Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

IPN: "Delegat" to ksiądz Jankowski

Barbara Szczepuła
Ksiądz Henryk Jankowski zaprzecza twierdzeniom IPN
Ksiądz Henryk Jankowski zaprzecza twierdzeniom IPN Robert Kwiatek/Archiwum
- Nie współpracowałem z SB - mówi "Polsce Dziennikowi Bałtyckiemu" ksiądz Henryk Jankowski, długoletni proboszcz kościoła Świętej Brygidy w Gdańsku.

Informację, że ksiądz Jankowski był kontaktem operacyjnym SB o pseudonimie "Delegat" vel "Libella" - podali historycy IPN. W środę ukazała się nowa książka Instytutu Pamięci Narodowej zatytułowana "Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1982-1984". Sensację dotyczącą księdza Jankowskiego umieszczono już we wstępie i to w dodatku w przypisie.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski podkreśla, że kontakt operacyjny to nie to samo co tajny współpracownik. - Ksiądz Jankowski mógł nawet nie wiedzieć o tym, że Służba Bezpieczeństwa tak go traktuje i że jest zarejestrowany - mówi.

Z kolei Adam Hlebowicz, członek komisji historycznej badającej archiwa gdańskiej archidiecezji twierdzi, że "Delegat" owszem, pojawiał się w różnych dokumentach , ale kto nim jest, nie wie, bo z dostępnych mu dokumentów nie wynikało to jednoznacznie. Szczególnie, że znaczna część gdańskich archiwaliów została zniszczona. Widać było jednak wyraźnie, że był to ktoś szczególny, informator bardzo starannie przez SB chroniony, zakamuflowany, a więc cenny.

Nie wszyscy esbecy mieli dostęp do jego doniesień, kierowano je do Warszawy, do wysoko postawionych funkcjonariuszy. "Delegat" sporządził wiele informacji podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Gdańska w 1987 roku. Natomiast abp Tadeusz Gocłowski nie chce komentować sprawy. - Wyniki badań komisji przekazaliśmy księdzu arcybiskupowi Głódziowi - oznajmia.

Piotr Adamowicz, dziennikarz, który od lat bada dokumenty zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej i sam kilka lat temu drukował w Rzeczpospolitej tekst na temat "Delegata", uśmiał się, gdy zobaczył, że informację o tym, iż ksiądz Jankowski był kontaktem operacyjnym SB, umieszczono w przypisie książki o księdzu Popiełuszce wydanej przez IPN.

A zatem - ironizuje - zamiast zbioru dokumentów i ich analizy, mamy tanią sensację niejako przy okazji. Czyżby uznano, że temat księdza Popiełuszki jest już wyeksploatowany i nie poruszy czytelników? A Cenckiewicz i Gontarczyk napisali niedawno, że trudno jest ustalić, kto tak naprawdę był "Delegatem", choć materiały znane są już co najmniej od dwu lat.
Teraz Jan Żaryn, dyrektor Biura Informacji IPN, to ustalił. Twierdzi, że z analizy raportów z lat 1980-82 wynika, iż ksiądz Henryk Jankowski był traktowany jako agent wpływu. Dodaje jednak, że on sam nie musiał o tym wiedzieć.
Taka postawa irytuje arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego.
- Albo wiemy coś na pewno i wtedy piszemy, albo milczymy, by nie krzywdzić ludzi. Był kontaktem operacyjnym, ale nie wiedział o tym... To niepoważne.
Jednak także ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski twierdzi, że tak właśnie mogło być. "Kontakt operacyjny" - jego zdaniem - nie oznacza świadomej współpracy.

Może ksiądz Jankowski prowadził swoistą grę z SB, ale nie zdawał sobie sprawy, że każda gra z tymi panami jest przegrana. Wydaje się jednak, że ksiądz Jankowski zobaczył, iż gra jest niebezpieczna, bo się wycofał - mówi ksiądz Isakowicz-Zaleski.
Żaryn natomiast uważa, że nie może być wątpliwości co do osoby. Wskazuje na to analiza dokumentów. Chodzi bowiem o człowieka z Gdańska, który dobrze znał Lecha Wałęsę i prymasa Wyszyńskiego. - Pewne jest, że to nie była osoba świecka. To musiał być duchowny - dodaje ksiądz Isakowicz-Zaleski.

Ksiądz Jankowski stanowczo wszystkiemu zaprzecza. Mówi, że wprawdzie ówczesny szef gdańskiej bezpieki mieszkał na plebanii kościoła Świętej Brygidy, ale unikał rozmów z tym panem. - Nie jestem wstrząśnięty tymi doniesieniami medialnymi - twierdzi arcybiskup Gocłowski - bo już przecież pisało się o tej sprawie przed laty. Teraz znów do niej powrócono, choć nie wydaje się pewną informacją ani też nie pojawiły się nowe fakty. Kościół zamknął sprawę lustracji księży, ale oczywiście dziennikarze i historycy mogą się nią zajmować dalej i prowadzić badania.

- To trudna sprawa - stwierdza Adam Hlebowicz, który był członkiem komisji historycznej badającej archiwa archidiecezji gdańskiej. - Dokumenty są przetrzebione. Ale rzeczywiście "Delegat" pojawia się w różnych sytuacjach, w wielu ważnych momentach. Ożywia się bardzo podczas wizyty Jana Pawła II w Gdańsku w 1987 roku. Zresztą wtedy esbecja uruchomiła "wszystkich świętych", czyli wszystkich, których się dało, bo to była wielka akcja.

Jedno jest pewne: "Delegat" był bardzo cennym agentem i dlatego starannie zakamuflowanym.
- Skoro IPN uznał, że ksiądz Jankowski jest kontaktem operacyjnym, to ciekawe, czy teraz wstrzyma mu udostępnianie dokumentów? - zastanawia się Piotr Adamowicz.
Telefonuję do Adama Chmieleckiego, rzecznika prasowego IPN w Gdańsku, z tym pytaniem.
- Nie wiem - odpowiada - książka dopiero co się ukazała.
- No, ale Lechowi Wałęsie wstrzymaliście udostępnianie dokumentów. Więc jak?
- Dowiem się i oddzwonię.
Nie oddzwonił.

Własna gra?
Na wczorajszej konferencji IPN największe emocje pytających budziło nazwisko księdza Henryka Jankowskiego. Już wcześniej sugerowano, że Jankowski był kontaktem operacyjnym "Libella" (lub "Delegat"). Prymas Józef Glemp twierdził, że "Delegat" to osoba świecka. Według historyków gdański ksiądz najprawdopodobniej próbował rozegrać własną grę, która miała polegać na zbliżeniu "S" do Kościoła, a zarazem na doprowadzeniu do porozumienia z władzą.

Ten opisywany w książce esbek mieszkał na plebanii, więc go dobrze znałem

Z prałatem Henrykiem Jankowskim rozmawia Barbara Szczepuła

W nowej książce IPN znalazło się stwierdzenie, że kontakt operacyjny "Delegat" vel "Libella" to właśnie ksiądz.
Dziwne, że tyle lat czekano z tą sensacyjną wiadomością.

Kilka lat temu pisało się już o "Delegacie". Przywoływano spotkanie, w którym brali udział kard. Stefan Wyszyński, Lech Wałęsa i ksiądz prałat, a SB otrzymała relację z tego spotkania.
Może od księdza kardynała (śmiech) albo biskupa Dąbrowskiego? To żart oczywiście. Podejrzenia łatwo rzucać. To jest pomówienie i tyle.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski uważa, że ksiądz mógł nie zdawać sobie sprawy, że SB zarejestrowało księdza jako kontakt operacyjny. Ale nieświadomie mógł ksiądz udzielać informacji.
Jak to nieświadomie?

Np. szefowi gdańskiej bezpieki Ryszardowi Bedrysowi.
On tu mieszkał. Na plebanii świętej Brygidy.

Esbek mieszkał na plebanii?!
Tak jest. Na parterze po lewej stronie. Ja po prawej. On tu już mieszkał, gdy ja się sprowadziłem.

To tym bardziej musiał ksiądz z nim rozmawiać?
O tyle o ile. O niczym konkretnym.

A wiedział ksiądz, że to esbek?
Wiedziałem. Natomiast jego żona była lekarką.

Skąd ksiądz wiedział?
Od sióstr, które były tu wcześniej.

Nie wypytywał o nic księdza?
Nie. Ja unikałem kontaktów.

Kiedy się wyprowadził?
W stanie wojennym.

Może z innymi esbekami ksiądz rozmawiał?
Nie. Unikałem takich kontaktów.

Podobno ksiądz grał przeciw KOR, wspierając Lecha Wałęsę.
Rzeczywiście z panem Lechem byłem bardzo związany. To prawda. Ale przeciw KOR-owi nie działałem, bywał tu przecież pan Kuroń i inni.

Dostał ksiądz swoją teczkę?
Dostałem część dokumentów. Wiem, kto na mnie donosił. Nie będę wymieniał nazwisk. Nie chcę nikogo skrzywdzić.

Księża?
Tak jest.

Ma ksiądz status pokrzywdzonego?
Nie. Nie starałem się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki