Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót na Śląsk pruskich von Donnersmarcków

Jerzy Gorzelik
Książę Guidotto Henckel von Donnersmarck ze świerklanieckiej linii rodu, doktor prawa, dziś mieszka w Bawarii
Książę Guidotto Henckel von Donnersmarck ze świerklanieckiej linii rodu, doktor prawa, dziś mieszka w Bawarii Fot. KRZYSZTOF SZENDZIELORZ
Władze Katowic boją się konfrontacji swoich osiągnięć z dokonaniami pruskich przemysłowców. Powiedzenie sprzed stu lat "Berlin - große Großstadt, Breslau - große Kleinstadt, Kattowitz - kleine Großstadt" nadal jest aktualne.

Czyn ludu śląskiego unaocznił światu, że nie pruscy przybysze, ale naród polski jest prawowitym gospodarzem tej ziemi, w którą wrósł niby dąb potężny i której - wierny nakazom - ojców - gotów jest bronić do ostatniego tchu - słowa te, wypowiedziane 1 września 1967 roku na uroczystości odsłonięcia katowickiego monumentu powstańców śląskich, jasno wyznaczyły dokonaniom górnośląskiej arystokracji miejsce w zbiorowej niepamięci. A że najlepszą metodą obrony jest atak, władza ludowa przypuściła zdecydowany szturm na materialną spuściznę "pruskich przybyszów". Zgodnie z deklaracją "broniła do ostatniego tchu", aż po wielu pomnikach świetności wielkich rodów nie pozostał kamień na kamieniu.

Florian Donnersmarck, urodzony w Kolonii, dostał Oscara za film "Życie na podsłuchu". Składając kiedyś autograf głowie rodu, dopisał: "Ślązak Ślązakowi"

Zburzono francuskie, bo było niemieckie
Na dziedzictwie twórców potęgi górnośląskiego przemysłu w oczach PRL-owskich władz ciążyła podwójna skaza. Zgodnie z postrzeganiem historii regionu przez pryzmat permanentnej "walki o wyzwolenie narodowe i społeczne", było ono dziełem germanizatorów, a zarazem wyzyskiwaczy, żerujących na zdrowej tkance uciemiężonego ludu. Wyrywanie z korzeniami kolejnych świadectw ich słusznie minionej prosperity urastało do rangi aktu sprawiedliwości dziejowej. Tak z górnośląskiego pejzażu zniknęła imponująca rezydencja Henckli von Donnersmarcków w Świerklańcu, a miechowicki pałac Tiele-Wincklerów obrócony został w kupę gruzu. Nad świerklanieckim parkiem rozlega się chichot historii. Gdy Guido Henckel von Donnersmarck zlecał budowę nowej siedziby według projektu uznanego francuskiego architekta Hectora Lefuela, na głowę hrabiego, człowieka tyleż majętnego, co skłonnego do ekstrawagancji, sypały się gromy. Nie przebrzmiały jeszcze echa wojny francusko-pruskiej i nacjonalistycznie usposobiona część niemieckiej opinii publicznej upodobanie do paryskiego szyku postrzegała w kategoriach narodowej zdrady. "Dekadencki" gust Guida nie zyskał uznania również w oczach nowych administratorów Śląska po roku 1945. "Mały Wersal" wysadzono w powietrze w 1962 roku na polecenie Powiatowej Rady Narodowej w Tarnowskich Górach. Tym razem w imię walki z niemczyzną.
Od głupich do wyczekiwanych
Podobny los spotkał pałac w Reptach. O Donnersmarckach jeżeli pisano, to wyłącznie w zgodzie z obowiązującą wizją klasy próżniaczej, jak w książce Wilhelma Szewczyka: "Hrabiowie z brodami i bez bród, hrabianki głupie i sprzedawane za byle kilka hektarów sędziwego, omszałego boru, wojowniczy kuzyni i przedsiębiorczy po kupiecku wujowie - ta mieszanina głupoty i sprytu, pospolitości i towarzyskiej ogłady, godna całej serii brukowych romansów...". Kres zadekretowanej amnezji uwolnił falę zainteresowania górnośląską arystokracją węgla i stali. Potomkowie wielkich rodów nierzadko przypominali o sobie sami, przybywając do krainy przodków, by posmakować ich dawnej chwały. Zazwyczaj był to smak gorzki - ruiny rodowych siedzib czy pałacowe kaplice zamienione w toalety nie pozwalały zapomnieć, że stare dobre czasy minęły bezpowrotnie. Rekompensatą bywał nieskrywany entuzjazm lokalnych władz, czasem bezkrytyczny i pretensjonalny, jak w Głogówku, gdzie rzekomy potomek Oppersdorffów gościł się dłuższy czas na koszt gminy, zanim został zdemaskowany jako zwykły hochsztapler.

Oni stworzyli przemysłowy Śląsk

Gdyby nawet przedstawiciele nowej elity regionu nie dodawali sobie prestiżu. pozując do zdjęć z hrabiami czy baronami, pamięć o szlacheckich familiach z Górnego Śląska odżyłaby za sprawą pasjonatów lokalnej historii. Tej bowiem nie sposób opowiedzieć z pominięciem nazwisk takich jak Henckel von Donnersmarck, Hochberg, Ballestrem, Schaffgotsch, Hohenlohe czy Tiele-Winckler - fundatorów świątyń katolickich i ewangelickich, właścicieli hut i kopalń, faktycznych twórców części górnośląskich miast. Zaangażowanie arystokratów, nierzadko osiadłych na Śląsku na długo przed zajęciem większej części krainy przez Fryderyka Wielkiego, w imponujące dzieło uprzemysłowienia, to fenomen określany mianem "pruskiej drogi", w najczystszej postaci występujący właśnie w naszym regionie. Podczas gdy na ziemiach polskich błękitna krew zobowiązywała do kultywowania dawnego, ziemiańskiego stylu życia, w górnośląskiej części monarchii Hohenzollernów szlachetnie urodzeni uczynili z wytopu surówki i fedrunku węgla sposób na dostatnie życie, ku chwale Prus i dla własnego pożytku. Król odwdzięczał się zaszczytami, które spływały na zasłużonych dla gospodarczego rozwoju państwa przedsiębiorców. Z czasem i ci stosunkowo nieliczni, którzy swoją karierę rozpoczynali jako parweniusze, legitymowali się dumnym "von" przed nazwiskiem.

Przypominani, ale wciąż jeszcze "be"...
Wśród przemysłowych magnatów trafiały się jednostki zarówno wybitne, jak i mierne, trudno jednak odmówić tej klasie olbrzymich zasług dla modernizacji Górnego Śląska. Ta ostatnia dokonywała się w wielu wymiarach. Arystokraci zakładali biblioteki, wspierali budowę szkół, teatrów i osiedli patronackich, wyposażonych w cywilizacyjne zdobycze, na które robotnik w Galicji czy Kongresówce musiał czekać jeszcze wiele lat. Kładli podwaliny pod nowoczesną opiekę socjalną, czego świadectwem pozostaje Górniczy Dom Wypoczynkowy, powstały w Głuchołazach z inicjatywy Ballestremów. Bez względu na to, w jakim stopniu inwestycje w kulturę i edukację oraz działalność charytatywna motywowane były szczerą troską o byt Górnoślązaków, a w jakim chłodną kalkulacją, doniosłość wkładu szlacheckich rodzin w cywilizacyjny awans krainy nie podlega dyskusji.
Choć pamięć o tych zapierających dech osiągnięciach jest stopniowo przywracana, z wolą uhonorowania ich twórców bywa różnie. Najłaskawszym okiem górnośląskie samorządy spojrzały na ród Henckel von Donnersmarck, w którego rękach swego czasu skupiła się druga co do wielkości fortuna Cesarstwa Niemieckiego. Srebrna róża, pojawiająca się w herbie Henckli, widnieje od 2002 roku także w herbie powiatu tarnogórskiego. Przed kilkoma tygodniami władze Świętochłowic nadały na wniosek Ruchu Autonomii Śląska imię rodu jednemu z placów. Znacznie mniej szczęścia do troszczących się o regionalne dziedzictwo lokalnych włodarzy mają dotąd Tiele-Wincklerowie. Dziwi to i bulwersuje, bowiem Franz von Winckler i jego spadkobiercy są faktycznymi twórcami miasta Katowice, a ich potomkowie podejmowani byli nie tak dawno z honorami przez prezydenta Piotra Uszoka. Kiedy jednak do urzędu wpłynął wniosek o przywrócenie odcinkowi ul. Stawowej dawnej nazwy Plac Tiele-Wincklerów, zbyto go byle wymówką. Po dawnym dworze Franza Wincklera przy Alei Korfantego (niegdyś Schloßstrasse), jak i po upamiętniającym tę znakomitą postać obelisku zaprojektowanym przez wybitnego rzeźbiarza Theodora Kalidego nie pozostał nawet ślad.

A powinni być dumą naszego regionu
Być może obecne władze największego górnośląskiego miasta boją się konfrontacji swoich osiągnięć z dokonaniami rodu przemysłowców. Obawa ta byłaby w pełni uzasadniona; dziś powiedzenie sprzed stu lat "Berlin - große Großstadt, Breslau - große Kleinstadt, Kattowitz - kleine Großstadt" (w wolnym tłumaczeniu: "Berlin - wielka metropolia, Wrocław - wielka pipidówa, Katowice - mała metropolia") przyjmowane jest z niedowierzaniem. Osiągnięcia górnośląskich arystokratów wciąż mogą być pożywką dla regionalnej dumy i amunicją dla specjalistów od marketingu. Potomkowie książąt, hrabiów i baronów, którzy opuścili Śląsk w 1945 roku, odnoszą sukcesy w różnych dziedzinach życia, nierzadko podkreślają przy tym swoje związki z krainą ojców. Ulrich Henckel von Donnersmarck, wcześniej menedżer w firmie spedycyjnej, w 1977 roku przywdział cysterski habit, przyjmując zakonne imię Gregor. Dwadzieścia dwa lata później wybrano go na opata klasztoru w austriackim Heiligenkreuz. Przed rokiem celebrował mszę na spotkaniu Górnoślązaków w niemieckim Rheinbergu. Jego bratanek Florian, urodzony w Kolonii, uhonorowany został statuetką Oscara za film "Życie na podsłuchu". Składając autograf dla głowy rodu, księcia Guidotta, dopisał: "Ślązak Ślązakowi".

***
Dr Jerzy Gorzelik (ur. 1971 r. w Zabrzu) jest śląskim historykiem sztuki i regionalnym politykiem, przewodniczącym Ruchu Autonomii Śląska (od 2003). Wykłada na Uniwersytecie Śląskim. Żonaty, ma trzy córki. Mieszka w Katowicach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!