Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszukał przyszłych ratowników

Eliza Głowicka
29-letni Tomasz M. zaprzecza zarzutom byłych słuchaczy. I prowadzi nową szkołę
29-letni Tomasz M. zaprzecza zarzutom byłych słuchaczy. I prowadzi nową szkołę Janusz Wójtowicz
Chcieli zdobyć zawód ratownika, stracili czas i kasę. Szef prywatnej szkoły stanął przed sądem.

We wrocławskim sądzie wczoraj zaczął się proces Tomasza M., założyciela i dyrektora prywatnej szkoły dla ratowników medycznych, oskarżonego o to, że oszukał słuchaczy. O aferze dotyczącej Policealnego Studium Medycznego Lifemed pisaliśmy jako pierwsi półtora roku temu.

W październiku 2007 r. słuchacze po dwóch semestrach nauki odkryli, że szkoła nie ma uprawnień szkoły publicznej, choć tak ją przedstawiał dyrektor. A to oznaczało, że po zakończeniu nauki nie dostaną dyplomu lub świadectwa potwierdzającego kwalifikacje i uznawanego w kraju. I nie będą mogli przystąpić do egzaminu państwowego, a potem pracować jako ratownicy medyczni.
- Równie dobrze mogliśmy skończyć kurs pierwszej pomocy, który kosztował kilka razy mniej - żalili się nam niedoszli ratownicy.

Poczuli się oszukani. 30 rozgoryczonych słuchaczy złożyło na policji doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez 29-letniego dyrektora. Również kuratorium oświaty zawiadomiło prokuraturę. Poszło o "państwową", okrągłą pieczęć z wizerunkiem orła, którą dyrektor posługiwał się w dokumentach. - Wyrobił ją i używał jej bezprawnie, bo szkoła nie miała uprawnień publicznej - informuje prowadzący śledztwo Ireneusz Zieliński z Prokuratury Rejonowej Wrocław-Śródmieście.

Na Tomaszu M. ciążą również inne zarzuty. Zniszczył księgę uczniów Lifemedu i ukrywał ich świadectwa ukończenia szkół średnich.
- Oddawał je tylko pod warunkiem, że nie wystąpią przeciwko niemu do sądu o zwrot pieniędzy. Niektórzy na to poszli - opowiada jeden ze słuchaczy, który w procesie jest oskarżycielem posiłkowym.
To jedna z kilkudziesięciu osób, które zawierzyły reklamie i dały się nabrać.
- Wcześniej dyrektor opowiadał barwnie, jaki to piękny zawód, i pokazywał dokumenty, które wyglądały wiarygodnie - mówił sądowi oskarżyciel posiłkowy. Gdy dowiedział się, że został oszukany, tak się przejął, iż trafił do szpitala.

Tymczasem dyrektor założył inną szkołę, która ma już uprawnienia szkoły publicznej. Chciał do niej przepisać słuchaczy, ale nie skorzystali z tej propozycji.
- Już raz zostaliśmy oszukani - stwierdza inna słuchaczka.

Należy do grupy 50 osób, które, aby nie powtarzać od nowa wszystkiego, czego się nauczyły, chciały przepisać się do innej szkoły policealnej, także kształcącej ratowników. Warunkiem kontynuowania nauki było jednak zaliczenie aż 28 egzaminów. Udało się to zaledwie 9 słuchaczom.
Tomasz M. nie przyznaje się do winy. - Nikogo w błąd nie wprowadzałem. W statucie szkoły była informacja, że placówka nie ma uprawnień szkoły publicznej - twierdzi.

Nie jest to pierwsza sprawa karna Tomasza M. Dwa lata temu został prawomocnie skazany przez sąd za sfałszowanie dokumentu, który był niezbędny do założenia Policealnego Studium Medycznego. Teraz grozi mu do 8 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska