Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławski naukowiec: W kosmosie nie będziemy się rozmnażać

Marcin Walków
- Moje badania podają w wątpliwość możliwość rozmnażania się w kosmosie. A nie będzie kolonizacji kosmosu bez reprodukcji - mówi dr Dorian Nowacki z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Rozmawia z nim Marcin Walków.

Dr Nowacki ukończył biotechnologię na Politechnice Wrocławskiej, doktorat z biologii medycznej obronił na Uniwersytecie Medycznym im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Na co dzień jest adiunktem w Katedrze Żywienia Człowieka na Uniwersytecie Przyrodniczym. Swoje badania prowadził na Uniwersytecie Tor Vergata w Rzymie. Staże naukowe odbywał m.in. w Consiglio Nazionale Delle Ricerche w Rzymie i na Uniwersytecie w Tel Awiwie.
Życie mogłoby istnieć poza Ziemią – to już nie takie science-fiction. NASA wydaje miliardy dolarów na badania, nawet wrocławscy studenci projektują marsjańskie domy i łaziki, a Pan zaraz powie jedno zdanie, które podbój kosmosu stawia pod wielkim znakiem zapytania…
Nie będzie kolonizacji kosmosu bez reprodukcji, a moje badania podają w wątpliwość możliwość rozmnażania się w kosmosie.

… i właśnie zniszczył Pan marzenia małych dzieci, które planują, że kiedyś w kosmosie zamieszkają i na Błękitną Planetę będą patrzeć z góry. Proszę się prędko wytłumaczyć.
To zacznijmy od początku. Latać w kosmos już możemy i to robimy. Ale kolonizacja innych planet to zupełnie coś innego. Bo wymaga tego, by tam dotrzeć i zamieszkać, a co za tym idzie – wydawać na świat potomstwo, by gatunek ludzki nie wymarł po kilkudziesięciu latach. A na razie wiele wskazuje na to, że prawidłowy rozwój zarodka w kosmosie jest niemożliwy.

Badał Pan to na myszach w warunkach mikro-grawitacji. Na czym polegały badania i przede wszystkim jakie były wyniki?
Obserwowałem gonady mysich zarodków pozyskanych 11 dni po zapłodnieniu. To połowa mysiej ciąży, która trwa 21 dni. Potem badałem mysie zarodki: zwłaszcza wyniki dotyczące tych męskich są ciekawe. Mikrograwitacja powoduje zaburzenia formowania się nasieniowodów. Normalnie komórki się różnicują, czyli wykształcają, i umożliwiają tworzenie się nasieniowodów, które mają transportować plemniki z jąder. Ja zauważyłem, że w badanych zarodkach te komórki są wymieszane, trochę jakby zagubione – nie tworzą się nasieniowody.

Może są inne metody, by połączyć plemniki i komórkę jajową? Choćby in vitro. Albo powrót na Ziemię w celach reprodukcyjnych.
Zapłodnienie to nawet nie jest połowa sukcesu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że płód w warunkach życia poza Ziemią nie rozwijałby się prawidłowo. Grawitacja, a w zasadzie jej brak, to jedno. W kosmosie po prostu nie ma atmosfery…

Żarty się Pana trzymają, a ja tu nie o romantyczny nastrój wieczorami, a o poważne rzeczy pytam.
Ale ja zupełnie poważnie odpowiadam. Nie o nastrój do intymnych spotkań chodzi, ale o tę atmosferę znaną z lekcji geografii. To ona chroni nas przed promieniowaniem kosmicznym. W kosmosie jest ono dużo bardziej silne i szkodliwe, dlatego między innymi niszczy plemniki. Kosmos nie jest przyjaznym środowiskiem do życia. Już teraz widzimy to na przykładzie astronautów, którzy wracają na Ziemię. Długotrwały pobyt poza nią powoduje zanikanie mięśni – i to nie tylko szkieletowych, służących do poruszania się, ale i mięśni gładkich. Na orbitę wysłano dziewięciodniowe szczury – po powrocie na Ziemię okazało się, że ich ściana aorty jest cieńsza z powodu mniejszej ilości komórek mięśniówki gładkiej. Wydolność serca się więc zmienia. Astronauci w organizmie mają mniej krwi, a ich kości są wręcz wypłukane z minerałów. A to dorośli ludzie, sprawni fizycznie i świetnie przygotowani. Jak takie warunki wpłynęłyby na rozwój dziecka? Nie znamy odpowiedzi i wątpię, czy poznamy.

Ciąg dalszy rozmowy na kolejnej stronie
Naukowiec, który wątpi w naukę?
Nauka nauką, ale nie zapominajmy o etyce. Mamy wysłać w kosmos dziecko, by sprawdzić, jak się rozwija? Albo ludzkie zarodki? To bardzo wątpliwe etycznie.

Czyli zostają turystyczne loty na orbitę?
W żadnej dziedzinie nauka nie powiedziała ostatniego słowa. NASA planuje marsjańską misję na 2030 rok. 15 lat to wręcz kosmiczna, nomen omen, przepaść dla nauki i technologii. A za kolejne 50, 100 lat wszystko się może zdarzyć i zmienić.

Nie ma w Kosmosie żadnego innego miejsca przyjaznego nam, ludziom?
W całym Układzie Słonecznym to tylko Mars. Jest na nim grawitacja stanowiąca 30 proc. tej, która panuje na Ziemi. Słyszałem też o Europie, czyli jednym z księżyców Jowisza, ale jest bardzo, bardzo daleko. No właśnie, odległość to jeszcze inny problem w badaniach takich jak moje. Dystans z Ziemi na Marsa zależy od wzajemnego położenia obu planet, wynosi od 50 do nawet 400 mln kilometrów. W ostatnich latach marsjańskim sondom przelot zajmuje ponad 200 dni. To bardzo długo.

Jak to się stało, że zainteresował się Pan mikrograwitacją i rozmnażaniem w kosmosie? Na co dzień pracuje Pan w Katedrze Żywienia Człowieka. Marzenie z dzieciństwa?
Jako mały chłopiec chciałem być astronautą. Ale tak samo chciałem być strażakiem, policjantem. W zasadzie to był przypadek.

Przypadki nie istnieją.
Pod koniec studiów magisterskich z biotechnologii wyjechałem na staż naukowy do Rzymu. Trafiłem pod skrzydła prof. Massimo De Felici, który zdobył grant na sprzęt do badań w warunkach mikrograwitacji. To był jego pomysł. Początkowo brzmiało to jak szaleństwo. A gdy z wynikami i napisaną pracą przyjechałem do Polski w zasadzie już tylko na obronę, miałem wrażenie, że nikt nie traktuje tych badań na serio.

Nie miał Pan ochoty wrócić do Włoch?
Miałem. I to nie dlatego, żebym się obraził – ja po prostu planowałem studia doktoranckie we Włoszech. Niestety, w Europie rozszalał się kryzys finansowy i nie ominął też świata nauki. Dowiedziałem się, że obcokrajowcy nie dostaną stypendiów.

Gdy rozmawiam z młodymi Dolnoślązakami, którzy zajmują się nauką za granicą, mówią, że to jest inny świat. Też Pan tak uważa?Podpisuję się pod tym. Zachęcam wszystkich młodych naukowców, aby wyjeżdżali za granicę i wracali zmieniać polską naukę na lepszą. Nie wszystko za granicą jest lepsze, ale to, co dobre, warto przenieść na nasze podwórko.

Włosi pewnie mówią to samo, gdy wyjadą do USA czy Wielkiej Brytanii. Ale laboratoria i skupienie do ich temperamentu mi nie pasują.To się nazywa stereotyp, proszę pana. A prawda jest taka, że w Rzymie nie musiałem martwić się o odczynniki, potrzebny sprzęt. Po prostu szedłem do pracy i robiłem swoje badania. W Polsce jeszcze wiele się musi zmienić, bo w wielu dziedzinach nadal pokutuje poprzedni ustrój. Naukowcy wcale nie poświęcają najwięcej czasu na badania naukowe, ale na prowadzenie zajęć i – przede wszystkim – papierologię. Przecież występowanie o granty, bez których w zasadzie nie ma pieniędzy na badania, to niestety mnóstwo formalności i czasu, który można by przeznaczyć na pracę stricte naukową.

A ja się dalej zastanawiam, czy włoscy naukowcy naprawdę zapominają o południowym temperamencie…
Oczywiście, że nie. Nie ma co ukrywać, że to jest inna kultura pracy. Włosi mają w ciągu dnia czas na lunch i sjestę i to jest dla nich świętość. Jeśli któregoś dnia ominąłem wspólny obiad, to przychodzili i pytali, czy w moim życiu wszystko jest OK. Co ciekawe, w ich odpowiedniku – naszej Polskiej Akademii Nauk – było dokładnie tak samo. Nie jest to więc kwestia tego, że trafiłem akurat na taki uniwersytet. To nie zależy od instytucji.

Nad Odrą porzucił Pan badania mikrograwitacji, ale nie gryzonie.
Zgadza się. Zajmuję się badaniami w dziedzinie hipertensjologii, czyli nadciśnienia. Badam wpływ wielonienasyconych kwasów tłuszczowych ze wzbogaconych jaj na ciśnienie tętnicze i funkcję śródbłonka u szczurów. Są to naturalne preparaty uzyskane z żółtek jaj. Wyniki pokazują, że znacząco obniżają ciśnienie tętnicze i działają antyoksydacyjne. Takie produkty mogą stanowić świetne uzupełnienie standardowych terapii, a także działać profilaktycznie.

I nie patrzy Pan czasem przez okno w laboratorium w niebo i gwiazdy z naukową tęsknotą?
Patrzę, patrzę. I mam nadzieję, że jeszcze nic straconego. Przecież NASA wciąż prowadzi badania i można się ubiegać o granty. Ja pewnie w kosmos nie polecę, ale może moim szczurom kiedyś się uda. I to będzie mój mały wkład w kolonizację innych planet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska