18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziobro nie przeprosił

Agata Pustułka
Mikołaj Suchan
Henryk Blida po dwóch latach od samobójczej śmierci swojej żony Barbary w rozmowie z Agatą Pustułką wraca do tamtego tragicznego poranka, do działań funkcjonariuszy ABW i ich politycznych mocodawców oraz opowiada o swojej rodzinie

Zaczął pan palić papierosy?

Przestałem kilka lat temu, zaraz po zawale. Żona prosiła. Potem podpalałem trochę w tajemnicy. Po jej śmierci znowu sięgnąłem po papierosy. Nie dałbym rady bez nich wytrwać.

W sobotę miną dwa lata od dnia samobójstwa żony. Pan nie ma wątpliwości, że było to samobójstwo?

Nie mam. Żona nie zginęła w czasie szamotaniny z funkcjonariuszką ABW. Gdy Basia weszła do łazienki, ta kobieta siedziała na oparciu fotela tuż przy wejściu, a dwaj inni agenci byli ze mną w salonie. Nie mam pojęcia, czy przeszukała żonę, ale na pewno siedziała na tym oparciu w czasie wystrzału.

Czy żona mogła zaplanować wcześniej swoją śmierć na wypadek zatrzymania, czy był to efekt impulsu?

Często o tym myślę. Broń, całkowicie legalną, mieliśmy od kilku lat. Przechowywaliśmy ją w kasie pancernej na piętrze. Była naładowana nabojami, które teoretycznie nie miały prawa zabić.

Może żona chciała się tylko zranić?

Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Ale nie sądzę, by tak właśnie planowała.

Ekspertyzy balistyczne mówiły o dziwnym wlocie kuli, który wskazywał, że żona z wielką trudnością mogła skierować lufę pistoletu w środek serca.

Ale tam właśnie ją wycelowała. To co stało się w tej łazience pozostanie jej tajemnicą.

Żona wiedziała, po co przyszli agenci?

Tak. To ona rozmawiała z nimi przez domofon, a ja w kapciach zszedłem otworzyć furtkę. Zresztą, po co przychodzi się o szóstej rano? Przyszli i przynieśli śmierć.

Jak się tego ranka zachowywała żona?

Basia zawsze była bardzo spokojna, opanowana. Nigdy nie wpadała w histerię. Wtedy też nic nie dała po sobie poznać.
Była przygotowana, że pewnego dnia do waszych drzwi może zapukać ABW?

Gdy wcześniej wzywano ją do prokuratury, np. w sprawie wyjaśnienia budowy domu w Szczyrku, stawiała się zawsze. Uważaliśmy, że wyjaśnienia i przedstawione dokumenty wystarczą. Nie mieliśmy świadomości, że żona jest celem tak ogromnej akcji wywiadowczej, że w sprawę są zaangażowani minister sprawiedliwości i premier.

Dziś nie da się ze stuprocentową pewnością zrekonstruować przebiegu wydarzeń. Ślady zostały zatarte. Celowo, czy wskutek paniki?

To wszystko trwało kilka minut. Kiedy stałem z agentami w pokoju, żona najpierw zadzwoniła do pani mecenas, a po rozmowie z nią spytała funkcjonariuszy, czy może iść umyć zęby. Zgodzili się. Agentka poszła za nią. Za moment usłyszałem huk. Nie miałem pojęcia, że to wystrzał. Sądziłem, że żona może zemdlała i upadła. Pobiegłem do łazienki. Jeden z funkcjonariuszy klęczał przy żonie i prosił: pani Basiu niech pani nie odchodzi, niech pani nie odchodzi. Mnie kazali wyjść z domu i wskazać drogę karetce pogotowia. Działałem w szoku i wyszedłem. Teraz postąpiłbym inaczej. Zostałbym w mieszkaniu, przy Basi. Przynajmniej wiedziałbym o czym mówili i co robili.

Dom został przeszukany?

Od parteru po garaże. Zabrano wiele dokumentów, nawet sprawozdanie finansowe z prowadzenia biura poselskiego oraz, nie wiadomo po co, puste druki. Zresztą, wszystko mamy sfotografowane i ponumerowane. Syn robił zdjęcia.

W poniedziałek prokuratura w Łodzi skierowała akt oskarżenia przeciwko por. Grzegorzowi S., który brał udział w próbie zatrzymania pana żony. Satysfakcjonuje pana ta decyzja?

Zaraz po śmierci żony liczyłem, że sprawa będzie przebiegać szybko, że wystarczy rok, aby wyjaśnić okoliczności jej zatrzymania i śmierci. Porucznik S. nie przyjechał przecież do naszego domu z własnej woli. Ktoś wydał mu rozkaz. Przedtem ktoś bardzo drobiazgowo opracował plan akcji. Razem z wykorzystaniem tej cholernej kamery, która miała nagrywać wyprowadzenie żony z domu.
Czy przed zatrzymaniem żona była podsłuchiwana, śledzona?

Te wszystkie trzaski w telefonach, przerwy w rozmowach, stuki. Dziecko by się zorientowało. Poza tym znaliśmy auta sąsiadów, a z okien naszego domu świetnie widać ulicę i każdy nowy samochód był natychmiast rozpoznany. W kluczowych dla tej sprawy tygodniach przed naszym domem stał zadbany maluch. Nikt do niego nie wsiadał, nikt nie wysiadał. Trwały roboty drogowe, a jego nikt nie ruszał. Zniknął dopiero kilka tygodni po śmierci żony. Dziś nawet nie wiem, czy te wszystkie działania podsłuchowe były legalne.

Żona widziała ten ruch wokół swojej osoby?

Tak. Mówiła mi o tym. Raz zadzwoniła do mnie z drogi. Jechała do Warszawy, a za nią non stop jakieś auto. Próbowałem tłumaczyć jej, uspokajać, że to przypadek. Innym razem, już w Siemianowicach, pomyliła drogę, przejechała wjazd i usiłowała zawrócić. Akurat tę samą "pomyłkę" popełnił jadący za nią kierowca. Wtedy była pewna, że już za nią jeżdżą, jak za przestępcą. Jakby zająca gonili. A teraz czytam w gazetach, że sprawą mojej żony przed jej zatrzymaniem zajmowało się co najmniej 8 funkcjonariuszy ABW. Chyba Dochnalem tylu się nie zajmowało.

Pani Barbara mogła się czuć zaszczuta?

To była bardzo silna osoba. Nie dałaby się złamać. Ale my nie rozmawialiśmy wiele o tej sprawie, bo właściwie nie było dla nas żadnej sprawy.

Podobno współpracujący z ABW informowali państwa znajomych o czekających żonę problemach. Życzliwie donosili, wytwarzali atmosferę strachu?

Do mnie takie informacje nie doszły. Może do żony ktoś coś mówił, ale mnie tego już nie przekazywała.

Może żona chciała pana chronić. Nie martwić...

Nigdy się do końca nie wejdzie w myśli drugiego człowieka. My byliśmy bardzo dobrym małżeństwem, zgranym i ufaliśmy sobie. Ale wtedy w tej łazience też sama zdecydowała jak postąpić.
Wie pan na jakim etapie znajduje się prokuratorskie śledztwo?

Prokuratura w Łodzi jest wyjątkowo szczelna, jeśli chodzi o informacje. Nie mam pojęcia, na jakim są etapie w rozwikłaniu poszczególnych wątków. Sprawę polityczną, tj. udziału ministra Ziobry i premiera Kaczyńskiego, wyłączono do oddzielnego postępowania.

Ogląda pan relacje z posiedzeń komisji śledczej?

Staram się. Miała być to komisja jawna, a połowa spraw jest tajnych. Przesłuchiwani zasłaniają się tajemnicą i nie pamiętają wiele z wydarzeń, choć minęły tylko dwa lata.

Niektórzy członkowie komisji uważają, że potrzebna jest nowa wizja lokalna. Wpuści ich pan za próg?

Ich tak, ale żadnych kamer do domu nie wpuszczę.

Śledczy starają się udowodnić polityczną odpowiedzialność ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratorów, którzy chcieli zrobić z żony szefa korupcyjnego układu. Uważa pan, że im się to uda?

Minister Ziobro w dniu śmierci mojej żony z sejmowej trybuny wypowiedział wiele nieprawdziwych, krzywdzących żonę słów. Liczę, że któregoś dnia zdobędzie się na odwagę i z tej samej trybuny przeprosi nas za słowa, które wypowiedział.

Wierzy pan, że Ziobro poniesie odpowiedzialność?

Nie. To sprytny człowiek.

A premier Kaczyński, u którego odbywały się narady prokuratorów w sprawie zatrzymania żony?

Jeszcze bardziej nie wierzę. Żadnej z tych osób nie spotkały dotąd konsekwencje.

Czy spotkał się pan z Barbarą K., której zeznania pogrążyły pana żonę?

Dwa razy w sklepie ją widziałem. Wyglądała jakby się celowo przebrała, ale ja to akurat ją rozpoznałem.
Jak wyglądała?

Wielkie ciemne okulary. Kurtka panterka z napisem "Ustka".

Zamienił pan z nią słowo?

Nie. Nie zamierzam. Nie chcę znać tej osoby. To nie jest sprawa na przepraszam. To za mało na to, co zrobiła.

Ona nie próbowała się przed panem wytłumaczyć?

Nie. Ale ja nawet nie chciałbym jej wysłuchać. Zresztą, co mogłaby powiedzieć? Teraz nie ma to żadnego znaczenia.

Czym się pan teraz zajmuje?

Przede wszystkim wnuczką, tj. córką córy. Chodzi do przedszkola i jest rezolutną dziewczynką. Na spacery z naszą goldenką Kają wychodzę. Staruszka ma już 13 lat, ale krok w krok łazi za mną. Niedawno spotkało nas nieszczęście, zmarł szwagier. Teraz z siostrą żony sami zostaliśmy w domu: ona na piętrze, a ja na dole.

A dzieci?

Dbam, żeby co tydzień na niedzielny obiad przychodziły. Żeby choć to jedno było jak dawniej. Siadamy przy stole, jemy rosół, rozmawiamy. Mieszkamy blisko siebie. Co sobotę jestem na cmentarzu.

Na nagrobnej płycie zostawił pan puste miejsce. Dla siebie?

My Ślązacy już tacy jesteśmy - planujemy z wyprzedzeniem. Pomnik wybierała dla swoich rodziców Basia. Często znajduję na nim znicz. Zapalają je obcy ludzie, którzy pamiętają o Basi. Niektórzy mówią, że czas leczy rany. Ja z tą raną muszę żyć do końca, jak cukrzyk ze swoją chorobą. Raz się ta rana otworzy, a raz lekko zabliźni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!