Część publiczności była już wyraźnie syta i zmęczona. Opuszczała więc stoczniowy plac na długo przed finałem.
Ci jednak, którzy zostali, mieli okazję obejrzeć show, jakiego w Gdańsku jeszcze nie było. Zwłaszcza efekty specjalne robiły wrażenie. Przede wszystkim wspaniała, zmysłowa choreografia i wizualizacja. W przypadku występu Kylie wszystko miało swoje tempo. Na głównym telebimie jak w kalejdoskopie zmieniały się obrazy. Artystka na prawo i lewo posyłała promienne uśmiechy i uwijała się na scenie razem ze swoimi tancerzami, którzy zmieniali stroje tak często jak ona, czyli mniej więcej co 15 minut. Żywą reakcję wzbudziła ta część show, w której gwiazda i jej zespół wystąpili przebrani za marynarzy.
Jeśli ktoś liczył na dawną Kylie w kusych szorcikach, to się rozczarował. Jej znak firmowy jeszcze sprzed paru lat, czyli kuse szorciki, odszedł do przeszłości. Kylie wydoroślała i ze stylu lolitki pozostała jej najwyżej minisukienka. W kreacjach sporo ciała zasłaniała jednak koronkami, frędzlami i cekinami.
Większość piosenek, które zaśpiewała w ciągu półtoragodzinnego koncertu, pochodziła z jej najnowszej płyty. Wszystkie były dynamiczne i idealnie nadawały się do tańczenia. Ale nie zabrakło też kilku starych, dobrze znanych przebojów, takich jak "I Should Be So Lucky", którym pożegnała się z Gdańskiem.
Publiczność, mimo kilkugodzinnego maratonu na stojąco, bardzo ciepło reagowała na australijską gwiazdę. W pewnym momencie najpierw zaśpiewano jej "Happy birthday", a potem już polskie "Sto lat". Wzruszona Kylie powiedziała tylko, że urodziny miała już jakiś czas temu [28 maja - przyp. red.], i zapytała, skąd wiemy, że ma w zwyczaju świętować je cały tydzień. Od fanów dostała koszulkę z napisem "Poland loves Kylie".
Gwiazda odrobiła też lekcje z polskiego. Na szybko, rzecz jasna, ale na tyle żeby podczas koncertu np. witać nas "we stoczni". Często powtarzała "dziękuję" i raz nawet ze sceny krzyknęła "nie ma wolności bez Solidarności!". Jej show skończył się koło pierwszej w nocy.
Po koncercie Kylie odpoczywała w apartamencie w Dworze Oliwskim, a w piątek wyleciała z Gdańska. Swoją pierwszą wizytę w Polsce zaliczyła do bardzo udanych. Szczególne wrażenie zrobiła na niej liczba osób, które mimo średniej pogody zjawiły się na koncercie. W stoczni bawiło się 80 tys. słuchaczy.
Australijska artystka wiedziała też, z jakiej okazji występuje, i czuła się tym wyróżniona.
- Od czasu swojej choroby Kylie bardzo chętnie włącza się w akcje charytatywne, ale także w takie okazjonalne, ideowe koncerty - mówi Anna Głowacka, zajmująca się produkcją koncertu. - Podczas całego swojego pobytu sprawiała wrażenie osoby miłej i niewymagającej. Chciała się czuć swobodnie, więc dawała swoim ochroniarzom wolne - dodaje.
Przed Kylie wystąpili niezwykle lubiani w naszym kraju muzycy ze Scorpions, którzy swoim żywiołowym, energetycznym setem, przeplatanym nastrojowymi balladami, rozgrzali publiczność. W dobrej dyspozycji był zarówno wokalista Klaus Meine, jak i trzej gitarzyści - wśród nich polski basista Paweł Mąciwoda. Zjawiskową grą na perkusji popisał się zaś jak zwykle Amerykanin James Kottak.
Życząc nam szczęśliwej rocznicy i oddając honor solidarnościowym bohaterom, Scorpionsi pożegnali się nieśmiertelną balladą "Wind of Change" i rockowym hitem "Rock You Like a Hurricane".
Na otwarciu koncertu zagrały natomiast polskie gwiazdy - Lombard, Tilt, Kombii i Kora. Artyści przypomnieli swoje największe przeboje z lat 80.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?