Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławski sport pada, miasto patrzy

Wojciech Koerber
Jeszcze niedawno byliśmy potęgą i zagłębiem gier zespołowych. Jutro możemy być pustynią.

Pisanie nekrologów to ostatnimi czasy główne zajęcie wrocławskich dziennikarzy sportowych. Żegnamy właśnie koszykarzy, szczypiornistów i szczypiornistki oraz siatkarzy. Siatkarki? Jeszcze dychają. Los jednak chciał, że w europejskich pucharach trafiły na zespół z Baku w dalekim Azerbejdżanie. Oby miały za co wrócić.

Żeby była jasność. Nie upieramy się, że miasto ma obowiązek wspierania sportu. W ratuszu też muszą widzieć, że są partnerzy do rozmów. Że w klubach działają ludzie, którzy własnym sumptem również potrafią - w dobie recesji - wyczarować trochę grosza. Nie ma jednak naszego przyzwolenia na trwonienie kasy.

A czyż nie takim grzechem jest przeznaczenie pół miliona złotych na reklamę Wrocławia w serialu "Tancerze" (50 tys. zł na każdy z 10 odcinków)?! Mniej zorientowanym przypominamy, że to produkcja, w której główny aktor dostaje np. po łbie na ulicach miasta, a w tle widać głównie korki. Z oglądalnością też nie najlepiej, ale to chyba dobrze.

Największy strumień pieniędzy musi zostać skierowany na Maślice i na Oporowską.

Przeciwko fontannie przy pergoli, za 9 mln złotych, też nic nie mamy. Ładna jest. Choć gdyby nie tryskała wszystkimi kolorami tęczy, wiele na urodzie by nie straciła. Z kilku można było jednak zrezygnować. Np. na rzecz szczypiornistek AZS-u AWF-u Wrocław. Im do szczęścia brakuje naprawdę niewiele - 180 tys. zł na sezon.

Skoro przy wodzie jesteśmy. To jasne, że największy strumień pieniędzy musi zostać skierowany na Maślice i na Oporowską. Bo sport dzieli się na piłkę nożną i całą resztę. Poza tym - nie oszukujmy się - Euro 2012 we Wrocławiu to impreza, na której najwięcej ma zyskać miasto, a nie kibice. Dwa, trzy mecze i po krzyku. Zostaną natomiast odnowione: dworzec, lotnisko, drogi (tu się chyba zagalopowaliśmy) i obce banknoty w kieszeniach wrocławian. Na ten temat należy chuchać i dmuchać. Trzeba jednak w kierunku tej całej reszty puścić choć niewielki strumyczek z kasą. Żeby nie rzec - przynajmniej ściek.
Włodarze miasta zachowują się tak, jakby chcieli za chwilę umieścić na rogatkach miasta tablicę z napisem "najbliższe emocje sportowe w mieście Poznaniu". Tam znaleźli kasę i na rugbystów, i na koszykarki, i na laskarzy. Lech Poznań? Musi się zadowolić milionem złotych z miejskiej kasy na sezon i świetnie sobie radzi. Bo - jak sama nazwa wskazuje - Kolejorz to już lokomotywa. Także finansowa. Oczywiście, tam stadion już mają, my jeszcze nie. A to przecież źródło pieniędzy. Proporcje trzeba jednak znać.

Przypominamy, że sport w mieście to wartość sama w sobie. Są drużyny, są i kibice. Są idole dla młodych, którzy w klubach dają upust swojej energii. Mogą też ją uwalniać na ulicy, a to już problem dla miasta. Wrocław się o tym przekona. Również dlatego, że nie próbujemy wiązać gwiazd z regionem.

Prezydent Dutkiewicz w naszej obecności obiecywał pomoc w osiedleniu się we Wrocławiu wicemistrza olimpijskiego Piotra Małachowskiego. Jak dotąd, wciąż wynajmuje on mieszkanie w stolicy.

Włodarze miasta zachowują się tak, jakby chcieli za chwilę umieścić na rogatkach miasta tablicę z napisem "najbliższe emocje sportowe w Poznaniu".

Świetnie rzuca dyskiem, granatem również na światowym poziomie (jako wojskowy), a i larum na trąbce podniesie kryzysową porą. Na tym instrumencie grywał jeszcze w Bieżuniu, w orkiestrze Ochotniczej Straży Pożarnej. Byłby kapitalnym ambasadorem miasta. Można by go wykorzystać na wiele sposobów.

Dziś widać już również, że nici wyjdą z obiecanej przebudowy toru żużlowego na Stadionie Olimpijskim. Jesień tuż, tuż, a o przetargach ani widu, ani słychu. Tymczasem ostatni mecz ze Stalą Gorzów - mimo wakacji, transmisji telewizyjnej i kiepskiej formy zespołu - zgromadził 6000 widzów. Widać jest zapotrzebowanie. Nowa geometria toru to więcej emocji, a więcej emocji to więcej kibiców. Proste.

O pomoc z miasta skamlą też szczypiorniści - przedstawiciele dyscypliny, która dostarczyła nam w ostatnim czasie tyle radości. Tu także wiele do pełni szczęścia nie potrzeba. Budżet na poziomie 1,5 mln zł daje szansę na walkę o podium mistrzostw Polski. A chodzi o najbardziej utytułowany klub w historii krajowej piłki ręcznej (15 tytułów mistrzowskich).

Przestanie istnieć sekcja, to i kolejne pokolenia zapomną o Jerzym Klempelu, legendarnym zawodniku WKS-u. Czy wiecie, że przez 26 lat do niego należał rekord w liczbie zdobytych bramek w rozgrywkach Bundesligi? W sezonie 1982/83 rzucił dla Goeppingen 19 goli w meczu. Dopiero w czerwcu pobił go Stefan Schroeder z HSV Hamburg (21). Tylko kto we Wrocławiu pamięta o tak pięknych zestawieniach, skoro nasz szczypiorniak jedną nogą jest już w grobie, a drugą na skórce od banana. Jak cały sport bez pomocy z miasta.
Muszą być pieniądze na topowy zespół i wszystkie niskobudżetowe dyscypliny
Z Konradem Pudłą, szefem Pentagon Research, firmy zajmującej się badaniem sponsoringu sportowego, rozmawia Wojciech Koerber.

Myśli Pan, że miasto powinno wspierać sport?

Absolutnie tak. Musi mieć jedną topową drużynę - niech to będzie ta piłka nożna - i wspierać wszystkie dyscypliny niskobudżetowe. Mam tu na myśli piłkę ręczną i siatkówkę. Koszykówka musi poczekać, bo jej nie da się zrobić tanio. Poza tym trzeba wybrać pięciu sportowców indywidualnych i także im pomagać. Jak w Jeleniej Górze, która w zamian wykorzystuje Maję Włoszczowską do wielu przedsięwzięć.

Miasto woli jednak promować się w inny sposób.

I to błąd. Za nieczytelny logotyp Wrocław 2012 - biały na jasnym tle - ktoś powinien karę ponieść. Albo hasło - "Wrocław miastem spotkań". Co to za przekaz? Co on daje? Pieniądze na sport winny pochodzić z budżetu promocji miasta. Proszę zobaczyć, ile milionów utopiono w Expo. Gdyby przeznaczyć je na sport, zysk byłby stukrotnie większy. Jeśli nasze siatkarki pojadą na mecz do Włoch, nieźle zagrają i będą dobrze wyglądać, wszyscy zapytają, skąd są.

Prezydent sporo ostatnio obiecywał. Mieszkanie dla Piotra Małachowskiego, przebudowę toru żużlowego, pieniądze na koszykówkę. I lipa.

On byłby świetnym promotorem sportowców i jest w stanie znajdować dla nich sponsorów. Jego problemem jest jednak brak zaplecza. Dział promocji miasta funkcjonuje chyba w jakimś ukryciu, nigdy nie widziałem planów, strategii. A pamiętajmy, że kluby są już w dużej mierze spółkami prawa handlowego. To daje pewność, że pieniądze zostaną dobrze wydane, a nie że kolega koledze dom pomaluje. I jeszcze o Włoszech. Rozmawiałem ostatnio z siatkarzem Łukaszem Żygadłą, który gra w Trento z Michałem Winiarskim. Wystarczy wejść na stronę miasta. O wszystkich inwestycjach informuje, promuje się. Tu tego brak.

Sport w mieście to też inwestycja sama w sobie.

Oczywiście. Masa problemów znika. Mamy ludzi zdrowych psychicznie i fizycznie. I mamy rozrywkę, dzięki której możemy się identyfikować. Że my jesteśmy stąd. Zamiast na wyjazd 40 urzędników, bez mrugnięcia oka dałbym np. 0,5 mln zł na siatkówkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska