowadzi. On to wykorzystuje i się panoszy - mówią. - Przez te dewastacje nie będzie nowych ubrań. Dlaczego wszyscy mamy za to płacić? Czy tak można? - pytają.

Dwa miesiące temu Piotrek z kolegą przyszli do pokoju Zosi. - Przewrócili mnie na łóżko i dotykali. Wszędzie... Piszczałam, krzyczałam. Nikt mi nie pomógł. A przecież wychowawcy musieli słyszeć. Gdy w końcu uciekłam, pobiegłam do nich i się poskarżyłam. Usłyszałam, że sama jestem sobie winna. Powiedzieli, że mogę napisać oświadczenie, ale Piotrek dowie się, przez kogo ma kłopoty. Nie zrobiłam tego. Bałam się... - milknie. (Jak się okazało, dyrekcja jednak zgłosiła to zdarzenie na policję).

Basia i Zosia skarżą się też na warunki panujące w domu dziecka. Na osiem dziewczyn mieszkających na piętrze jest tylko jedna łazienka. Ściana zagrzybiona, drzwi nie ma, bo oczywiście zniszczył je Piotrek z kolegami. Nowych nie wstawiono. Każdy może tam wejść, o intymności można zapomnieć. Czynny jest tylko jeden prysznic. Ciepłej wody starcza na dwie osoby. I trzeba czekać, aż się nagrzeje.
- Na kąpiel mamy około godziny. Nie jesteśmy w stanie zdążyć. O 21 każą nam już spać. Kiedy ktoś chodzi, krzyczą i stawiają do kąta - opowiada Zosia. Skarży się, że skrócono czas wydawania śniadań. Było 0,5 godz., jest 15 min. Kto się spóźni choćby minutę, idzie do szkoły głodny. Dziewczynki mówią, że z okien w ich pokojach wykręcono klamki. Kiedy chcą wywietrzyć, biegną po dyżurną klamkę do wychowawcy. A ostatnio w jadalni pojawiły się metalowe kubki. Zastąpiły te porcelitowe, bo chłopcy je tłukli. - Teraz mamy jak w więzieniu. Zresztą dyrektorka nawet podkreślała, że tak nas poustawia, jakbyśmy już tam byli - kończy Zosia.

Były wychowawca Tomasz Data jest po stronie dziewczyn. - To przechowalnia, a nie dom. W takich warunkach nie da się wychowywać. Dzieci jest za dużo, a wychowawcy ewidentnie sobie nie radzą. Dyrektor radzi sobie z finansami i administracją, ale pedagog z niej żaden - mówi.

Dyrektor Agnieszka Kuchna zaprzecza, że takie rzeczy są możliwe w jej placówce. - Jeśli jest w tym choć trochę prawdy, to jestem przerażona - mówi. Jej zdaniem wszystko co złe to wina systemu. - Mamy obowiązek przyjąć każde dziecko, które skieruje do nas sąd. Piotrek i Marek zostali tu przywiezieni po policyjnej interwencji. Pierwszy z nich powinien trafić do poprawczaka. Kara została mu zawieszona. Chłopak sprawia nam ogromne problemy. Pobił kilku wychowanków, dewastował pomieszczenia - przyznaje. Ale wszystko inne, o czym opowiadają dziewczyny, to jej zdaniem nieprawda. - Trzymanie w piwnicy? To chyba żarty? Szarpanie, bicie? Nie wierzę w to, choć przecież nie jestem tu przez całą dobę. A klamki z okien usunęliśmy ze względów bezpieczeństwa. Dzieci nam po dachu uciekały.
- Dziennie jest u nas pięć posiłków - mówi dyrektorka. - Nikt głodny nie chodzi. Jedzenia jest dużo. Czekoladą to można się rzucać. Jedyna kara, jaką możemy stosować, to wstrzymanie kieszonkowego lub pismo do sądu. Te jednak są zawalone robotą i nie zawsze reagują od razu.

Kiedy chcieliśmy zobaczyć, w jakich warunkach mieszkają dzieci, usłyszeliśmy: - Kategorycznie zabraniam gdziekolwiek wchodzić i robić zdjęcia. Nie zgadzam się! Henryk Zawiszowski z zarządu starostwa pamięta, jak półtora roku temu wychowanki bidula przyszły do niego na skargę. Jednak, jego zdaniem, wtedy nic nie wskazywało na nieprawidłowości w ośrodku. - Uważałem, że przesadzają. Byłem zły, bo domagały się sprzątaczki w mieszkaniu usamodzielniającym - wspomina. Ale na otarcie łez dał placówce używany komputer. Teraz już nie jest taki pewien, czy dziewczyny mówiły nieprawdę. Dziś z szefową pomocy społecznej pojedzie do Orzesza. Chce wyjaśnić sprawę. Nie wyklucza dużej kontroli.

Posłanka PO Danuta Pietraszewska chce, by placówkę skontrolował Rzecznik Praw Dziecka. - Takie domy to tragedia. One muszą zniknąć - podkreśla Pietraszewska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 50

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

o
orski
Przedarłem się przez wszystkie posty i wprost nie mogę uwierzyć że coś takiego mogło mieć miejsce . Ten dom dziecka , to chyba było najlepsze co mnie mogło w życiu spotkać .Byłem wychowankiem w latach 57 do 60 , kiedy go prowadziło maułżeństwo Fryskich. On były oficer wojska , prężny ,zdecydowany i sprawiedliwy .Żona Zofia , również miła dla wszystkich szatanów ale żaden nie podskoczył bo mieli Oboje w sobie coś ,co się nazywa autorytet. W tamtych czasach , powojennych te bachory z niejednego pieca chleb jadły i muszę przyznać że tak w szkole jaki w "domu " , pomimo że zdarzały się jakieś tam wpadki , to dawali sobie radę i żadnych afer nie było . Było nas 35 sztuk i to z tej grupy wyrosło dwóch dyrektorów poważnych firm. Z tego co wiem kilku ma własne firmy . A prawie wszyscy załapali się na średnie wykształcenie . Szkoła to też nie budynek ale ludzie którzy w niej uczą . Ale jak kierownikiem szkoły był były powstaniec śląski , P. Tlatlik i miał w odwodzie takie moce jak P. Biskup z żoną , p.Nierząd i inni ,to tylko dziękować niebiosom.
m
mirek
Witam czytam i nie mogę uwierzyć co tu opisują,też byłem kiedyś w tym domu dziecka miałem wtedy 13 lat,było wszystko ok,teraz czytam i to nie możliwe co tam się dzieje aż przykro czytać
M
Mirek 47 lat
Witam tez byłem kiedyś w tym domu dziecka,było spoko,miałem wtedy 13 lat było wszystko ok,nie wiem co teraz tam się dzieje??? Asz przykro czytać.
a
anonim
jestem wychowankiem domu dziecka w orzeszu gdy miałem 10 lat widziałem jak wychowawcy szarpali krzyczeli na innych jednym z nich który był najczęstszym sprawcą był wychowawca Adam Pieła z Czerwionki-Dębieńska
K
Kabila
Troche komuny, troche katolicyzmu i mamy TO.
m
mała
jak "pedagodzy" moga wypowiadać się w ten sposób. W prymitywny sposób chronią swoje tyłki a prawda jest taka, że nic nie zrobili aby poprawić byt wychowankom i trauma dzieciaków trwa nadal!
e
er
Kadra się zmieniła a dzieciaki nadal cierpią.
O
Orzeszanka
Mieszkam niedaleko tego Domu i mam mieszane uczucia po przeczytaniu tego artykułu. Osobiście znam te dziewczyny ponieważ prowadziłam z nimi lekcje wychowania fizycznego. Niczego dobrego od nich nie usłyszałam, jedynie wulgaryzmy i chamstwo. Byłam w szkole tylko na praktyce więc moje zachowanie w stosunku do nich było bardzo uprzejme i miłe. Przejeżdżając obok tego Domu codziennie często spotkałam się z nagannym zachowaniem. Na uprzejmą prośbę, by zeszli z drogi bo tamują ruch, usłyszałam "spierd... kur...! " Wiem doskonale, że Dzieci te potrzebują ciepła, zrozumienia i miłości, ale na ciągłą agresję z ich strony nie można tylko odpowiadać dobrocią. Jeżeli dziewczyny w mieszkaniu dla usamodzielniających się nie potrafią same po sobie posprzątać i proszą o sprzątaczkę to chyba jakieś Wielkie Nieporozumienie. Świadczy to o ich roszczeniowym stosunku do wszystkiego. Również ich zdjęcie [ patrz wyżej ] mówi samo za siebie. Butne, nadąsane, pewne siebie - jakby chciały powiedzieć "Nam się wszystko należy". Nie znaczy to, że wszystko co się dzieje w Domu Dziecka akceptuję. Właśnie dzisiaj skończyłam czytać książkę "Bidul" Mariusza Maślanki - autora powyższego artykułu odsyłam do lektury. Po przeczytaniu odnoszę wrażenie, że to niestety w większej mierze wychowankowie są sami sobie winni i to oni tworzą to piekło. A o tym, że wychowawców-zwyrodnialców nie brakuje, też wiem i nie popieram, ale trzeba się dobrze zastanowić czy ktokolwiek z personelu powinien ponieść konsekwencje, bo można skrzywdzić niewinnych ludzi.
w
wika
artykuł jest nierzetelny jak wiele innych programów w TV, nauczył mnie tego przykład kiedy zobaczyłam swojego ucznia, który w mediach stał się skrzywdzonym biedaczkiem, i miał z tego powodu niesamowitą zabawę. Był wulgarnym przestępocą, rozprowadzał narkotyki, palił przed szkołą sikając na mur, znecał sie nad rówiesnikami, bił matkę oj to tylko poczatek listy, ale został bohaterem, gwiazdą medialną, bo nikomu nie chciało sie sprawdzić jaka jest prawda. Od tego czasu traktuję te medialne szumy z przymróżeniem oka. A dziewczyny, rzeczywiście żyją sobie całkiem nieżle, na policji są znane i to nie z altruistycznych zachowań. Może trzeba się zastanowić, czy taki Piotrek którego boją się wychowacy powinien przebywać w takiej placówce, czy grożenie i poniżanie wychowawców, których z pewnością jest na tyle mało, ze nie mogą dac dzieciom ani tyle czasu ani zainteresowania jak tego sie od nich wymaga, nie może działać deprymująco. W końcu ile sił można poswięcić dziecku, które stale reaguje agresją,mało tego w tym samym czasie jedni wychodzą przez okna, inni, uciekają na nocne eskapady, w jeszcze innym miejscu biją się, okradają, wyłamują drzwi, jak można nad tym zapanować, kiedy ludzi brak? A tak na marginesie ciekawe jak p. redaktor zareagowalaby słysząc jedynie przez kilka dni, wiele razy w ciągu dnia i w nocy też "spier.. stara k.., znajde twoje bachory i zabije je, rozj.. twoje auto" itd itp, szczerze życze takiego doświadczenie, bo tylko doswiadczenie podobnych sytuacji upoważnia do wydawania sądów. Nie neguje tu faktu, iż wśród wszystkich ludzi wszytkich zawodów znajdują się dewianci, zboczeńcy, psychopaci i osoby niemoralne: są tacy lekarze, księża, nauczyciele, prawnicy itd. ale nie uwierze że wszyscy wychowawcy są żli.
M
Mckinia
Mieszkam niedaleko tego domu dziecka..
Moi znajomi znają wychowankow tego ''bidula''.
To prawda. W 99% tam mi się zdaje..
Dopiero dzisiaj się dowiedziałam gdy objeżalam INTERWENCJĘ.
K
Krycha186
Gratulacje dla pani która napisała artykuł. Cel zamierzony- wzbudzić sensację... A to że po drodzę oczerniło się parę osób? Nie szkodzi! No tak.Ważne żeby ktoś to czytał ;/
Szkoda że nie próbowała pani poznać autentycznego obrazu! Wystarczyło poświęcić trochę czasu na spędzenie go w DD i zobaczyć jak wygląda tam życie, rozmowę z wychowawcami w szkole albo chociaż zapoznać się z kartotekami policyjnymi owych pokrzywdzonych...

Łatwo jest kogoś obrzucić błotem. Ciekawe czy równie łatwo przyjdzie pani przeprosić?
b
bratnia dusza
Nie wierzę, w to co opisuje się w tym artykule. Pani Agnieszka - szefowa ośrodka jest bardzo inteligentną, mądrą osobą, z wysoką kulturą osobistą. Styl jej wypowiedzi jaki przytacza się w tekście zupełnie mi do niej nie pasuje - ona sie w tak bezduszny sposób nie wyraża. Niestety w dzisiejszych czasach nie liczy sie człowiek tylko tania sensacja. Autor atykułu również dał się skusić. Bardzo to przykre. Dlaczego nie pokażenie codzinnej, trudnej pracy wychowawcy? Przecież skoro nie ma klamek to warto się zastanowić co skłoniło kierownictwo ośrodka do takich poczynań. Znając dzisiejszą młodzież sama sobie na to zasłużyła. Wychowawcy muszą zapewnić podopiecznym bezpieczeństwo, a skoro oni uciekają na nocne imprezy, to jakie jest wyjście?
A
Anioł
A może jakby taki wyrwany z rodziny maluch zawsze wracał na własną rekę zawsze do domu skad go bezduszne sądy wyrwały? Czemu takie rzeczy się nie dzieją? Dlaczego sie przyzwyczajają do tej "biduli"? Tego nie pojmuję? Chyba, że w domu jednak gorzej.
p
psycholog
Domy dziecka to smutne miejsca, pełno w nich żalu, łez, złości i agresji. Przekłada się to na ralecje między wychowankami a kadrą. Jestem psychologiem w domu dziecka i wiem z doświadczenia, że personel nigdy nie będzie mógł zastąpić rodziny dzieciom, co wcale nie jest dziwne, ale w związku z tym wychowawcy w bardzo wielu przypadkach są traktowani jak "wrogowie" z tego powodu, że zabraniają nocnych powrotów do domu, spotkań w dyskotekach, piwa w pubach i wagarów- dzieciom się wydaje, że nie mają prawa tego robić bo nie sa ich rodzicami( to główny argument). Ale taka rola wychowawców. Jeśli zaś chodzi o zarzut pod adresem finansów to przeciez stawka żywieniowa (po podwyżce!) na dzień dla jednego dziecka to 8 zł. Takie jest prawo w Polsce. Nie domy dziecka o to winić.
Dobrze że się mówi w mediach o tragicznej sytuacji w domach dziecka, ale może powalczmy o to żeby wreszcie ktoś z władz zainteresował się tym że domy dziecka to jedne z naj mniej dofinansowanych instytucji. Mówię o nakładach finansowych na dzieci i o pensjach dla wychowawców. Głośno o likwidacji domów dziecka- a jak te plany mają się do faktycznej sytuacji w Polsce? w samym województwie śląskim na miejsce w domu dziecka czeka ponad 2tyś dzieciaków a rodzin zastępczych UBYWA! trafiaja do nas coraz częściej dzieci z rozwiązanych rodzin zastępczych, podwójnie skrzywdzone i po raz kolejny odrzucone.
Dzieciaki w domach dziecka mają ciązki los, nie sa z rodzicami, nie czują ich miłości są złe i sflustrowane. Ale może zadajmy sobie pytanie "dlaczego?". Może media powinny zająć się patologią jaka szerzy się w zastraszającym tempie w wielkich miastach gdzie bezrobocie i bieda a także alkoholizm dotykają co 2 rodzinę. To tam zaczyna się problem i złość na życie i los tych dzieciaków. Znajdzmy na to rozwiązanie.
Bo ta nagonka na domy dziecka to troszkę jak budowanie domu zaczynając od dymu z komina.
j
ja
dyrektor inny, wychowawcy jak znam życie też sie przetasowali. a koszmar trwa nadal. sami źli ludzie na tym świecie- statystycznie ;-)pewnie sam Pan Jezus by nie zaradził :0
Wróć na i.pl Portal i.pl