Alina Purzyc w styczniu po godz. 5 rano jechała do pracy, gdy na ul. Piłsudskiego we Wrocławiu wjechał w jej auto inny samochód.
- Uderzenie było tak mocne, że straciłam przytomność. Nie mogłam się ruszać. Gdy się ocknęłam, jakiś mężczyzna pomagał mi odpiąć pasy. To on ze swojej komórki wezwał pogotowie i policję - opowiada wrocławianka. Karetka zabrała ją do szpitala. Okazało się, że pani Alina ma uraz kręgosłupa szyjnego i lędźwiowego. Dostała dwa miesiące zwolnienia lekarskiego, cały czas chodzi na rehabilitację.
Kierowca, który wjechał w auto pani Aliny, nie pokazał policjantom prawa jazdy, miał tylko dowód osobisty. Po badaniu alkometrem okazało się też, że Artur Z. jest pijany - miał blisko 1,8 promila alkoholu w organizmie i trafił do izby wytrzeźwień. Tak wynika z notatki policjantów drogówki. Pani Alina sądziła, że sprawa jest oczywista, a kierowca stanie przed sądem. Ale tak się nie stało.
Po ponad czterech miesiącach Komisariat Policji Wrocław-Stare Miasto umorzył sprawę. Z pisma, które dostała pani Alina, wynika, że nie było podstaw, aby skierować do sądu wniosek o ukaranie "z powodu niewykrycia sprawcy kolizji". Policja jedynie skierowała wniosek do sądu grodzkiego przeciwko Arturowi Z. dlatego, że nie powiedział, kto wtedy kierował autem.
Cztery miesiące policja prowadziła dochodzenie w sprawie kolizji Aliny Purzyc.
- Oniemiałam. Już w czasie przesłuchania mówiłam, żeby policjanci dotarli do tego świadka, który wezwał policję. To nietrudne, bo dzwonił z komórki. I usłyszałam, że to nie jest ważne - oburza się kobieta. Zamierza odwołać się do komendanta miejskiego policji. I złożyć zawiadomienie w prokuraturze. Zdaniem szefa jednej z wrocławskich prokuratur, policjanci już na początku popełnili błędy.
- Nie wiem czemu uznali, że jest to zwykła kolizja, a nie wypadek. Wtedy sprawa byłaby prowadzona jako przestępstwo - uważa.
Zdziwienia nie ukrywa także nadkom. Zbigniew Płudowski, zastępca naczelnik dolnośląskiej drogówki.
- Najlepiej niech ta pani złoży odwołanie do komendanta miejskiego policji.
Mec. Henryk Rossa też ma wątpliwości.
- Sprawa jest niejasna i powinna być ponownie rozpoznana. Nie może być tak, że daje się wiarę jednej osobie. Policjanci koniecznie powinni dotrzeć do świadków, wszystkich przesłuchać jeszcze raz, zrobić konfrontacje - wylicza. Zaznacza, że sprawa nie jest przesądzona. - To, że ktoś idzie w zaparte i twierdzi, że jest niewinny, nie oznacza, że nie poniesie kary.
Zapytaliśmy o zdanie policjanta z innego miasta.
- Pijani sprawcy wypadków twierdzą często, że to nie oni kierowali autem. Aby nie mieć wątpliwości, kierowałem zawsze wnioski do sądu - niech rozstrzygnie, kto prowadził auto - przyznaje Jerzy Sierpiński, emerytowany policjant z jeleniogórskiej drogówki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?