MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mumia, wilkołak i kościotrup w faktorii w Pruszczu Gdańskim

Jarosław Zalesiński
Aktorzy czują się w tej sztuce jak na swoim
Aktorzy czują się w tej sztuce jak na swoim Materiały prasowe
Nawet gdyby siedzieć na ceracie, czułoby się wilgoć ławek, a komary - jak to po deszczu - cięły bezlitośnie. A jednak wieczór w Parku Faktoria w Pruszczu Gdański, gdzie w minioną sobotę prapremierowo wystawiono "Tajemniczą Irmę Vep" Charlesa Ludlama, zaliczam do bardziej udanych wieczorów teatralnych.

Nie podejmę się próby streszczenia wydarzeń farsowej sztuki Ludlama. "Irma" jest tak świadomie absurdalna, że tylko bym się ośmieszył, starając się ją opowiedzieć. Wszystko jest tu bzdurne i na niby, tak jak ściany domu arystokratycznej angielskiej rezydencji w "Mandacrest na wrzosowiskach", jak czytamy w didaskaliach. W rzeczywistości ściany te to po prostu równiutko przystrzyżony żywopłot.

Na wprost widnieje w nim okno, które równie dobrze funkcjonuje jako drzwi, przez które wpadać będzie wilkołak. Po lewej stronie, jakby to był Luwr, wisi portret Mony Lizy. Gdy wydarzenia nabiorą tempa, będzie sobie z niego ciurkać krew, a po uruchomieniu tajemnej dźwigni portret się obróci, wypuszczając przykutego łańcuchami wampira. Pośrodku mamy długie żółte pudło, które się w środku przedstawienia okaże sarkofagiem egipskiej mumii. Po prawej - ukryte obrotowe drzwi, za którymi dynda kościotrup. Sami państwo rozumieją, że tego się nie da sensownie opowiedzieć.

Sztuka Ludluma jest brawurową mieszaniną najróżniejszych teatralnych i kinowych konwencji, klisz czy gatunków. Bezpośrednią inspiracją była ponoć "Rebeka" Alfreda Hitchcocka, ale to tylko jeden klocek z wielkiej układanki. W przekładzie Małgorzaty Semil co rusz się pojawiają np. cytaty z "Dziadów" czy "Wesela". Aktorzy albo reżyser podopisywali Ludlumowi sporo własnych konceptów, czasem wziętych z gazet z ostatnich tygodni, np. perypetie klientów biura podróży Kopernik. Dziką radość publiczności obudziły żarty ze strażników miejskich, którzy asystują spektaklom w Pruszczu Gdańskim, odkąd jacyś rozweseleni (bynajmniej nie samymi przedstawieniami) widzowie próbowali się podłączyć z własnymi recytacjami.

- Wezwę Straż Miejską - rzuca w pewnym momencie jeden z aktorów. - E, i tak nie przyjdą - reflektuje się po chwili.

O te dopiski podejrzewam i reżysera Adama Orzechowskiego, i aktorów Łukasza Konopkę i Marka Tyndę. Może nawet bardziej tych drugich? Nie wiem, jak było, ale wiem, bo widać to na scenie, że aktorzy się tu czują jak na swoim. W ich graniu jest przy tym tyle samo swobody, co i dyscypliny, bez której spektakl rozsypałby się po pół godzinie. Rzecz w tym że Konopka i Tynda mają do zagrania siedem postaci, w tym kilka kobiecych. Tempo tych przebieranek jest naprawdę zawrotne. W końcówce Marek Tynda nie ma już czasu zejść ze sceny i gra parę bohaterów, dialogujących ze sobą. I gra ich wiarygodnie.

Tak, sukces "Tajemniczej Irmy Vep" jest przede wszystkim sukcesem aktorskim. Ale i reżyser Adam Orzechowski, dyrektor teatru, nareszcie się w tej sztuce dogadał ze swymi podwładnymi. Czekam teraz na sequel "Tajemniczej Irmy Vep", przygotowywany na koniec sierpnia. Sztukę, montowaną na scenie Malarnia w Gdańsku, zagra druga para aktorów - Piotr Łukawski i Maciej Konopiński. Na pewno się wybiorę, wcale nie dlatego że nie będzie już komarów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki