Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemcy idą, czyli Śląsk według ojca Rydzyka

Sławomir Cichy, KK
Dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości mają podobno świadczyć o eksponowaniu niemieckiego stylu
Dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości mają podobno świadczyć o eksponowaniu niemieckiego stylu Fot. ARC
Manipulacja faktami mająca na celu podsycanie wśród Polaków niemieckiej fobii i nieufności w stosunku do Ślązaków - tak najkrócej można określić artykuł pt. Germanizacja małymi krokami, który ukazał się w Naszym Dzienniku, gazecie ojca Tadeusza Rydzyka.

Nasz Dziennik uważa, że na Górnym i Dolnym Śląsku powstaje coraz więcej inicjatyw promujących niemiecki, a zwłaszcza pruski okres w historii obu regionów. Mają o tym świadczyć według gazety m.in. walka o prawo do wywieszania na stadionach transparentów z napisem Oberschlesien (Górny Śląsk), powracanie przez lokalne samorządy do poniemieckich nazw pod hasłem dekomunizacji, dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości czy pojawiające się coraz to nowe pomysły z dziedziny kultury na eksponowanie niemieckich akcentów, takie jak choćby otwarcie 17 września wystawy w Muzeum w Rudzie Śląskiej pt. Górnoślązacy w reprezentacjach narodowych w piłce nożnej wczoraj i dziś.

Koronnym dowodem na postawioną w materiale tezę jest otwarcie w Katowicach Muzeum Hansa Klossa, gdzie można kupić kubki z bohaterami w niemieckich mundurach. Zdaniem gazety o. Tadeusza Rydzyka to tylko niektóre działania idące ku podkreśleniu odrębności Śląska od Polski.

Senator Kazimierz Kutz nie ma wątpliwości. - Nasz Dziennik manipuluje faktami, a miejscami wręcz pisze nieprawdę - twierdzi Kutz. Zwłaszcza informacja o tym, że przywracanie dwujęzycznych nazw miejscowości jest przykładem na działania wbrew interesom narodowym musi budzić sprzeciw i oskarżenia o manipulowanie faktami. Przecież takie prawo zostało uchwalone przez polski Sejm w ustawie o mniejszościach narodowych z 2005 r. Warunkiem jest tylko to, by przedstawiciele mniejszości stanowili ponad 20 proc. mieszkańców danej gminy. W całym kraju z takiego przywileju może skorzystać tylko 51 z 2489 gmin. Prawo to nie dotyczy tylko nazw niemieckich ale także czeskich, litewskich, białoruskich czy ukraińskich.

Z kolei profesor Ryszard Kaczmarek, historyk, kierownik Zakładu Historii Śląska UŚ, uważa tezy zawarte w materiale za niedorzeczne. - W wielu wypadkach nawet wskazane jest używanie oryginalnych nazw niemieckich. W przeciwnym razie dochodzić może wręcz do fałszowania historii. Używanie dla Auschwitz polskiej nazwy Oświęcim mogłoby przecież sugerować, że Polacy mieli coś wspólnego z obozem zagłady - dowodzi historyk. Badając tekst Naszego Dziennika uzyskaliśmy potwierdzenie, że w kilku wypadkach autorzy napisali wprost nieprawdę aby wzmocnić wydźwięk materiału.
Regermanizacja Górnego i Dolnego Śląska staje się faktem. Dzieje się tak za sprawą nie samych Niemców, ale o dziwo w głównej mierze przez nieprzemyślane działania władz samorządowych. Takie rewelacje przynosi wczorajszy Nasz Dziennik manipulując faktami i co gorsza wypowiedziami osób występujących w tekście pt. Germanizacja małymi krokami.

Gazeta zwróciła uwagę nie tylko na dwujęzyczne nazwy miejscowości, które zaczęły pojawiać się na Śląsku, ale - jak to określa - promowanie imprez kulturalnych z niemieckim kontekstem w tle. Dowiadujemy się, że od 17 września Muzeum Miejskie w Rudzie Śląskiej gościć będzie wystawę powstałą z inicjatywy Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz lokalnego koła RAŚ - "Górnoślązacy w reprezentacjach narodowych w piłce nożnej wczoraj i dziś". Autorzy tekstu w Naszym Dzienniku niczym wytrawni śledczy chwalą się, że ustalili, że chodzi o reprezentacje Polski i Niemiec. Krzysztof Gołąb, historyk z rudzkiego muzeum na łamach gazety o. Rydzyka informuje, że placówka ta ze swej strony jedynie dołoży do wystawy materiały dotyczące Górnoślązaków - reprezentantów Polski, takich jak Jan Beniger, Gerard Wodarz czy Ernest Pohl.

W rzeczywistości Gołąb pytany o wystawę wyjaśnił dziennikarzom Naszego Dziennika, że chodzi o materiały, które publikowane są od wielu lat. Wcześniej wystawa była prezentowana m.in. na Stadionie Śląskim. - To nic nowego. Podkreślamy w niej zasługi Ślązaków dla sportu - mówi Krzysztof Gołąb dodając, że stawianie tych ludzi, muzeum i wystawy w pejoratywnym świetle jest nadużyciem, a jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu, a tym samym zmanipulowana.

Wpisanie przez Nasz Dziennik na listę przedsięwzięć, których działania skierowane są na podkreślenie odrębności Śląska od Polski "Muzeum Hansa Klossa" zaszokowało jego twórcę Piotra Owcarza.
- Nawet nie wiem jak skomentować te niedorzeczności - mówi Owcarz.

To jednak nie koniec rewelacji jakie przynosi dziennik ojca Rydzyka. Gazeta wskazuje na Ruch Autonomii Śląska, jako główną organizację, która uwypukla niemieckie akcenty na Śląsku stając ostatnio w obronie kibiców Ruchu Chorzów po tym, jak PZPN zakazał wywieszania na meczach transparentu z napisem Oberschlesien twierdząc, że na terenie Rzeczypospolitej nazwy geograficzne powinny być pisane w języku polskim.

Szef RAŚ Jerzy Gorzelik nie ukrywa, że zarzucił PZPN naruszenie Konstytucji RP, której przepis mówi o tym, że "Rzeczpospolita Polska zapewnia obywatelom polskim należącym do mniejszości narodowych i etnicznych wolność zachowania i rozwoju własnego języka, zachowania obyczajów i tradycji oraz rozwoju własnej kultury", a także naruszenie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych. Zdaniem RAŚ, decyzja PZPN ogranicza wolność słowa i lekceważy tradycję górnośląskiej
wielokulturowości. - Ale transparenty nie mają nic wspólnego z regermanizacją. Niemiecki ma swoje miejsce w dziedzictwie kulturowym Górnego Śląska, czy to się komuś podoba czy nie. Szowinizmem jest piętnowanie języka niemieckiego jako niemile widzianego w polskiej przestrzeni publicznej. Nazwa Oberschlesien nie jest obraźliwa ani dla Polski, ani dla Polaków. Nie widzę więc powodu, dla którego miałaby być piętnowana - mówi Gorzelik.
Podobnego zdania jest Kazimierz Kutz, który przypomina o polskich i śląskich napisach na transparentach, które można zobaczyć podczas ligowych meczów FC Schalke 04 Gelsenkirchen czy Borussi Dortmund.
- Kluby te były zakładane również przez Ślązaków, którzy wyemigrowali do Zagłębia Ruhry za chlebem. Wielu do dziś chce w ten sposób zamanifestować swoją odrębność. Jednak nikomu tam do głowy nie przyjdzie nie tylko zakazywać wywieszania takich napisów, ale także patrzyć na nie przez pryzmat separatyzmu - mówi Kutz.

Zarzuty Naszego Dziennika dotyczące regermanizacji Dolnego Śląska, a w szczególności Wrocławia również są zaskakujące. Pierwszy dotyczący zmiany nazwy Hali Ludowej na Halę Stulecia, która to nazwa zdaniem "Naszego Dziennika" upamiętnia historyczne zwycięstwo Prusaków nad Napoleonem (w Bitwie Narodów pod Lipskiem, w 1813 roku), przypomina strzał kulą w płot. Dr Jerzy Ilkosz, szef Muzeum Architektury we Wrocławiu, już wielokrotnie tłumaczył, że wbrew obiegowej opinii, Hala wcale nie została wystawiona przez władze Wrocławia dla upamiętnienia Bitwy Narodów. Decyzja o budowie podjęta przez liberalną radę miejską miała upamiętnić proklamację Fryderyka Wilhelma III Do mojego ludu, w której król wzywał do wspólnej wojny o wyzwolenie "spod obcych władców". Wrocławscy rajcy, jak na liberałów przystało, uznali ten tekst za deklarację podzielenia się władzą z narodem. W efekcie doszło do skandalu - obrażony cesarz Wilhelm II nie dał ani marki na budowę Hali i nie zjawił się na jej otwarciu.

Kolejny podnoszony argument o poważnych przymiarkach do zmiany nazwy mostu Grunwaldzkiego na Cesarski (obchodzący za rok stulecie most przed II wojną światową nosił nazwę Kaiserbruecke) wart jest doprecyzowania - nigdy na sesji rady miejskiej Wrocławia nie stanął taki wniosek. I wreszcie ostatni zarzut dotyczący lekcji muzealnych mających odkryć przed młodzieżą szkolną tajemnice ratusza, których temat brzmiał Rozprawa sądowa i złożenie hołdu królowi pruskiemu. Dla Naszego Dziennika i jego eksperta, prof. Grzegorza Kucharczyka, to kolejny dowód na pełzającą strategię regermanizacyjną. Dla większości wrocławian jest to jedna z wielu lekcji o skomplikowanej przeszłości miasta.

W roli eksperta występuje w tekście Naszego Dziennika Rajmund Pollak, były radny Sejmiku Województwa Śląskiego, który piętnuje władze państwowe i lokalne, za zbyt małą troskę o uszanowanie symboli państwowych i o godność Narodu Polskiego. Według niego, działania takich organizacji jak RAŚ, Ruch Narodowości Śląskiej czy Ruch Wypędzonych, jak również zamieszkujących w Polsce nacjonalistów niemieckich mają wspólny mianownik. - Tu nie chodzi o język niemiecki, kulturę niemiecką, ale o rozbicie Polski - grzmi Pollak z rydzykowej ambony.

Kazimierz Kutz, nie kryje zażenowania oceną sytuacji na Śląsku przez gazetę redemptorysty. - Kiedy czytam teksty w Naszym Dzienniku, które pod płaszczykiem obrony historycznej prawdy i interesu narodowego fałszują ją albo manipulują faktami, zawsze się zastanawiam, czy jest to robione z rozmysłem, czy z głupoty. Chcę wierzyć, że chodzi o to drugie, bo wówczas wystarczy otworzyć specjalny szpital leczący określone jednostki chorobowe i skierować tam autorów takich bzdur, by nie zarażali nimi innych - podsumowuje Kutz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!