Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najfajniejsi faceci są zajęci

Paweł Zarzeczny
Maja Włoszczowska: Czasem trzeba na trening wstać o piątej rano, choć leje. Ale częściej treningi mam w cudownej scenerii, w Alpach albo wokół mojej Jeleniej Góry
Maja Włoszczowska: Czasem trzeba na trening wstać o piątej rano, choć leje. Ale częściej treningi mam w cudownej scenerii, w Alpach albo wokół mojej Jeleniej Góry Dariusz Gdesz
Rozmowa z Mają Włoszczowską, wicemistrzynią olimpijską w kolarstwie górskim i absolwentką studiów matematycznych.

Jest taki stereotyp, że kobieta jest albo piękna, albo mądra. A Pani, okaz prawdziwy, dołożyła jeszcze sukces w sporcie.

Wspaniałych kobiet jest całe mnóstwo. Dla mnie wzorem jest mama, Ewa. Fanatyczka sportu. Ona namówiła mnie na przejście z rekreacji do wyczynowej jazdy, dzięki niej mam upór i wyniki. I sporo cech prawdziwie męskich. Ona się nigdy nie poddawała. W wieku 40 lat otworzyła biznes, kiedy miała straszliwie pod górkę. I wygrała.

A co robi?

Szyje stroje dla kolarzy. To marka Quest.

I to mama namówiła Panią do nauki?

Nie, sama wiedziałam, że sport jest na drugim miejscu. Najpierw nauka!

Ale dlaczego akurat matematyka? Normalne dzieciaki już na samo słowo dostają drgawek.

Nie mam pojęcia. Ale lekcje matmy były dla mnie przygodą. Przeżyciem. Sinus, cosinus, cotangens. Rachunek prawdopodobieństwa. Nie cierpiałam za to historii, geografii. No i skończyło się tak, że skończyłam matematykę na Politechnice Wrocławskiej.

Mogę w takim razie zadać Pani zagadkę? Zadaję ją każdemu, kto uważa, że ma pojęcie o matematyce. Jaką grubość ma gazeta złożona pięćdziesiąt razy?

A jak gruba gazeta?

No, powiedzmy milimetr.

Hm, no to pięć centymetrów, tak?

Rozczaruję Panią. Grubość tej gazety będzie większa niż odległość z Ziemi do Księżyca!

Ależ porażka! Jeszcze mnie z tej politechniki skreślą! Faktycznie, to dwa do pięćdziesiątej potęgi, ogromna liczba! Musimy to pisać?
Pewnie że tak, to ma być prawdziwa rozmowa, a nie laurka dla olimpijskiej medalistki. A propos, ten medal zapewnił Pani dożywotnią emeryturę, ok. 3 tys. zł. Tyle że bez bezpłatnej opieki zdrowotnej, niestety.

Tak? No to muszę tym zainteresować Komisję Zawodniczą przy PKOl. Nie może być tak, że o nasze zdrowie nikt nie zadba. Ja, na przykład, w wieku 25 lat nie mogę już biegać po asfalcie, bo siadają kolana. I kręgosłup. Ale ten raczej przez ślęczenie nad książkami.

Proszę powiedzieć szczerze, czemu tak śliczna dziewczyna wciąż nie ma chłopaka?

Ha, ha! Moja orientacja seksualna jest jak najbardziej w porządku. Ale nie mam na to czasu. Wiele ciekawych znajomości przez to przepada. Często ktoś chciałby się zaangażować, ale ja nie mogę dać gwarancji, że go nie zostawię. A zresztą, co tu się czarować, wszyscy najfajniejsi faceci są już zajęci! Ale żeby nie narzekać tylko: facetów mam i to dwóch naraz.

???

To rower górski i szosowy.

Jak się trenuje kolarstwo górskie?

Czasem można się załamać. Trzeba wstać o piątej rano, a tu leje! Albo jechać kilka godzin na trenażerze, gdzie natężenie zmniejsza się ze 100 do 40 obrotów, aż mięśnie rozrywa! No, ale częściej jednak treningi są w pięknej, boskiej scenerii, jak się na przykład jeździ z Włoch do Szwajcarii przez Alpy. Co za widoki! Albo wokół mojej Jeleniej Góry.

To dlatego nie chce Pani się przeprowadzić do Warszawy?

Oczywiście. W Jeleniej Górze wychodzę z domu i już jestem na trasie górskiej. W Warszawie najpierw godzinę postałabym w korku. W domu urządzam sobie właśnie ładny strych i nigdzie sięnie wybieram!
Czy w kolarstwie kobiet też jest doping?

A skąd! Inaczej byłybyśmy facetami, a czy ja na faceta wyglądam? Zresztą kontrole są bezwzględne. Niedawno mój kolega Sylwester Szmyd brał ślub i nie mógł wyłączyć komórki.

to niby dlaczego?

Kolarz ma być dostępny do kontroli 24 godziny na dobę.

To nic nie łykacie, szczerze? Mój znajomy trener krzyczał zawsze z samochodu: Popij z bidonu!

Dostajemy trochę kofeiny i magnezu. Ale tylko na końcówkę wyścigu, żeby nie dostać skurczów.

Mistrzyni olimpijska Sabine Spitz to dobra zawodniczka?

Super. Ciężko ją wyprzedzić, tak mocno pracuje łokciami i zajeżdża drogę.

Ogra Pani kiedyś Niemkę?

Trochę czasu mam. Bo ona ma 36 lat, a ja 25, a w kolarstwie górskim klasę osiąga się wraz z wiekiem. Ja już miałam medale na MŚ juniorek, w Atenach na igrzyskach byłam szósta, a w Pekinie już druga.

Mawia się czasem, że drugi to zarazem pierwszy przegrany.

Nie zgadzam się. W naszej dyscyplinie w czołówce aż 9 dziewczyn jeździ na zbliżonym poziomie. Czyli w Pekinie mogłam być na przykład 8. A pierwsza byłam zaraz po igrzyskach, w Pucharze Świata w Schladming.
To nie świętowała Pani medalu?

No właśnie nie. Pierwszą imprezę zrobiłam miesiąc po Pekinie. Byłam koszmarnie zmęczona. Nie mogłam podnieść ręki. Jak przyjechałam do domu, to miałam tylko jedną prośbę: Mamo, nalej mi wody do wanny.

Ile zarabia kolarz górski?

Pierwsza trójka: od 200 do 250 tysięcy euro rocznie.

No to ma Pani już finansowy spokój.

Ja nie planuję, i nigdy nie planowałam, żeby żyć ze sportu. Dlatego się uczyłam, uczę i każdemu to radzę.

Co mogłaby Pani teraz robić?

Być aktuariuszem, czyli wyliczać ryzyko w banku, w ubezpieczeniach. Prościej mówiąc: zostać analitykiem finansowym.

W święta wolno Pani nieco podjeść?

Trzeba uważać, bo w górach ten wygrywa, kto wwozi na szczyt mniejszą masę ciała. Ale jakieś 3 kilo mi nie zaszkodzi, szybko zrzucę po Nowym Roku, na nartach w Jakuszycach.

Czyli znów harówka?

Dokładnie! Jak w Pekinie medal w zapasach zdobyła Agnieszka Wieszczek, to dla niej była to głównie fajna przygoda. A mój medal? Tylko ja wiem, ile pracy w to włożyłam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska