MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Pomóżcie, wasz szpik może uratować życie"

Maria Olszowska
Alicja Sokulska-Wieloch z Nowego Sącza od siedmiu lat żyje inaczej. Cieszy się każdym dniem. Stara się wykorzystać każdą chwilę. I dwa razy w roku obchodzi urodziny - te pierwsze, biologiczne i te drugie - kiedy narodziła się na nowo po przebytej chorobie.

Uratował ją przeszczep szpiku kostnego. Dawcą był jej brat, Bogusław Sokulski. Teraz oboje włączają się w akcję, której pomysłodawcą jest student piątego roku Wyższej Szkoły Biznesu - Tomasz Oćwieja. Chcą, aby do banku szpiku zapisało się jak najwięcej osób i tym samym zwiększyła się szansa na wyleczenie dla tysięcy chorych ludzi.

Choroba pani Alicji zaczęła się banalnie.
- W 2002 roku, smarując się kremem, wymacałam sobie niewielki węzeł chłonny w okolicach nadobojczykowych. Jestem z wykształcenia biologiem i wiedziałam, że to jest poważna sprawa i coś niedobrego - opowiada.

Kiedy jednak poszła do lekarzy, ci zbagatelizowali problem, ponieważ wszystkie wyniki badań pani Alicji były bardzo dobre. W końcu, na wyraźną prośbę pacjentki, jeden z nich wyciął węzeł. Wysłano go do analizy.

- Na diagnozę czekałam cztery miesiące, podczas których robiłam wszelkie możliwe badania, a wycięty węzeł jeździł po klinikach na całym świecie. Sama zgłosiłam się do instytutu hematologii w Krakowie. Wyniki badań nadal miałam dobre i czułam się całkiem nieźle.

Wreszcie przyszła odpowiedź - nowotwór węzłów chłonnych, szczególnie oporny na chemio- i radioterapię.

- Nie przyjęłam tego do świadomości - mówi pani Alicja. - W tym samy czasie zmarł mój tata, a syn był umierający. Cudem wyszedł z poważnej choroby, chociaż dawano mu niewielkie szanse. Myślę, że stres spowodowany między innymi tymi przeżyciami wywołał u mnie tę chorobę.

Sądeczanka spędziła w krakowskiej klinice wiele miesięcy. Najpierw jeździła na chemioterapię - sześć tygodni w szpitalu, dwa tygodnie w domu. I tak przez dwa lata. W klinice nazywali ją "Żelazną damą".

- Znosiłam dobrze wszystkie kuracje. Kilkuletnia, ciężka chemioterapia nie robiła na mnie wrażenia. Ale nie robiła też wrażenia na mojej chorobie, która się rozwijała.

Podczas pobytu w klinice, pani Alicja zauważyła wielu młodych ludzi, przerażonych swoją chorobą, załamanych, nie mogących się z nią pogodzić. Zaczęła z nimi rozmawiać, prowadziła warsztaty.

- Byłam wtedy po czterdziestce, doświadczyłam już w życiu miłości, miałam rodzinę, dzieci, pracę, wiele rzeczy udało mi się już zrealizować i przeżyć, a ci młodzi ludzie dopiero zaczynali życie, mieli siedemnaście czy osiemnaście lat i plany. Całe życie było przed nimi, a tymczasem choroba mogła to wszystko zniszczyć.

Pobyt w klinice był bardzo długi - trudno leczyłam się z choroby. Zadziwiające było jednak to, że rak nie zaatakował szpiku kostnego, który szybko regenerował się po każdej kolejnej dawce chemii. Lekarze postanowili więc, że dokonają autoprzeszczepu. Szpik pobrali z talerza biodrowego kobiety.

- Pobranie szpiku nie boli, na drugi dzień zupełnie normalnie funkcjonowałam - mówi pani Alicja.
Po dłuższym czasie, sądeczance podano szpik w dwóch dawkach. Jednak osłabiony chorobą organizm nie poradził sobie. Choroba przyspieszyła. Jedyną szansą był przeszczep szpiku od dawcy z rodziny. Lekarze przyszli do izolatki, w której leżała pani Alicja i powiedzieli, że zrobili już wszystko, co możliwe. Chcieli, aby zdecydowała, czy chce mieć przeszczep szpiku. Wiązało się to z dużym ryzykiem - organizm mógł nie przetrzymać chemioterapii przeszczepowej trwającej siedem dni non stop.

- Zgodziłam się, nie miałam nic do stracenia. Na szczęście mój brat okazał się idealnym dawcą - mówi pani Alicja. - Był moją jedyną szansą - nie mam więcej rodzeństwa. Miałam też sporo szczęścia, że była zgodność antygenów. Znałam kobietę z Zakopanego, która miała siedmioro rodzeństwa i z żadnym z nich nie miała zgodności. Nie doczekała się dawcy...

Po udanym przeszczepie, lekarze śmiali się, że pani Alicja była już dwoma nogami i jedną ręką na tamtym świecie, a jedną ręką wciąż się trzymała życia.

Pani Alicja i jej brat Bogusław (oboje pracują w Wyższej Szkole Biznesu), włączyli się w akcję "Studenci w walce przeciw białaczce". Podczas niej wszystkie zdrowe osoby w wieku 18-55 lat mogą bezpłatnie zarejestrować się w bazie potencjalnych dawców komórek macierzystych. Wystarczy oddać pięć mililitrów krwi potrzebnej do przeprowadzenia badania genetycznego. Inni mogą wspomóc projekt, wrzucając datki do puszki ustawionej w holu WSB-NLU.

O akcji, do której codziennie przyłączają się koljne osoby i instytucje, będziemy informować w "GK".

17 listopada w Wyższej Szkole Biznesu - NLU odbędzie się akcja "Studenci w walce przeciw białaczce". Każdy z nas może się wtedy zapisać do banku szpiku i kogoś uratować.__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska