Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Adam Boniecki skończył 75 lat

Marek Bartosik
Ks. Adam Boniecki mówi, że fajkę trzeba nabić, potem poprawić tytoń, a to daje czas, żeby się zastanowić, co powiedzieć
Ks. Adam Boniecki mówi, że fajkę trzeba nabić, potem poprawić tytoń, a to daje czas, żeby się zastanowić, co powiedzieć Adam Chełstowski/Forum
O fajce i o życiu z redaktorem naczelnym "Tygodnika Powszechnego" rozmawia Marek Bartosik

Jubileusz Księdza najwyraźniej potwierdza prawdziwość powiedzenia, że fajka mniej szkodzi.

Palę ją już chyba 45 lat i nie czuję żadnych ujemnych tego skutków. Paliło wielu w mojej rodzinie, ojciec też, więc może odporność przenosi się z pokolenia na pokolenie. A fajka ma swoje znaczenie... Nawet duszpasterskie. Jak ktoś, kto boi się zbliżyć do Kościoła zobaczy, że ksiądz Boniecki pali fajkę, to powie: "A to swój chłop musi być, można z nim rozmawiać". Poza tym fajkę trzeba nabić, potem poprawić tytoń, a to daje czas, żeby się zastanowić, co powiedzieć.

Ale trzeba spowiadać się z tej fajki?

Z nadużywania tak, a ja przecież nie nadużywam.

Co i kto pomógł Księdzu stać się takim duchownym, jakim Księdza znamy?

Nie wiem, jakiego mnie znacie... Na to jacy jesteśmy, wielki wpływ mają ludzie, których spotykamy. Dla mnie takim mistrzem był ks. Bronisław Bozowski, którego spotkałem jeszcze w Warszawie jako kleryk. On mocno odbiegał od polskiego schematu księżowskiego. Podobnie mocno wpłynął na mnie Jerzy Turowicz. Mieszkałem jako sublokator w jego mieszkaniu. Obcowanie z tym światem, tymi ludźmi, tą rodziną otworzyło przede mną bardzo wiele horyzontów. Pracując w duszpasterstwie akademickim miałem niezwykłego proboszcza biskupa Pietraszkę. Pracowałem w ścisłym kontakcie z późniejszym papieżem Janem Pawłem II. Na sposób mojego istnienia wpłynęły też mikroświaty, w których żyłem.

Najpierw moja rodzina, składająca się z ludzi czytających, myślących. To było środowisko przedwojennego ziemiaństwa, jednak elita kulturalna Polski z pewnym stylem, hierarchią wartości nie opartej na tym, co się posiada, ale kim się jest. Prawość czy potrzeba zaangażowania w wartości wyższe zostały mi wpojone od dzieciństwa przez rodziców. Potem było szeroko pojęte środowisko "Tygodnika Powszechnego", co z kolei zaowocowało moim otwarciem się na środowiska dawnej opozycji, z którą jakoś tak samoczynnie się związałem. Ks. Wojtyła w czasach PRL zlecił mi pracę w duszpasterstwie akademickim, czyli w bezlitosnym środowisku studenckim, które nie waha się stawiać najtrudniejszych pytań, rozliczać swego duszpasterza z tego kim jest. A to oczyszcza z takich nabożnych banałów i frazesów. Można by jeszcze długo wyliczać. W każdym razie jestem bardzo wdzięczny Panu Bogu, że tak się to ułożyło.Co daje Ksiądzu poczucie sensu tych 75 lat?

W tym wieku biskupi i profesorowie składają rezygnacje więc i ja zdaję sobie sprawę, że to czas schodzenia ze sceny. Daleki jestem od poczucia satysfakcji ze zrobienia czegoś wielkiego czy poniesienia ogromnych zasług. Raczej jestem świadomy wielu bezpowrotnie straconych możliwości. Te 75 lat, które mi się trafiło przeżyć, uważam jednak za niezwykle ciekawe. Bardziej czuję się w nadmiarze obdarowany niż zasłużony.

Bywa Ksiądz nazywany prymasem de facto. To z powodu otwartości w wypowiadaniu się na tematy publiczne i wagi tych wystąpień. Czy czasem ta rola jest uciążliwa?

Tego określenia o sobie nie słyszałem. Ani nie miałem takich ambicji, ani nie chciałbym narazić się jakiemuś prymasowi, jako ktoś, kto zagraża jego pozycji. Jestem w wieku emerytalnym, to chyba już nie zagrażam. Taka komentatorska aktywność nigdy mi nie ciążyła. Wprost przeciwnie, wpisuje się w moją wizję bycia księdzem, który ma określać stanowisko, łączyć, a nie dzielić. To, co ma do powiedzenia, powinno zostać powiedziane. Ja to robię z przyjemnością i świadom, że za każdym razem ryzykuję, iż wyjdę na idiotę. Bo gdy człowiek w telewizji mówi w sprawach bardzo ważnych dla wielu ludzi komentarz, z którego wykroją jeszcze jakieś kawałeczki, ryzykuje, że ta opinia może okazać się niefortunna. Mam na tyle pokory, by nie udawać mędrca, ale z drugiej strony wręcz potrzebę, by się wypowiedzieć, rozeznając wcześniej sprawy według mojego sumienia. Nigdy mi to nie ciążyło, nie zajmowało wiele czasu. Chodzi przecież zwykle o aktualne, ważne sprawy, z którymi i ja jakoś się mocuję. Gdy ktoś chce ze mną na ten temat rozmawiać, to muszę swoje poglądy wyartykułować, a to pomaga w moim myśleniu i wchodzi w nurt mojego zajęcia jako redaktora "Tygodnika".

Ks. Adam Boniecki urodził się w Warszawie. Jako 18-latek wstąpił do zakonu marianów. Studiował filozofię na KUL. Był duszpasterzem akademickim w krakowskim kościele św. Anny. W latach 1979-1991 kierował polskim wydaniem "L'Osservatore Romano". Był też przełożonym generalnym zgromadzenia marianów. Z "Tygodnikiem Powszechnym" związany jest od 1964 roku, a od 1999 jest jego redaktorem naczelnym.

Obszerna rozmowa z ks. Adamem Bonieckim
w sobotnio-niedzielnym wydaniu "Gazety Krakowskiej"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska