Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Szajba": Szaleństwo bez metody

Marta Wróbel
Hans (Marian Czerski) i Mister Ble (Wojciech Ziemiański) o  historii dyskutują przy kiełbasie
Hans (Marian Czerski) i Mister Ble (Wojciech Ziemiański) o historii dyskutują przy kiełbasie Fot. Tomasz Hołod
Rzecz dzieje się w szklarni. Tu dożywotni premier Polski Mister Ble (Wojciech Ziemiański) uprawia rzepak w doniczkach i kiepski seks z przaśną żoną Wiktorią (Kinga Preis). Ale przede wszystkim, "w związku z tym, że wszyscy jego poprzednicy byli idiotami", postanawia zająć się Polską.

"Nie zajmuj się mną", odpowiada na to z offu Polska - Dziwka. Dalej jest jeszcze śmieszniej.
Gdyby "Szajbę" w Teatrze Polskim wyreżyserował debiutant, można byłoby nazwać ją udaną krotochwilą.

Autorka sztuki skorzystała pełnymi garściami ze swojego doświadczenia w pisaniu serialowych scenariuszy.

Ale za inscenizacją sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk stoi sam Jan Klata, więc poprzeczkę należy ustawić wyżej. W przypadku "Szajby" Klaty śmiech to o wiele za mało.

Ale po kolei. Jako urozmaicenie monotonnego żywota szefa rządu pojawiają się w szklarni, niczym deus ex machina, czy raczej wyskakują niczym filip z konopi kujawsko-islamscy terroryści Zachar (Michał Majnicz) i 99 Groszy (Marcin Czarnik). Planują oni zająć miejsce Ble i zrobić z Polski Wielkie Kujawy.

Czy im się to uda? To nieistotne, bo nie o fabułę w "Szajbie" chodzi. Tu autorka sztuki skorzystała pełnymi garściami ze swojego doświadczenia w pisaniu serialowych scenariuszy, m.in. do "Niani". Bo w spektaklu (pokazywanym po raz pierwszy dwa lata temu w Laboratorium Dramatu w Warszawie, wtedy w reżyserii Anny Trojanowskiej) ważniejszy od ciągu przyczynowo-skutkowego akcji jest ciąg skeczy i słownych gierek rodem z sitcomu.

Zabawnych, jak wtedy, gdy Zachar siedzi na sedesie z bombą i wyciąga sobie rzęsę z oka, gdy terroryści tańczą do rytmu hinduskiej bhangi zmieszanej z hip-hopem lub gdy Ble podczas seksu z żoną zajmuje się pseudodemagogią.
Mamy też narodowe stereotypy i historię Polski pokazane w krzywym zwierciadle, kiedy "świadek historii" Niemiec Hans (Marian Czerski) dyskutuje przy kiełbasie o II wojnie światowej i sprawie Żydów albo kiedy Dziwka (Anna Ilczuk) i niejednoznaczni seksualnie Charlie (Bartosz Porczyk) i John (Rafał Kronenberger) podchodzą do testu na polskość.

Naukowiec dzwoni do premiera w sprawie domu spokojnej starości dla lesbijek i tworzy kujawskie neologizmy.

Dodatkowo wyśmiane są, zaliczane do "rodzimych wartości narodowych", patriotyzm (dzieci z "Męczeńskiej dobranocki" uczą się patetycznych pieśni ze słowami "Kujawy, Kujawy, jak pięknie jest umrzeć dla sprawy...") i religia katolicka (wspólne śpiewanie godzinek przez rozerotyzowanych bohaterów przerywa rockowa piosenka o strzelaniu). Wszystko to bawi, czasem zaskakuje.
Brawa należą się wszystkim aktorom Teatru Polskiego, a szczególnie Kindze Preis, Wojciechowi Ziemiańskiemu, Marcinowi Czarnikowi i Edwinowi Petrykatowi, który wcielił się w rolę prof. Jerzego Bralczyka. Naukowiec dzwoni do premiera w sprawie domu spokojnej starości dla lesbijek i tworzy kujawskie neologizmy.

Warto też zwrócić uwagę na świetnie dobraną, jak zwykle przez samego reżysera, muzykę, stopniującą napięcie (m.in. finałowy taniec wszystkich bohaterów spektaklu do piosenki "Another Star" Steviego Wondera).

Dobrze, że na polskiej teatralnej scenie pojawił się niepoprawny spektakl w stylu komedii political fiction, który może wprawić publiczność w konsternację. Brakuje jednak w tym szaleństwie jakiejś metody. Za dużo jest w sztuce oczywistości i absurdalnych skojarzeń, za mało refleksji.

**

Tu znajdziesz więcej zdjęć ze spektaklu

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska