Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego policjanci eskortowali torebkę

Ola Braciszewska
Nieoficjalnie policjanci mówią, że mają dość traktowania ich jak taksówkarzy
Nieoficjalnie policjanci mówią, że mają dość traktowania ich jak taksówkarzy Fot. Archiwum
Ponad 40 kilometrów policjanci z Kalisza i Turku eskortowali torebkę szeregowej urzędniczki Kancelarii Prezydenta RP. Kobieta zostawiła ją 1 maja podczas wizyty w kaliskim ratuszu.

O zgubie przypomniała sobie dopiero w Turku. Sprawę wyjaśnia Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu. Kancelaria Prezydenta zapowiada, że pokryje koszt przejazdu, który oszacowano na... 20 złotych.

Urzędniczka odwiedziła Kalisz i Turek wspólnie z ministrami Aleksandrem Szczygło i Piotrem Kownackim. Przyjechali oni w zastępstwie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który ze względu na chorobę matki odwołał wizyty. Jak informuje Kancelaria Prezydenta, kiedy kobieta zauważyła brak torebki, zamierzała sama po nią wrócić. Wtedy pomoc mieli zaoferować jej turkowscy policjanci zajmujący się zabezpieczeniem wizyty.

Dwóch funkcjonariuszy z Kalisza przywiozło zgubę do granic powiatu tureckiego. Tam w policyjnym radiowozie czekała już właścicielka torby. Po jej odebraniu, mundurowy z Turku odwiózł urzędniczkę do centrum miasta. Nieoficjalnie wiadomo, że zguba była zwyczajną damską torebką.

- Mam informację, że to była duża torba, w której znajdował się dyktafon, telefon, dokumenty i rzeczy osobiste. Prowadzimy postępowanie wyjaśniające. Wyniki powinny być znane w piątek - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy KWP w Poznaniu.
Kancelaria Prezydenta zapowiada, że jeśli z powodu gestu dobrej woli miałyby spotkać policjantów konsekwencje finansowe, to pokryje koszt przejazdu. Z szacunków urzędników wynika, że do przejechania 80 km zużyto około 5 litrów paliwa, co daje kwotę 20 złotych. I tyle kancelaria zamierza zwrócić policji.

To nie pierwszy przypadek wykorzystania radiowozu jako taksówki. Do podobnej sytuacji doszło w 2006 roku. Marek Surmacz, ówczesny wiceszef MSWiA zadzwonił do komisariatu na Dworcu Głównym we Wrocławiu i poprosił komendanta o dostarczenie jedzenia jadącej pociągiem koleżance z rządu. Funkcjonariusze zanieśli kobiecie dwa wieśmaki i sałatkę. Zdaniem śledczych, minister nie nadużył swoich uprawnień.

Inaczej było w przypadku Tomasza S., urzędnika MSWiA. W grudniu 2006 roku poprosił on Waldemara P., szefa posterunku kolejowego na Dworcu Centralnym w Warszawie o odwiezienie do Siedlec. W drodze powrotnej, jadący radiowozem policjanci wpadli do rozlewiska. Po trzech dniach poszukiwań ich ciała znaleziono w zatopionym aucie. Tomasz S. i Waldemar P. za przekroczenie uprawnień i bezprawne wykorzystanie samochodu zostali skazani na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata.

Radiowóz był także "taryfą" dla komendanta policji w Nowym Tomyślu Wojciecha Ratmana. Podwładni odbierali go na dworcu PKP i podwozili do pracy. Przypomnieliśmy tę sprawę przedwczoraj ponieważ policjant został szefem strażników miejskich w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski